23_139_x_85.jpg

Protest studentów szkół artystycznych pod MKiDN przeciwko odwołaniu dyrektor PISF Magdaleny Sroki, Warszawa, październik 2017

Instytucje wyobraźni i zrozumienia

Piotr Olkusz
W numerach
Listopad
2017
11 (732)

Dekret Moskiewski. Zna go każdy historyk instytucji kultury. Zwany jest także przywróceniem monopolu Comédie-Française. Jego ocena zależna jest po pierwsze od stosunku osoby oceniającej do Napoleona, a po drugie od tezy, jakiej chce się bronić. Dekret Moskiewski dla jednych jest dowodem na troskę Napoleona o sztukę, dla drugich dowodem na niezrozumienie przez Cesarza Francuzów natury teatru. Możliwe jest także przełamanie tej alternatywy – Dekret Moskiewski jest dowodem na niechęć Napoleona do (wolnego) teatru, oraz świadectwem doskonałego zrozumienia przez Cesarza siły tej sztuki. Słówko „oraz” można zastąpić jakimś łącznikiem ustalającym relację wynikania.

Według zupełnie wiarygodnych ustaleń poczynionych nie tak niedawno, dekret wcale nie został podpisany w Moskwie, ale być może w Smoleńsku, a możliwe, że nawet dopiero po dotarciu do Paryża. 1 Wydaje się, że Napoleon zdawał sobie sprawę z propagandowej mocy decyzji dotyczących instytucji. Bo jakże trafia do masowej wyobraźni obraz Cesarza, który siedząc za biurkiem cara na Kremlu podpisuje dokument o przywróceniu świetności instytucji, która – bardziej niż inne – przyczyniła się do tego, że Europa zaczęła mówić i myśleć po francusku?2 Francuzi dowiadują się o decyzji Napoleona w momencie, gdy kraj już tonie w chaosie, gdy jest jasne, że na horyzoncie walki na wszystkich frontach rysuje się już Waterloo. A jednak, choć kraj dryfuje, to ocala się jego sztandarową instytucję. To z takich majaków rodził się niejeden stendhalowski Fabrycy. Romantyzm pierwszej wody.

Tyle że decyzja bynajmniej nie była romantyczna. Napoleon poświęcał instytucjom, nie tylko teatralnym, wiele uwagi, zdając sobie sprawę, że od ich kształtu zależeć będzie kształt Francji. Miał za sobą długą tradycję takiego myślenia, zapoczątkowaną jeszcze przez kardynała Richelieu, i długą listę dowodów, że polityka i administracja czyniąca z instytucji swoje tryby jest skuteczna. Dowodem była Francja okresu absolutyzmu, ale i cały szereg europejskich krajów, które – by się modernizować – kopiowały jak mogły francuską politykę instytucjonalną. Akademie, na wzór ludwikowskich, powoływano w każdym kraju, który chciał być nowoczesny. Podobnie było z teatrami – instytucjami narodowymi. Choć różnie odnosiły się do francuskiego repertuaru, to przecież zawsze nawiązywały do instytucjonalnego wzorca.

Może nigdzie w Europie spory wokół własnych instytucji teatralnych wzorowanych na rozwiązaniach francuskich nie były tak silne, jak w Niemczech. Johann Christoph Gottsched, Johann Elias Schlegel, Gotthold Ephraim Lessing, nawet Schiller… Chcieli „podźwignąć teatr”, aby uczynić z niego instytucję moralną.3 Każde księstwo niemieckie marzyło o własnej scenie, i to niekoniecznie z próżności czy kompleksów, ale widząc w niej element polityki państwowej decydującej o kształcie kraju. Tak było od Hamburga do Weimaru. I choć – w imię niemieckich ambicji – krytykowano, z czasem coraz silniej, francuski wzorzec, to się od niego nie uwolniono. Instytucja teatralna wciąż była świadectwem francuskich wpływów po wschodniej stronie Renu. Przełom nastąpił za Napoleona – czego on sam nie zauważył. To rozczarowanie Cesarzem, który wcale nie niósł europejskim ludom wolności, sprawiło, że niemiecka myśl zaczęła robić kroki giganta. W 1810 roku w Berlinie otwarty zostaje uniwersytet, de facto pierwsza narodowa instytucja Niemiec.

Dla Francji pierwszą narodową instytucją był teatr – pierwsza z akademii, Académie Française, jest przecież nierozerwalnie związana z Grupą Pięciu Autorów Dramatycznych utworzoną przez Richelieu w tym samym 1635 roku. Nawet jeśli z czasem jej zainteresowania zataczały coraz szersze kręgi, zwłaszcza że powoływano później instytucje bardziej specjalistyczne (wśród nich także Comédie-Française w 1680), to przecież wyrosła ona ze słabości kardynała do teatru i jego mitu (bo czy w Grecji najważniejszą instytucją narodową też nie był teatr?). I choć na krótką metę może efektowne, to jednak niesłuszne byłoby definiowanie tych krajów przez pryzmat instytucji teatru i uniwersytetu. Trzeba zaś zauważyć, że obie instytucje mają podobny udział w definiowaniu wolności, narodowych i państwowych wspólnot. I – co może najważniejsze – służyć mogły utwierdzaniu państwowego ustroju bądź też pozwalały na myślenie w kategoriach alternatywnych wobec tego, czego chciała najsilniejsza struktura władzy. Francja i Niemcy zazdrościły sobie, w różnych okresach, Comédie-Française i Uniwersytetu Berlińskiego, widząc w obu instytucjach – szerzej: w sztuce i nauce – narzędzia kształtowania kraju.

***

Napoelon cenił teatr, pod warunkiem, że mu się podobał. W każdej ze swoich rezydencji organizował miejsce na przedstawienia, które oglądał chętnie, i o których jeszcze chętniej dyskutował. Szanował przede wszystkim tragedie i sztuki o tematyce państwowej. Gdy Talma – z którym zresztą na swój sposób się przyjaźnił – szykował się do roli króla w Śmierci Henryka IV Gabriela Legouvé – Napoleon nie mógł pogodzić się z faktem, że główny bohater tej sztuki publicznie mówi o swoich lękach: „Mam nadzieję, że znajdzie pan jakiś inny środek wyrazu; król może drżeć, bo to człowiek, jak każdy inny, ale nie powinien nigdy o tym mówić” – powiedział Cesarz dramatopisarzowi. 4 W tych słowach – za którymi poszła zmiana tekstu, a nawet finału sztuki (Legouvé podkreślił cnoty władcy i bezeceństwo spiskowców) odbija się wiele z Napoleońskiej wizji teatru i z jego polityki względem wolności scenicznej wypowiedzi: są rzeczy, o których teatr może mówić, i takie, o których powinien milczeć. Teatr nie mówi o świecie, jaki jest, ale jaki być powinien.

Wszelkie decyzje Napoleona dotyczące instytucji teatru ogniskowały się właśnie wokół tej kwestii, silnie zresztą związanej z dramaturgią współczesną, która stała się we Francji po rozporządzeniu z roku 1791 (o powszechnym prawie do otwierania nowych scen) sztuką par excellence polityczną. Nie ulega wątpliwości, że dramaturgia okresu Rewolucji nie wydała utworów, które uważalibyśmy dziś za arcydzieła literatury (oddzielna kwestia, na ile osąd ten został ukształtowany właśnie przez pryzmat ponapoleońskiego systemu i wymaga dziś rewizji). Wywoływała skandale, często przełamywała tabu, była chwilowa i użytkowa. Z czasem już Rewolucja zaczęła na to krzywo patrzeć, a Napoleon dokończył dzieła. Jego kolejne decyzje ograniczające swobodę wypowiedzi były jednak– przynajmniej w zapewnieniach propagandy – podejmowane w imię troski o artystyczny wymiar teatru i jego państwową misję. Dekret Napoleona z 1806 ograniczał liczbę paryskich scen do dwunastu i zakładał, że na określonym terenie będzie tylko jeden teatr (by widzom trudniej było wybierać to, na co mają ochotę). Rok później zamknięto kolejne dwie sceny, a te, które pozostały, musiały podporządkować się zaostrzonej cenzurze, która nierzadko nawet w akceptowanych tekstach wskazywała konkretne zmiany. Czy teatr stał się od tego lepszy? Na pewno stał się mniej różnorodny, zwłaszcza że szykany dotknęły nawet ówczesne théâtre de société – teatry grające zamknięte spektakle dla grona wtajemniczonych przyjaciół. Im często zarzucano niemoralność, o czym – skądinąd nie do końca bezzasadnie – przekonał się markiz de Sade. Tak zwany Dekret Moskiewski był zatem kolejnym etapem prowadzonej już wcześniej polityki przywiązywania repertuaru klasycznego do Comédie-Française (i – bijącego w finanse innych teatrów przez ograniczenie ich prawa do najpopularniejszych tytułów) oraz koncentrował się przede wszystkim na uregulowaniu zasad funkcjonowania teatru, kierowania nim, wpływu państwa na obsadzanie grup kierujących sceną. Był on faktycznie próbą powrotu do Comédie-Française z początków jej istnienia, gdy jej podporządkowanie państwowym oczekiwaniom stanowiło cenę, jaką zespół płacił za finansową stabilizację. Schematu funkcjonowania nakreślonego przez Napoleona nie zmieniły w większym stopniu późniejsze zmiany ustroju Francji. Cesarz chciał zagwarantowania ciągłości i wpisania teatru w szeroką politykę instytucjonalną Francji, wyprowadzając go z torów, na które pchnęła go Rewolucja. Warto zauważyć, że gest ten odpowiadał politycznemu założeniu Napoleona, w którym państwo oparte byłoby na sojuszu nowych elit (realizujących wolę państwa) z grupami, które we Francji nazywa się „ludowymi masami” – „masses populaires”. Sojuszu, w którym „masy” akceptują „elitę”, wierząc, że reprezentuje ona interesy większości i bierze na siebie przykre trudy myślenia za ogół. 5 Teatr był w tym systemie instytucją prawidłowo myślących elit. Tych, które powoływał do życia napoleoński system i które Pierre Bourdieu nazwał po latach „noblesse de l’État” – „arystokracją państwa” 6.

I warto spojrzeć na tę reformę instytucji teatru właśnie z perspektywy reform instytucji kluczowych dla tej polityki zamiany elit i podkupywania mas, a dla nich kluczową okazała się reforma szkolnictwa wyższego, przemieniająca wolne uniwersytety bądź to w kuźnie kadr nowego ładu, bądź to w szkoły zawodowe. Jeszcze w 1793 Rewolucja zlikwidowała wszystkie uniwersytety Francji, powołując w ich miejsce specjalistyczne szkoły wyższe, zrywające z regułą interdyscyplinarności. W 1806 Napoleon powołuje do życia scentralizowany Uniwersytet Cesarski, pozbawiony swobód administracyjnych i – w efekcie – wolności naukowych. Na prowincji utworzone zostają akademie zawodowe, zajmujące się kształceniem w obrębie „przydatnych” zawodów (medycyna czy prawo), zredefiniowana zostaje rola wydziałów filozoficznych – humanistyka zostaje związana ze szkolnictwem przeduniwersyteckim. Maturzyści chcący kontynuować naukę muszą zmienić otoczenie, gdyż jedynym ośrodkiem wyższej edukacji i badań staje się Paryż, z jego Grandes Écoles i Collège de France: bliskimi troskom i celom władzy, ale odległymi wszelkim swobodom, podporządkowanym regule bezpośredniej przydatności. Historia i nazwiska wielkich francuskich uczonych tego okresu związanych z naukami ścisłymi (Lagrange, Carnot, Ampère…) dowodzą pewnej skuteczności tych rozwiązań, choć zauważalna jest także, już po trzech, czterech dekadach niewydolność systemu opartego na „elicie naukowej” i prowincjonalnych uzawodowionych masach. 7 Kolejne rządy nie mają też złudzeń – kształt instytucji uniwersyteckich znajdzie swoje odbicie w kształcie państwa. W latach dwudziestych i trzydziestych zwolennicy reform państwowych (restauracja monarchii nie była przecież rewolucją wymierzoną w napoleoński system elit) podejmą próbę odbicia uniwersytetu paryskiego, włączając do niego wydział teologii i wzmacniając nauki humanistyczne, które zostaną uznane za nauki „akademickie” w przeciwieństwie do „zawodowego” prawa czy medycyny. Humanistyce najbardziej przysłuży się monarchia lipcowa – paryskie katedry staną się domem Micheleta czy Guizota (w pewnym okresie podniesionego do godności ministra edukacji). To na fali tych zmian do Collège de France zostanie zaproszony Mickiewicz. Na efekty tej polityki uniwersyteckiej nie będzie trzeba długo czekać – późniejsze rządy w całej Europie Zachodniej zaskoczy masowy udział studentów w Wiośnie Ludów. Niemniej „akademicki dryf” francuskich uniwersytetów będzie dość ograniczony. Będzie to raczej rysa na kamieniu wykutym przez Napoleona niż jego przekształcenie – swobody nie będą trwały długo, a ich zasięg ograniczy się niemal wyłącznie do uniwersytetu stołecznego. Gdy Francja poniesie klęskę w wojnie z Prusami (1870-1871), jej źródła wielu odnajdzie właśnie w ponapoleońskim systemie uniwersyteckim. Oczy wielu zwrócą się, z zazdrością, w stronę Uniwersytetu Berlińskiego stworzonego przez Wilhelma von Humboldta w 1810.

***

Ten modernizacyjny potencjał nowego typu uniwersytetu dostrzegł we Francji jako jeden z pierwszych Ernest Renan. W szeregu tekstów i wystąpień, jeszcze przed upokarzającą przegraną w wojnie z Prusami, przekonywał o przewadze modelu berlińskiego nad paryskimi szkołami wyższymi, zwracając uwagę na potrzebę rozwoju nauki, piętnując edukację opartą w pierwszej kolejności na przekazywaniu tego, co ważne w wykonywaniu określonego zawodu. Opublikowany tuż po klęsce „esej filozoficzny” La Réforme intellectuelle et morale (Reforma intelektualna i moralna, 1871) był już hołdem złożonym niemieckiemu uniwersytetowi (ryzykowne wyznanie, gdy antyniemieckie nastroje sięgnęły zenitu), który w rozumieniu autora był rodzajem metonimii całego niemieckiego społeczeństwa – bardziej zdemokratyzowanego, gotowego do zmian, samokrytycznego. Dla Renana niemiecki uniwersytet był „schronieniem wolnej myśli”, a nie – w domyśle, jak we Francji – „ostentacyjnego prozelityzmu”. To w Niemczech także „uniwersytecka wolność dyskusji jest absolutna” 8.

Autor nie miał złudzeń – w obu krajach rządzą elity (i krytyka tego stanu rzeczy była słabsza, niż dziś wielu by oczekiwało). Zauważał jednak Renan, że w Niemczech przynależność do elity nie jest zależna wyłącznie od – dziedziczonego skądinąd – majątku. Elity tworzy się także na uniwersytetach dzięki rozwojowi nauki rozumianej niekoniecznie w sposób bardzo utylitarny. We Francji, pisał Renan, szkoły wyższe ocenia się według skali przydatności przekazywanych tam umiejętności zawodowych. Niemcy potrafili zaś znaleźć specjalne, nowe miejsce dla nauki, która jest wartością samą w sobie, i jest to miejsce na tyle zaszczytne, by dostrzec w naukowcach elitę ważną dla kraju, niekoniecznie w związku z jej zamożnością.

W dwudziestym wieku esej Renana był przedmiotem niezliczonych analiz, jego autor zdawał się bowiem przeczuwać wartość, jaką dla rozwoju społeczeństw może mieć rozwijanie myślenia antysystemowego. Pisał o studentach i naukowcach, którzy – dumni z uprawiania nauki i świadomi jej wartości – będą umieli buntować się przeciwko utartym schematom, bo nie będą chcieli „być jedynie interpretatorami powierzchownych myśli, za którymi stoi tłum”. Uważał zresztą, że francuska elita była świadoma modernizacyjnego potencjału takiego uniwersytetu – to dlatego nie pozwalano na zastosowanie nad Sekwaną rozwiązań z Berlina. I jeśli nawet idealizował system niemiecki, to przecież rozumiał jego specyfikę opartą na – zakorzenionej w historii – różnorodności. Już w osiemnastym wieku państwa niemieckie próbowały budować swoją pozycję, między innymi powołując do życia własne uniwersytety – różniące się nie tylko wielkością, zamożnością i – rzecz jasna – poziomem prowadzonych tam badań oraz jakością nauczania. Różniły się także – i na to należałoby zwrócić może największą uwagę – stopniem swobody, jaką mogło się cieszyć skupione wokół nich środowisko. To właśnie relatywnie duża niezależność panująca na uniwersytecie w Jenie, uniwersytecie prowincjonalnego Księstwa Weimaru, uczyniła z tamtej instytucji ośrodek prawdziwie twórczy, w pewnym okresie kluczowy dla aktywności „weimarskich klasyków”, Goethego i Schillera, a także braci Humboldtów.

Sam uniwersytet w Berlinie powstał zaś w odpowiedzi na rozczarowanie Napoleonem. Okupacja napoleońska (1808-1810), choć początkowo przyjęta z wielkimi nadziejami szerokich rzesz społeczeństwa pruskiego, doprowadziła do krystalizowania się idei zjednoczeniowych, a nowe państwo potrzebowało nowej instytucji – wybór padł na uniwersytet. I do pewnego stopnia schemat czynienia z uniwersytetu instytucji, która mogłaby „podźwignąć kraj” i być źródłem jego moralnej odnowy, przypominał wcześniejsze fascynacje teatrem jako narzędziem takich reform. Z tą może różnicą, że dworskie teatry odpowiadały na ambicje w skali lokalnej i mimo prób adaptacji wciąż były na terenie Rzeszy bardziej czy mniej udanymi kopiami instytucji ludwikowskiej – uniwersytet w Berlinie miał być pierwszą instytucją w skali nowego, wielkiego państwa, i pierwszą pomyślaną na własny sposób, nawet jeśli opozycja względem świeżego modelu napoleońskiego nie była wcale totalna – znów rozprawiano o związkach instytucji z systemem państwa i o uniwersytecie jako o kuźni elit. Inaczej jednak te elity zdefiniowano i inaczej zdefiniowano uniwersyteckie swobody. Kluczowa okazała się neohumanistyczna wizja Wilhelma Humboldta, dla której napoleońskie Wielkie Szkoły zawodowe, Politechniki i Wydziały Medyczne nie umiałyby znaleźć miejsca.

Humboldt, sięgając po koncepcję Ein-und Allheit Friedricha Schellinga głoszącą organiczną jedność wszelkich nauk i opierając się na idealistycznym stosunku do wiedzy, odrzucał podziały i specjalizacje. Uniwersytet nie był korporacją nauczających i uczonych (universitas magistrorum et scholarium), stając się universitas scientiarum – środowiskiem spotkania nauk. Było to pierwsze na taką skalę zerwanie ze średniowiecznym uniwersytetem skupiającym wydziały (nawet jeśli podział administracyjny był w Berlinie, po silniej rewizji, podtrzymany). Humboldt na nowo i klarownie definiował wreszcie także sposób nauczania – chodziło o nauczanie przez tworzenie wiedzy i nauki, nie przez jej przekazywanie. To właśnie w ten sposób uniwersytet miał wyprzedzać system – odnajdując nowe modele, nie zaś powielając zastane. 9

Rzecz jasna, mimo całej antysystemowości uniwersytetu w Berlinie, nie sposób nie zauważyć, że dla nowego państwa jednoczących się Niemiec stał się on jedną z kluczowych instytucji, a zatem odpowiadał regule utylitarności. Zresztą esej Ernesta Renana krążył wokół tego paradoksu: wolny, tworzony w oderwaniu od zasady przydatności uniwersytet ostatecznie staje się bardzo przydatny. Renan zazdrościł pruskiemu państwu efektywności, a jej źródła odnalazł w uniwersytecie, który pytania o efektywność albo nie stawiał, albo wręcz je zwalczał. Należy jednak uciekać przed łatwymi wnioskami, a w relacji efektywne państwo pruskie–swoboda uniwersytecka według Humboldta dostrzegać raczej relację dynamiczną niż wynikową. I tego związku nie należy postrzegać krótkookresowo – byłaby to klęska samej myśli Humboldta, który przecież domagał się innego liczenia czasu dla nauki niż dla rzeczywistości codziennej. Oddzielną sprawą jest jeszcze faktyczne przywiązanie Uniwersytetu w Berlinie do ideałów założycielskich w różnych okresach, a także idealizowanie jego zasad czy to przez Renana, czy innych historyków instytucji i uniwersytetów.

Warto natomiast spojrzeć na uniwersytet według Humboldta jak na instytucję dążącą do wolności. Próbować odnaleźć jej miejsce między dążeniami absolutystycznymi a wolnościowymi, utwierdzającymi porządki a szukającymi nowych, być może lepszych ładów. To zbliża uniwersytet i teatr. Być może warto byłoby napisać wspólną historię obu instytucji. Dostrzec, że Akademie Richelieu były akademiami i sztuki, i wiedzy, i że nowoczesny uniwersytet, właśnie ten stworzony przez Humboldta, podział na refleksję humanistyczną i empirię szkiełka i oka kwestionował. Że walka o emancypację nauki i sztuki toczyła się w tym samym rytmie. Że Encyklopedyści chronili się na tych samych salonach antysystemowego Paryża, które zapewniały swobodę literatom i malarzom. Że uniwersytety i instytucje sztuki w walce o swoje wolności zawsze napotykały na tego samego oponenta.

Brat Wilhelma Humboldta, Alexander, zwany przez współczesnych „najsławniejszym człowiekiem po Napoleonie”, dowodził, że nauka to coś więcej niż zbiór faktów i wiedzy, że liczy się znalezienie związków i próba zrozumienia rzeczywistości szerszej niż ta, która mieści się w znanym przez nas systemie. Jego przyjaźń z Goethem, który przecież w słynnym weimarskim domu miał olbrzymią kolekcję minerałów i zasuszonych roślin (bo potrzebował ich do podejmowanych prac naukowych) wydaje się dziś raczej ewenementem, choć przecież ma potencjał symbolu. Siłę działania na wyobraźnię równie wielką, jak Moskiewski Dekret Napoleona. Podobnie jak i Kosmos Alexandra Humboldta, bestseler swojego czasu, rozchwytywany przez czytelników, którzy odnaleźli w książce rzeczywistość bez cezury między sztuką i nauką. Czy był to zwrot w rozumieniu sztuki i nauki, czy może próba powrotu do korzeni? I może, gdy kwestionuje się dziś naukowość i sens kulturoznawstwa, warto zajrzeć do drugiego tomu tej rozprawy, będącego „historią «poetyckich opisów natury» i malarstwa pejzażowego przez wieki od Greków i Persów do współczesnej literatury i sztuki […] także historią nauki, odkryć i poszukiwań od Aleksandra Wielkiego do świata arabskiego, od Krzysztofa Kolumba do Isaaca Newtona” – jak pisze Andrea Wulf w świetnej biografii naukowca Człowiek, który zrozumiał naturę, przełożonej właśnie na język polski10. Cóż to za nauka, pytał Thoreau pod wpływem Humboldta, „która wzbogaca zrozumienie, ale okrada wyobraźnię”. Cóż to za instytucje – można zapytać dalej – które wzbogacają zrozumienie, ale okradają wyobraźnię. Nie mówiąc już o tym, że cóż to za instytucje, które nie tylko okradają wyobraźnię, ale też nie wzbogacają zrozumienia.

 

  • 1. Tony Sauvel Le «Décret de Moscou» mérite-t-il son nom?, „Revue historique de droit français et étranger”, nr 3/1975, s. 436-440.
  • 2. Por. Marc Fumaroli Gdy Europa mówiła po francusku, przełożyli Wawrzyniec Brzozowski i Jan Maria Kłoczowski, Muzeum Łazienki Królewskie, Warszawa 2017.
  • 3. Por. O dramacie. Poetyki, Manifesty, Komentarze, pod redakcją Eleonory Udalskiej, t. 1. Rozdział Niemcy, PWN, Warszawa 1989.
  • 4. Por. Louis-Henry Lecomte Napoléon et le monde dramatique, Daragon, Paris 1912, s. 411.
  • 5. Christophe Charle Légitimités en péril [Éléments pour une histoire comparée des élites et de l’Étaten France et en Europeoccidentale (XIXème-XXème siècles)]. „Actes de la rechercheen sciences sociales”, nr 3/1997, s. 39-52.
  • 6. Pierre Bourdieu La Noblesse d’État, Grandesécoles et esprit de corps, Éd. de Minuit, Paris 1989.
  • 7. Por. René Voltz Université Napoléonienne (XIXe siècle), www.physique-ingenierie.unistra.fr (dostęp 24 października 2017).
  • 8. Ernest Renan La Réforme intellectuelle et morale, text resprésentés par Henri Mazel, Éditions Complexe, Paris 1990, s. 103, następny cytat s. 104.
  • 9. Por. Alain Renault Les révolutions de l’Université. Essai sur la modernisation de la culture, Calmann-Lévy, Paris 1995 oraz tegoż Le modèle humboldtien, dokumenty Centre International de Philosophie Politique Appliquée, http://cippa.paris-sorbonne.fr.
  • 10. Andrea Wulf Człowiek, który zrozumiał naturę. Nowy świat Alexandra von Humboldta, przełożyli Katarzyna Bożyńska-Chojnacka i Piotr Chojnacki, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2017, poz. mobi 4802. Następny cytat poz. 5037.

Udostępnij

Piotr Olkusz

W zespole redakcyjnym „Dialogu” od roku 2009. Z wykształcenia teatrolog i romanista. Zajmuje się przede wszystkim teatrem francuskim, instytucjonalnymi uwarunkowaniami estetyki teatralnej, rozwojem idei teatru popularnego, a także osiemnastym wiekiem w teatrze i narodzinami nowoczesności. Tłumaczył teksty teoretyczne i literackie (w tym sztuki teatralne). Wykłada w Instytucie Kultury Współczesnej Uniwersytetu Łódzkiego, jest także recenzentem portalu teatralny.pl.