atman_figura_playtboy.jpeg

Afirmacja nagich ciał
W Teatrze im. Fredry w Gnieźnie przygotowujecie spektakl o polskiej pornografii lat dziewięćdziesiątych. Zaraz zaczynacie próby, ale jesteście już po riserczu, którego efekty Agnieszka częściowo pokazywała na Instagramie. Co widać w polskim porno tego czasu?
JAKIMIAK: Punktem wyjścia dla naszego myślenia o spektaklu był reportaż Ewy Stusińskiej Miła robótka1, od niego zaczęły się nasze poszukiwania w Bibliotece Narodowej, gdzie przeglądaliśmy roczniki polskich czasopism erotycznych. Na pewno w pornografii – jak i w innych dziedzinach życia – widać gonienie Zachodu. Rewolucja seksualna, jaka na świecie miała miejsce w latach siedemdziesiątych, w Polsce dokonać się wtedy nie mogła i po 1989 roku społeczeństwo, ale i rynek prasowy, stara się nadrobić te zaległości. To również czas niesamowitych splotów – władza staje się coraz bardziej konserwatywna, przegłosowana zostaje restrykcyjna ustawa antyaborcyjna, rosną wpływy Kościoła, ale jednocześnie kwitnie rynek pornografii.
ATMAN: W PRLu pornografia była zakazana, przywożono ją z zagranicy, sprzedawano pokątnie na giełdach i bazarach. Wraz ze zniesieniem cenzury, w latach dziewięćdziesiątych, nastąpiło zalanie rynku towarami erotycznymi na niespotykaną dotąd skalę. Czasową ramą dla naszego myślenia o pornografii w tym okresie są dwie Figury, opisane przez Stusińską – Katarzyna i Klaudia. Ta pierwsza najsłynniejszą sceną erotyczną w filmie Kingsajz (1987) rozbudza marzenia o Zachodzie, tęsknotę za światem poza Szuflandią, za „królewskim rozmiarem”, ale i za „ciurlaniem” symbolizującym wolność, luksus i konsumpcję. Katarzyna Figura, polska Marilyn, o której pisano, że jest „archetypem kobiety”, jest też chyba ostatnią osobą, o której mówiono „seksbomba”. Nieprzypadkowo młoda tancerka erotyczna przybrała później pseudonim „Klaudia Figura”. Jednak przełom dwudziestego i dwudziestego pierwszego wieku to już czas weryfikacji i realizacji fantazji o Zachodzie, to naga realność kapitalizmu. W 2002 roku Klaudia Figura wzięła udział w Pierwszych Seksualnych Mistrzostwach Świata w Warszawie. Wygrała. Odbyła sześćset czterdzieści sześć stosunków z mężczyznami w ciągu doby. O ile o Katarzynie Figurze można było marzyć, mężczyźni pisali do niej listy, że chcą być jej krasnoludkami, o tyle z Klaudią Figurą mógł uprawiać seks każdy, kto wypełnił formularz.
Jakie funkcje – oprócz tej najbardziej oczywistej – pełniły te wydawnictwa?
JAKIMIAK: Jest to przede wszystkim pornografia przeznaczona dla mężczyzn, jednak z niej czytelnik mógł dowiedzieć się też czegoś na temat kobiecego orgazmu i kobiecych potrzeb seksualnych. Były tam kąciki porad, redakcje odpowiadały na listy, tłumaczyły, o co chodzi w fetyszach, jak eksperymentować w łóżku, czy fantazje seksualne to coś złego – pisma te pełniły też więc w pewnym stopniu funkcję edukacyjną, bo dostęp do informacji na temat seksualności był bardzo ograniczony. „Playtboy” – polski magazyn, który pojawił się wcześniej niż rodzima wersja „Playboya” – rozbudzał ambicje bardziej kulturalne: pisali do niego polscy autorzy wcale niekojarzeni z pornografią, pojawiały się przedruki erotycznych fotografii Stanisława Wasilewskiego, znalazła się też krytyka hamburskiego pisma pornograficznego „Wochenend” (polski „Playtboy” miał być bardziej wyrafinowany niż niemiecka gazetka). Widać w nim aspiracje wyższej klasy średniej.
ATMAN: W przypadku czasopism gejowskich była to też forma samoorganizacji, namiastka normalności w postaci widzialności. Powstawały czasopisma, ale też stowarzyszenia, bary, całe subkultury gejowskie.
img_20210908_183940.jpg

Widzicie różnice między pornografią polską a zachodnią?
JAKIMIAK: Największą różnicę widziałam w piśmie „Gejzer” – w magazynie, który zajmował się gejowską pornografią. Bardzo różni się od propozycji dla osób heteroseksualnych, tu od razu widoczna jest polityczna stawka. Mamy, owszem, historyjki, mamy opowieść i erotyczne satyry, mamy nagich modeli, ale sześćdziesiąt procent zawartości tego magazynu to krytyka Kościoła, konserwatywnych władz i burzenie stereotypów na temat homoseksualności. Jest dużo ankiet, badań i wypowiedzi celebrytów, którzy na przykład odpowiadają na pytanie: czy homoseksualiści są dyskryminowani w Polsce? Dziewięć na dziesięć osób twierdzi, że nie – Wojciech Jagielski czy Mariusz Szczygieł mówią, że nie uważają, by homoseksualiści byli inaczej traktowani; nie dostrzegają tego, że nie mają praw gwarantowanych przez polskie ustawodawstwo. W zachodnich pismach gejowskich dyskurs emancypacyjny jest istotny, ale niekoniecznie w pismach pornograficznych. „Gejzer” jest jednym z pierwszych polskich czasopism skierowanych do homoseksualistów i jest pierwszym czasopismem pornograficznym, więc łączy te dwa porządki. Na drugiej okładce pisma znalazła się fotografia Elisabeth Ohlson Wallin z serii Ecce Homo, przedstawiająca ucieleśnienie Chrystusa, który daje hostię mężczyznom przebranym w kostiumy kojarzone z BDSM. To odważne wkroczenie w sferę polskiej widzialności i arcyciekawy manifest światopoglądowy.
ATMAN: Zawartość świerszczyków zmieniała się z czasem. Rokiem przełomowym był 1992 i rozprawa dotycząca zdjęcia z magazynu „Nie” Jerzego Urbana. Kiedy do Sejmu trafił projekt ustawy antyaborcyjnej, Urban zamieścił przedruk zdjęcia z „Penthouse’a” przedstawiającego kobiece łono, do którego zbliża się męska ręka. Sąd pierwszej instancji umorzył sprawę, ale Urban nie był zadowolony z tego wyroku i się odwołał, bo uznał, że sprawa nie została rozpatrzona merytorycznie. W kolejnej instancji sąd uniewinnił Urbana i w uzasadnieniu napisał, że magazyn „Nie” nie rości sobie prawa do bycia opiniotwórczym, „poważnym” pismem, więc nie stanowi zagrożenia społecznego oraz uznał też, że nie dostrzega w zdjęciu pornografii, ponieważ nie przedstawia ono czynów zakazanych. To orzeczenie otworzyło furtkę wszystkim wydawnictwom pornograficznym w Polsce, które nawet dosłownie cytowały to uzasadnienie na okładkach. Wszystko, co nie jest pedofilią, zoofilią lub innymi dewiacjami, zostało uznane za erotykę. Paradoksalnie można więc było pokazać niemal wszystko. To był czas zburzenia hierarchii. Przed tym wyrokiem w pismach pornograficznych na polskim rynku dominowały grzeczne akty i czarne paski zasłaniające genitalia; Po 1992 można było drukować zdjęcia penetracji analnej czy waginalnej. Wtedy chyba Polska dogoniła amerykańskie „Penthouse’y” i „Hustlery”. Istniała różnica estetyczna, to znaczy, gdy w USA typ „dziewczyny z sąsiedztwa” zastępowały modelki w stylu Pameli Anderson i Jenny Jameson, w Polsce ciała aktorów i aktorek były mniej wyidealizowane. Budżety produkcyjne były też znacznie mniejsze.
jakimiak.jpg

JAKIMIAK: Kiedy wypożyczałam w Bibliotece Narodowej roczniki czasopism, to wybierałam pierwsze roczniki – 1990, 1991 rok – potem środkowe i te z końca dekady. Stusińska pisze o sprawie Urbana, więc wiedziałam, na co mam się przygotować, ale konfrontacja z tym obrazem i tak była dla mnie zaskakująca. W pierwszych numerach genitalia są wypikselowane albo jest w ich miejscu czarny kwadrat, a po sprawie Urbana widać genitalia w pełnym stosunku. Zaczęłam się zastanawiać, czy rzeczywiście widzę to, co widzę, i jakim cudem redaktorzy klasyfikowali zdjęcia jako miękką erotykę. W filmie Seksopolo o przemyśle pornograficznym pojawia się wywiad z kobietą pracującą w wideotece i ona mówi: „nie mamy tu filmów pornograficznych, ja nie popieram zoofilii, nie popieram pedofilii, mam tylko erotykę”. Definicja to jest rzecz kluczowa i do niej w różnych epokach odnoszą się wszyscy. Pisze o tym amerykańska badaczka Linda Williams: kiedy w latach sześćdziesiątych w Stanach Zjednoczonych toczyły się procesy o pornografię, sędzia Potter Stewart powiedział, że obsceniczność to jest coś, co trudno zdefiniować, lecz łatwo rozpoznać. Ta definicja pozornie nic nie daje, ale w rzeczywistości okazuje się niezmiernie ograniczająca i cenzurująca, bo jej niedokładność otwiera gigantyczną swobodę interpretacyjną dla oskarżycieli i obrońców moralności – batalia o pornografię to najczęściej również bitwa o wolność słowa.
Rewolucja seksualna, jaka na świecie miała miejsce w latach siedemdziesiątych, w Polsce dokonać się wtedy nie mogła i po 1989 roku społeczeństwo, ale i rynek prasowy, stara się nadrobić te zaległości. To również czas niesamowitych splotów – władza staje się coraz bardziej konserwatywna, przegłosowana zostaje restrykcyjna ustawa antyaborcyjna, rosną wpływy Kościoła, ale jednocześnie kwitnie rynek pornografii.
ATMAN: Chciałem przypomnieć, że Urban też nie toczył tej sprawy, by wywołać skandal pornograficzny, lecz żeby zaprotestować przeciw prawu antyaborcyjnemu – zdjęcie dziewczyny z „Nie” miało podpis: „dwa lata więzienia albo osiemnaście lat alimentów”. Ten moment obnaża hipokryzję obecną w przestrzeni medialnej, społecznej i prawnej. Jest zgoda na seksualizowanie wizerunków męskich i kobiecych ciał, których celem jest podniecenie i pobudzenie erotyczne, a z drugiej strony mamy wzmożoną kontrolę nad ciałami kobiet i ograniczenie praw reprodukcyjnych. Problemy z cenzurą miał też Larry Flint, znany z filmu Miloša Formana założyciel „Hustlera”, który wpłynął w Sądzie Najwyższym USA na interpretację konstytucyjnej wolności słowa. Obaj zapłacili wysoką cenę – Flint został postrzelony i do końca życia poruszał się na wózku, a Urban – z tego, co wiem – nie porusza się bez ochrony.
Mówicie o aspiracyjnym i emancypacyjnym wymiarze funkcjonowania pornografii, ale to chyba też czas, gdy staje się ona powszechnie dostępna. Oprócz kiosków Ruchu, gdzie magazyny erotyczne bywały wystawione na widok, pornografia zajmowała znaczną powierzchnię wypożyczalni kaset wideo i były tam zarówno produkcje profesjonalne, jak i powielane na magnetowidach nagrania półamatorskie czy amatorskie. Oprócz aspiracyjnego „Playboya” czy zaangażowanego „Gejzera” jest swojski i przaśny „Twój Weekend”.
JAKIMIAK: Co ciekawe, do wypożyczalni kaset wideo filmy trafiały z dużym opóźnieniem – Kaligula z 1979 oglądany jest w Polsce po prawie dwudziestu latach i zostaje w ten sposób na nowo odkryty. Po tym, jak film został skompromitowany, dostał fatalne recenzje, zyskuje drugie życie w obiegu kaset wideo. Z „Twoim Weekendem” też spędziliśmy trochę czasu – to jest ta sama półka, co „Cats”, z tym że „Cats” to format szwedzki, a „Twój Weekend” – polski (choć zainspirowany niemieckim „Wochenend”, tym samym, który podlegał krytyce redaktorów „Playtboya”). Jest w tych gazetach również dużo materiału wskazującego na ambicje i aspiracje: porównania z zagranicą, opowieści o wycieczkach do domów publicznych albo do Dzielnicy Czerwonych Latarni. Rozczula i fascynuje mnie ten język, który bywa obrzydliwy, czasem jest niezręczny, cały czas szuka swojego związku z obrazem. Jest mocno oldskulowy, gdy mowa o „przybytkach rozkoszy”, i bardzo agresywny, kiedy przychodzi do zachwalania nowych sprzętów i wynalazków. To jest narracja rozpięta między Zolą a reklamą z lat dziewięćdziesiątych. Wszędzie widoczny jest też nastrój, który mnie bardzo interesuje: od pierwszych numerów podkreśla się, że to wszystko może za chwilę zniknąć. Wolność w ukazywaniu wizerunków kobiet i swobodnego dostępu do seksu jest ulotna. Pisze się, że za chwilę zamknięta zostanie Dzielnica Czerwonych Latarni, że urzędnicy w kolejnym kraju próbują zablokować dostęp do pornografii, że ktoś ważny się oburza... To oczywiście jest wpisane w kapitalistyczną logikę napędzania pragnienia i budowania poczucia, że należy gromadzić wszystko na zapas. Z drugiej strony jednak ta perspektywa jest charakterystyczna dla przekonania, że żadna wolność seksualna nie jest dana na zawsze, a po okresie obyczajowego rozluźnienia często nadchodzą czasy moralnego gorsetu.
Jak to się skończyło?
JAKIMIAK: Z jednej strony wkroczyli obrońcy moralności, wkroczył Kościół, ale pisma pornograficzne nie zostały zamknięte z tego powodu. Kiedy nastąpiła ostatnia szarża i próba wprowadzenia ustawy zakazującej pornografii, Aleksander Kwaśniewski ją zawetował. Na początku dwudziestego pierwszego wieku cały czas możliwe było wydawanie pism pornograficznych, ale jednocześnie same one zaczęły się wycofywać z rynku, bo też zaczęła w ogóle znikać papierowa prasa. To, co próbujemy zrozumieć, a chyba jeszcze nie jesteśmy w stanie tego zrobić, bo za szybko się to wszystko dzieje, to jest to, jak zmienił się świat – również pornografii – pod wpływem internetu. Nagle wszystko stało się dostępne. Oglądaliśmy dużo materiałów pokazujących tę zmianę – jak serial dokumentalny Jill Bauer i Ronny Gradus Hot Girls Wanted o tym, jak internet zmienił postrzeganie seksualności. Wydaje mi się jednak, że pewne napięcie między współczesnością a latami dziewięćdziesiątymi jest bardzo interesujące do prześledzenia. Bez zrozumienia tamtej wyrwy w czasie, nie jesteśmy w stanie zrozumieć tego, co się z nami dzieje od piętnastu czy dwudziestu lat.
ATMAN: Świerszczyki są dziś na wyginięciu. To skutek moralnej krucjaty, wojen kioskowych i rosnącego udziału internetu. Kiedyś filmy porno oglądało się zbiorowo, gazety i kasety VHS wędrowały z rąk do rąk. Dziś to raczej sprawa prywatna, anonimowa, peer to peer.
Jak o tym mówić w teatrze?
JAKIMIAK: Myślę, że pójdziemy dwiema ścieżkami. Z jednej strony mamy świadomość, że materiał, nad którym pracujemy, to rzecz sprzed dwudziestu paru, trzydziestu lat, więc musimy go po prostu przybliżyć. Chodzi tu zarówno o tematy, jak estetykę – trzeba odwołać się do wizualności lat dziewięćdziesiątych, bo jeśli nie powołamy jej do życia, to w ogóle nie będziemy wiedzieli, w jakim kontekście się znajdujemy. Wolność, która szybko staje się swoim przeciwieństwem, hiperkapitalistyczna gorączka – to też jest atmosfera, którą chcemy przypomnieć. Z drugiej strony będziemy pracować z ludźmi, którzy są w naszym wieku albo trochę młodsi, mają po trzydzieści, trzydzieści parę lat – nasze wczesne dzieciństwo przypadało na tamte czasy i chcemy odwołać się do naszych wspomnień i skojarzeń. Chciałabym przyjrzeć się temu, co jest z tych pełnych seksualności czasów do uratowania, bo mamy tendencję do demonizowania pornografii. Powszechne przekonanie zakłada, że to epoka tak zwanej „gołej baby świecącej cycem” – i jest w tym sporo prawdy, tak zwane „szczucie cycem” było wszechobecne. Jednak z materiału, który mamy – o którym też pisze Stusińska i który weryfikujemy – wynika, że możliwe jest inne podejście. Wiele rzeczy, które były pochowane w szafie i nieprzepracowane w Polsce, nagle mogło znaleźć rodzaj katalizatora, ujrzeć światło dzienne, znaleźć swoją niszę. To jest nie do przecenienia.
W magazynie „Cats” redaktorką skrzynki erotycznej była wyzwolona Ylva. W jednym z numerów czterdziestoparoletni pan pisze, że nigdy nie widział nagiej kobiety; w relacji z żoną są zawsze ubrani, seks zdarza się rzadko, nikt nie czerpie z niego przyjemności. Ylva odpisuje, że musi on mieć świadomość, że to jest szerszy problem dotyczący Polaków, który ona diagnozuje jako „polski syndrom”. Pisze, że czasy się zmieniają i nadchodzi rewolucja, pan może spać spokojnie i porozmawiać szczerze z żoną o swoich problemach i wyobrażeniach. Ta walka z odcięciem głowy od ciała, walka w imię czerpania radości z seksu, była bardzo szlachetną misją. To coś, o czym na pewno chcemy opowiedzieć w teatrze. Jednocześnie, nie da się przejść obojętnie wobec spraw problematycznych i tego, w jaki sposób zakorzenił się wizerunek kobiety zaprojektowany i stworzony przez pornograficzne magazyny. Linda Williams pisze, że pornografia nie wpływa na zachowania ludzi, natomiast wpływa na ich nastawienie. Elementy, które sprawiły, że nastawienie Polaków wobec kobiet bywało często pełne niechęci i uprzedmiotowienia, to też ważna część naszego riserczu i tego, nad czym będziemy pracować na scenie.
ATMAN: Pornografia i teatr stawiają ludzkie ciało w centrum uwagi. W obu przypadkach mamy do czynienia z reprezentacją, ale materia, jaką jest zmysłowa cielesność, zdaje się silniejsza od fikcji. To napięcie elektryzuje do dziś. Ale pornografia mówi tyle o seksie, ile komedia romantyczna o miłości. To tylko uproszczony, dość stereotypowy i wyidealizowany obraz fantazji. Każdy obiekt pożądania, każde marzenie urasta tu do rangi fetyszu. Mnie to ciekawi jako krzywe zwierciadło duchowej kondycji społeczeństwa, gra między tym, co intymne a tym, co społeczne. Porno może być narzędziem poznania własnych preferencji, ale jest też archiwum zbiorowych fantazji. To też pytanie o granice wolności słowa i tabu. Interesująca jest też siła pornografii. Ona budzi skrajne emocje: podnieca, bawi, rozśmiesza, oburza, budzi wstręt, szok i czasem nudę, ale zwykle to sprzężenie jest silne. To ciekawy przypadek sztuki, która teoretycznie daje przyjemność, a jednocześnie jest oceniana jako szkodliwa, nieprzyzwoita, wulgarna, prosta etc. Miła robótka to reportaż, więc w adaptacji sięgamy do narzędzi dziennikarskich, eseju teatralnego i teatru dokumentalnego. Muzyka i taniec to też ważne elementy „gry wstępnej”. Trudno wyrokować, jak o tym opowiemy w teatrze, bo scenariusz jeszcze powstaje, a próby się nie zaczęły, ale znając Agnieszkę, będzie zabawnie i to jest super sposób na mówienie o seksie. Może będzie teatr dmuchanych lalek?
Rozumiem, że w pornografii tego czasu widzicie potencjał rozszczelnienia norm i reguł w pokazywaniu nagich ciał. Widzę ten afirmatywny wymiar, ale seks to też narzędzie władzy i opresji.
JAKIMIAK: Moje podejście do pornografii i do ukazywania seksualności jest bardzo złożone, ale uważam, że w sztuce możemy sobie pozwolić na komentarz do rzeczywistości, choć nie zawsze możemy aspirować do tego, by zmieniać obowiązujący dyskurs, który często rozgrywa się gdzieś indziej. Z pornografii korzystają miliardy użytkowników, to jest jeden z największych biznesów na świecie. Nasze artystyczne komentarze nie zmieniają tego, co się wydarza w ramach pornobiznesu, możemy jednak temu towarzyszyć i zastanawiać się, jak wpływa to na nasze relacje w świecie. Kiedy otwieram gazety z lat dziewięćdziesiątych i widzę tyle nagości, to czuję wielką ulgę. Mniejsza z tym, czy jest ona nazywana pornografią czy erotyką, ale jest w niej tak dużo afirmacji i radości związanej z ukazywaniem ciała w trakcie stosunku albo w erotycznych pozach. Oczywiście każda osoba zajmująca się pornografią natrafia na jej mroczne strony. To przemysł narażony na nadużycia, jego materiałem jest ludzkie ciało i ludzka seksualność, i nie przymykamy na to oka. Ale nie chcemy fiksować się na traumatyzowaniu i demonizowaniu przedstawień nagiego ciała, seksu i towarzyszącej temu praktyki. Czasem wolimy zadać za Larrym Flyntem pytanie o to, czemu w strefie publicznej przedstawianie przemocy jest na porządku dziennym, a prezentowanie seksualności jest skrajnie ograniczane i stygmatyzowane.
Kiedy otwieram gazety z lat dziewięćdziesiątych i widzę tyle nagości, to czuję wielką ulgę. Mniejsza z tym, czy jest ona nazywana pornografią czy erotyką, ale jest w niej tak dużo afirmacji i radości związanej z ukazywaniem ciała w trakcie stosunku albo w erotycznych pozach.
ATMAN: Nie istnieje obiektywna pornografia. To społeczne zjawisko zmieniało się na przestrzeni dziejów w zależności od ideologicznego uwikłania klas definiujących jej przedmiot. W Miłej robótce interesują nas czasy transformacji w Polsce, kiedy w Polakach ideologia katolicka i poststalinowska splotły się z neoliberalnym hiperkapitalizmem. W tym splocie był moment wolności, w którym mogła rozwinąć się branża erotyczna. To dziwne czasy uprzedmiotowienia, utowarowienia i skrajnego indywidualizmu, seksualizacji i postępującej tabuizacji nagości, emancypacji i odbierania praw kobietom, demokratyzacji i konserwatyzmu oraz zaostrzenia języka przemocy i cofnięcia edukacji seksualnej do dziewiętnastego wieku. Czasy transformacji to czasy medialnej rewolucji seksualnej w Polsce. Rewolucji, która została przegrana.
- 1. Zob. Ewa Stusińska Miła robótka. Polskie świerszczyki, harlekiny i porno z satelity, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2021.