img_4595.jpeg

Kampen, Sylt, 2022. Fot. Iwona Ostrowska.

Tajemnice wyspy Sylt

Sara Manasterska
W numerach
Marzec
2023
796 (2014)

Co wiemy o wyspie Sylt? Na razie nic, za chwilę wszystko. Zacznijmy jednak od końca: oto nad falami umiarkowanie wzburzonego morza kołują setki kiepskich memów, pod sklepem z alkoholami obozuje grupa punków z plecakami, w tle wyobraźmy zaś sobie coś jak z obrazu Chagalla z jego późnej fazy, ale zamiast Biblii i sztetla niech tam będą ciemnoniebiescy mieszczanie1 patrzący z troską w księżyc (blady jak wyciągi z kont bankowych), ich żony z perłami na szyi i blond córki w kaszmirowych kardiganach, wszyscy bardzo zatroskani.

13-09-29-nordfriesisches-wattenmeer-ralfr-05.jpg

Wyspa Sylt. Fot. Ralf Roletschek.

Oto lato roku 2022: rząd niemiecki ogłasza bilet za dziewięć euro (na miejsca w drugiej klasie połączeń lokalnych i regionalnych), który ma obowiązywać i faktycznie obowiązuje w czerwcu, lipcu i sierpniu. Pierwszy szturm pasażerów na kolej zakończył się pociągami przepełnionymi po drzwi i okna oraz opóźnieniami, za które wreszcie można było winić coś innego niż od lat nieremontowaną infrastrukturę (brzmi znajomo?). Co bardziej przedsiębiorczy podróżni szybko zaczęli kalkulować, ilu godzin i ilu przesiadek potrzeba, by z biletem za dziewięć euro przejechać z jednego końca Niemiec na drugi: w sercach porządnych mieszczan zapanował strach, perły zadrżały na bladych, omdlewających szyjach, kaszmirowe kardigany zaszeleściły złowrogo. Oto bowiem nad ich spokojnym kurortem, idyllicznym północnym Saint-Tropez, wyspiarską Marbellą, zawisła groźba najgorszych z niepożądanych gości: plebsu. Oczywiście okropne to słowo nigdy nie zostało wypowiedziane na głos – a w każdym razie nie w obecności dziennikarzy – mieszczanie znają w końcu dość synonimów, by brzmieć przyzwoicie, ale było jasne, że zagrożenie wiązane było z obecnością osób niewłaściwej klasy (zero kaszmirowych kardiganów). Zagrożenie oczywiście szybko się zmaterializowało i ku graniczącej z Schadenfreude uciesze mojej i innych czytelników gazet, media przez długie tygodnie donosiły o kolejnych posunięciach elementu antyspołecznego na wyspie (grupa punków rozbija namiot, policja usuwa namiot, punki znowu na wyspie, Sylt zastanawia się, jak zapobiec wizytom nieproszonych gości, i tak dalej). Mówię: mieszczanie, ale mamy tu do czynienia z finansową śmietanką mieszczaństwa i pewnie paroma tuzinami celebrytów, którzy pod pokrytymi strzechą dachami wioski Kampen z błogością odnajdują ponownie dobrze sobie znane kontuary luksusowych butików. Po torebkę za kilkadziesiąt tysięcy euro dobrze jest bowiem pojechać nad Morze Północne.

sylt.png

Projekt Hotelu Atlantis, Sylt, lata siedemdziesiąte. Fot. NDR.

Ale butiki, strzechy i mieszczanie to nie wszystko, co można znaleźć na Sylcie. Pominę czas geologiczny – chociaż to on odpowiada za niezwykły kształt wyspy z niezwykle długą linią brzegową i ponad czterdziestoma kilometrami plaży. Na mapie Sylt przypomina lądujące ptaszysko, bijące skrzydłami w stronę kontynentu. Sam jego kształt to nadal nie wszystko: niezwykły jest również krajobraz wyspy: piaski, trawy i wrzosowiska, i ta niezwykła paleta barw, widzianych jakby przez lekką mgiełkę, typowa dla wybrzeża Morza Północnego, coś jak z obrazów malarzy ze Skagen – czy u Carla Lochera nie widzimy dokładnie tych samych odcieni niebieskiego? Albo u Michaela Anchera – chociaż to zupełnie inne odcienie, nadal ma się wrażenie, że w gruncie rzeczy kryje się za nimi to samo zjawisko.

img_4580.jpeg

Kampen, Sylt, 2022. Fot. Iwona Ostrowska.

Ale porzućmy czas geologiczny. Neolit i późniejsze pozostałości osadnictwa na wyspie załatwmy krótką wzmianką, podobnie jak romański kościół Świętego Seweryna w Keitum (obecnie z dobudówkami). Oto nadchodzi wiek dziewiętnasty, a z nim kurorty. Krajobraz wyspy wkrótce znajduje licznych amatorów, w tym artystów, estetów, poetów i innych uniżonych sług piękna. Wśród nich pojawia się także Ferdinand Avenarius, założyciel czasopisma „Kunstwart”, samozwańczy piewca dobrego smaku w niemczyźnie i, co bardziej sympatyczne, działacz na rzecz koncepcji miasta-ogrodu. Próby poetyckie Avenariusa współcześnie znane są głównie specjalistkom (i słusznie, jak zauważę, jako równie samozwańcza piewczyni dobrego smaku, no bo przecież, o fuj: „Das Nebelmeer wälzt seine düstern, grauen / Gigantenwogen an den Felsenbord – / Gleich blassen Geistern schleppen sie sich fort, / Die vorwurfsvoll zum stolzen Himmel schauen”2). Oprócz jednak jego zamiłowania do pobytów na Sylcie, wspomnieć należy o prawdziwym pojedynku dwóch tytanów (dobrego smaku, oczywiście, bo czegóż by innego!): Avenarius należał do zażartych przeciwników twórczości Karla Maya, którego popularność uznawał za uwłaczający narodowej godności przejaw braku gustu.

img_4563.jpeg

Westerland, główne miasteczko na wyspie Sylt, 2022. Fot. Iwona Ostrowska.

Pierwsza wojna światowa omija Sylt, ale nazizm i antysemityzm są jak zderzenie czołowe. Jeszcze przed ustawami norymberskimi wiele hoteli na wyspie określiło się mianem „wolnych od Żydów”, chociaż Kampen miało przez dłuższy czas pozostawać ostoją przyzwoitości. Dodać jednak trzeba, że wykluczanie Żydów z możliwości korzystania z kąpielisk nie było w Niemczech niczym nowym: jak tylko idea rozprzestrzeniła się wystarczająco poza najwyższymi warstwami społeczeństwa, hotele i uzdrowiska zaczęły dawać pełen wyraz antysemickiej nienawiści właścicieli.

Naziści, w tym prominentni, także uznawali wyspę za elegancki kurort (chciałoby się powiedzieć: kolejni niepożądani goście, jednak nie tak to widzieli ówcześni mieszkańcy). Ta popularność nie uratowała jednak wyspy przed budową rozlicznych bunkrów, z których niektóre rozbierano jeszcze na początku dwudziestego pierwszego wieku – same ruiny na tle pięknego krajobrazu podziwiać jeszcze można na zdjęciach. W obawie przed inwazją aliantów, wyspę uznano również za strefę zamkniętą.

img_4562.jpeg

Westerland, główne miasteczko na wyspie Sylt, 2022. Fot. Iwona Ostrowska.

Po wojnie na Sylcie osiedlili się wypędzeni – nie udało mi się ustalić, czy ówcześni mieszkańcy wyspy również uznali ich za element niepożądany. Taki los jednak z pewnością czekałby potencjalnych gości nieudanego projektu z przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Atlantis, Atlantyda – taką bowiem złowróżbną nazwę obrał dla swojego projektu miejscowy przedsiębiorca – miała być hotelem liczącym sobie trzydzieści trzy piętra. Sprzeciw mieszkańców oraz działaczy na rzecz ochrony przyrody był ogromny i w końcu okazał się skuteczny. Z planów budowy „nowej wieży Babel”, jak określały to ówczesne media, nic nie wyszło.

Do przeszłości należą także wizyty innych gości: wydmy w okolicach Dikjen Deel w Westerlandzie przez długi czas były ulubionym miejscem cruisingu dla bawiących w okolicy gejów. Jednak obecnie wstęp na wydmy jest zakazany, a liczba klubów i barów gejowskich coraz bardziej spada, jak donosi relewantny portal. Po co chodzić na wydmy i brnąć po kolana w piasku3, skoro z towarzyszem jednej lub wielu nocy można spotkać się zupełnie otwarcie, w biały dzień? Oczywiście, jeśli stać nas na nocleg i nie przeszkadzają wam mieszczanie, szukający schronienia pod niezliczonymi szeregami pokrytych stylową strzechą dachów. Złowrogo szeleści kaszmirowy kardigan, brzdękają perły, gaśnie światło.

 

  • 1. Od razu na wstępie czuję się zmuszona zaznaczyć, że piszę „mieszczanie”, ale myślę „Bürgertum“ – a nie jest to słowo, którego grozę oddaje niewinny polski „mieszczanin”. Thomas Bernhard nie przesadza tutaj ani odrobinę.
  • 2. W przekładzie Kornela Cymermana: „Ponure, szare, gigantyczne fale / Toczy mgły morze gdzie skalne urwiska / W niebo miotając karcące wyzwiska / Jak blade duchy ciągną się ospale”.
  • 3. Amatorzy i amatorki brnięcia po kolana w piasku z pewnością znajdą na długich plażach Syltu inne, bardziej dogodne miejsca.

Udostępnij

Sara Manasterska

jest tłumaczką literatury i asyriolożką.