mos_4389-1.jpg

Ziemiowit Szczerek „Wiedźmin. Turbolechita”, reż. Piotr Sieklucki, Teatr Nowy Proxima w Krakowie, 2019. Fot. Marcin Oliva Soto

Nazywa się Geralt. Wiedźmin Geralt

Kamil M. Śmiałkowski
W numerach
Kwiecień
2019
4 (749)

Wiedźmin. Najbardziej rozpoznawana na świecie polska marka kulturalna. A może rozrywkowa. A może tego się już w dwudziestym pierwszym wieku nie da rozdzielić?  Wiedźmin Geralt, postać stworzona w opowiadaniu Andrzeja Sapkowskiego opublikowanym w 1986 roku to dziś wielki kulturowy fenomen – bohater już nie tylko prozy, ale także gier komputerowych, komiksów, filmu kinowego, musicalu, seriali telewizyjnych. Postać, której istnienie i popularność zawdzięczamy konkursowi na opowiadanie zorganizowanemu przez miesięcznik „Fantastyka”, dziś sama staje się tematem konkursów literackich, których efekty publikowane są w postaci książkowych antologii.

Geralt dziś to jeden z najlepszych ambasadorów Polski na świecie. Jak Lewandowski w sporcie, czy Curie-Skłodowska w nauce. Tyle że oni popularność i sukcesy odnieśli dopiero wtedy, gdy wyjechali, a Wiedźmin wciąż nie rozstaje się z Polską. To po polsku pisze Andrzej Sapkowski, to Polacy stworzyli popularne na całym świecie gry komputerowe o przygodach Geralta, to tu powstał pierwszy film i serial telewizyjny o jego przygodach, a drugi, kręcony właśnie na zamówienie Netfliksa również jest pomysłem naszych twórców i przy całej jego międzynarodowości nie da się pominąć polskiego wkładu.

Na czym polega fenomen tej postaci? Co Andrzej Sapkowski wie lepiej od setek innych polskich twórców fabuł literackich, filmowych, komiksowych czy wszelkich innych, że to właśnie jego dzieło osiągnęło największy sukces w historii polskiej kultury? Jak zawsze przy wielkich fenomenach (pop)kulturowych to kwestia dobrego odczytania zapotrzebowania odbiorców w danym momencie czasoprzestrzeni, świetne rzemiosło i właściwa droga rozwoju danego tytułu, danej fabuły w różnych gatunkach kultury popularnej. Bo dziś, by osiągnąć światowy sukces, nie wystarczy jedna forma. Żyjemy w czasach pop­kulturalnego węzła, gdzie opowieści płynnie przeskakują z jednego medium do drugiego, czasem nie tracąc nawet spójności fabularnej. Dziś to normalne, że komiks jest kontynuowany w formie gry komputerowej, że film kinowy poprzedza się powieścią będącą wstępem do jego fabuły, że serial telewizyjny ma swoje dodatkowe odcinki przeznaczone tylko do internetu i żeby ogarnąć całość, trzeba śledzić wszystkie te media.

Największe opowieści dwudziestego wieku tak właśnie działają i dzięki temu podtrzymują swą popularność. Amerykański serial telewizyjny Star Trek z 1966 roku zdobył miliony fanów właśnie dzięki setkom powtórek w lokalnych amerykańskich stacjach telewizyjnych (tak zwanych syndication), ale we właściwym momencie rozwinął się, tworząc dziesiątki powieści, komiksów, wkraczając pod koniec lat siedemdziesiątych na wielki ekran i umiejętnie podtrzymując do dziś koniunkturę – aktualnie trwa emisja siódmego serialu rozgrywającego się w tym uniwersum, a dwa kolejne są w przygotowaniu. Komiksów, powieści czy gier komputerowych Star Trek nie sposób zliczyć. Podobną drogę przeszedł (i wciąż przechodzi) młodsza o dekadę i debiutująca pierwotnie w kinie saga Gwiezdne wojny George’a Lucasa. Każda z nich nie tylko idealnie trafiła w medium, które w danym momencie przyciągało miliony odbiorców, ale także niosło przekaz adekwatny do swoich czasów. Star Trek w latach sześćdziesiątych był uroczą, momentami aż do granic infantylności, historią przyszłości, w której ludzie i inne kosmiczne rasy pokojowo koegzystują i są w stanie praktycznie każdy problem rozwiązać bez większego przelewu krwi. Star Wars z lat siedemdziesiątych było zaś opartą na archetypach klasyczną baśnią o konflikcie dobra ze złem na poziomie niemal mitycznym. Dla wielu wypełniło pustkę po religii, która coraz bardziej traciła na znaczeniu w ówczesnej zachodniej cywilizacji. Tak bowiem działają fenomeny kultury popularnej. Muszą być atrakcyjne (w formie i treści) oraz spełniać jakieś społeczne zapotrzebowanie. 

Gdy pod koniec dwudziestego wieku praktycznie cała kultura dla najmłodszych zapętliła się w mdłych i wyjałowionych ze wszystkich poważniejszych treści utworach (w ramach szeroko pojętej dbałości o bezpieczeństwo emocjonalne młodszych odbiorców dochodziło do tego, że zły wilk z bajki o czerwonym kapturku nie zjadał babci, tylko zamykał ją w szafie), wybuchł fenomen powieści o Harrym Potterze, w których młody czytelnik był traktowany poważnie, problemy i zagrożenia były ostre, wyraziste i naprawdę niebezpieczne. I nie zawsze dobro zwyciężało. Ale znowu, o ostatecznym wielkim światowym sukcesie Harry’ego Pottera zdecydowało późniejsze przeniesienie tych fabuł do kina, a dziś mamy nie tylko kolejne filmy (nieoparte już na powieściach Rowling), ale także książki non-fiction rozwijające świat, gry komputerowe, a nawet sztukę teatralną święcącą tryumfy na londyńskim West Endzie.

Wracając więc do Wiedźmina – prześledźmy jego rozwój od pierwszego opowiadania, by zobaczyć, jak polski produkt zdobył światowy rozgłos. Geralt pojawił się po raz pierwszy w grudniu 1986 roku, idealnie trafiając w potrzeby polskich fanów fantastyki. Był bohaterem opowiadania fantasy, w którym chodziło o odczarowanie królewny. Zaklęta w strzygę córka króla terroryzowała nocami miasto, ale jak głosiła pewna teoria, można ją było uratować, jeśli przeżyłoby się w królewskiej krypcie jedną noc. Wielu próbowało i zginęło z jej ręki. I tu pojawia się wiedźmin – wędrowny zabójca potworów, nadludzko sprawny fizycznie, ale i używający elementarnej magii. Samo odczarowywanie królewny jest w opowiadaniu Wiedźminważne, ale równie istotne jest atrakcyjnie pokazane życie stolicy królestwa i dynamika układu władzy – czego innego chce król, a czego innego niektórzy z jego co ważniejszych poddanych. W fantastycznym, lekko wzorowanym na średniowieczu państewku odnajdujemy bez trudu, a często i z uśmiechem odbicie naszej rzeczywistości z jej problemami, dylematami i absurdami. Od pierwszego opowiadania Sapkowski świetnie wplatał aluzje do współczesności i choć nie było to nowe zjawisko w polskiej fantastyce (istniał wręcz cały nurt fantastyki socjologicznej, choć skupiał się on na opowieściach o przyszłości a nie fantasy), to w wersji Sapkowskiego było to zdecydowanie najbardziej finezyjne, uszczypliwe i zabawne. Jedynym, który potrafił robić to na podobnym poziomie, był mistrz polskiego komiksu Janusz Christa w swojej serii Kajko i Kokosz.

Opowiadanie Wiedźmin zachwyciło czytelników „Fantastyki”, ale nie zostało uznane za najlepsze przez jurorów konkursu. Tu zdobyło dopiero trzecie miejsce, pokonane przez opowieści inne gatunkowo. Na kolejne spotkanie z Geraltem trzeba było czekać ponad dwa lata – Ziarno prawdy ukazało się w „Fantastyce” dopiero w marcu 1989 roku. W tym czasie wydrukowano tam jeszcze jedno opowiadanie Sapkowskiego Droga, z której się nie wraca (sierpień 1988), ale ta – utrzymana w podobnym stylu – historia nie miała nic wspólnego z Wiedźminem. Wtedy autor po prostu nie planował jeszcze cyklu z tą postacią. Z czasem i Droga została włączona do wiedźmińskiego uniwersum, gdy w późniejszych utworach autor tak poprowadził opowieść, że bohaterka tego opowiadania stała się matką Geralta.

Sam Sapkowski zaś właśnie gdzieś w tym momencie zrozumiał potencjał, jaki tkwi w wykreowanym przez niego świecie i postaci. Świetnie władający angielskim erudyta, znający na wskroś światową fantastykę, wiedział jak mało kto w naszym kraju, jakim rytmem i w jaki sposób tworzą zachodni pisarze, którzy odnieśli w tej branży sukces. Polska końca lat osiemdziesiątych była również krajem przełomu, gdy coraz szybciej pękały ograniczenia PRLu i niemalże w każdej dziedzinie można było błyskawicznie osiągnąć sukces.

Drugie opowiadanie z Geraltem ukazało się więc w 1989 roku i było ciekawą, oryginalną i atrakcyjną wariacją na temat baśni o Pięknej i Bestii. W kolejnym roku na łamach „Fantastyki” i „Nowej Fantastyki” (w połowie roku pismo zmieniło nazwę) pojawiły się dwa kolejne opowiadania Mniejsze zło (które zdobyło najważniejszą branżową nagrodę – im. Janusza A. Zajdla) i Kwestia ceny (to z kolei stawiało podwaliny pod późniejszy cykl powieściowy). Jeszcze w tym samym roku wszystkie pięć opowiadań wydano w małym tomiku o nakładzie trzydziestu tysięcy egzemplarzy. Sapkowski po raz pierwszy pojawił się na księgarskich półkach i to w najtrudniejszym momencie, gdy nastały początki wolnego rynku, skończyły się peerelowskie przydziały papieru i każdy mógł wydawać wszystko. Skończyła się też cenzura i polskie księgarnie zalały wszelakie zachodnie produkcje. Zwłaszcza sensacja i fantastyka były gatunkami, w których próbowano w ciągu kilku miesięcy nadrobić dekady zaległości. I oto polscy pisarze nagle musieli stanąć do nierównej walki z praktycznie całym kanonem literatury popularnej, który wydawano w potężnych porcjach. Niektórzy polscy autorzy fantastyki próbowali wręcz ukrywać się za zachodnio brzmiącymi pseudonimami, licząc, że dzięki temu ich powieści lepiej się sprzedadzą. Z dzisiejszej perspektywy widać, że jedynym autorem, który wtedy walczył z otwartą przyłbicą, pod własnym nazwiskiem i odniósł wielki sukces, był właśnie Andrzej Sapkowski. Sporą część zasług trzeba przypisać też jego wydawcy – „Supernowej”, która od 1992 roku i tomu opowiadań Miecz przeznaczenia przejęła autora i opiekuje się nim do dziś, dbając, by wszystkie kolejne tomy znajdowały się w ciągłej sprzedaży, a równocześnie nigdy nie trafiały do pudeł z przecenionymi „tanimi książkami”.

Miecz przeznaczenia był zbiorem kolejnych sześciu opowiadań rozwijających zarówno mitologię wiedźminów, świat i otoczenie Geralta, podprowadzających pod przyszłe powieści i postmodernistycznie bawiące się zarówno wykrzywionym odbiciem współczesności, jak i klasycznymi baśniowymi motywami. Sąsiadują tu czystki etniczne z historią znaną z Królowej śniegu Andersena, wymieranie gatunków z fabułami o smokach czy syrenkach. Tym razem tylko jedno opowiadanie miało swój pierwodruk w „Nowej Fantastyce”, dla pozostałych fani musieli już kupić książkę. Rok później, w 1993 roku wcześniejsze opowiadania uzupełnione o dwa premierowe i spinające całość opowiadanie klamrowe wydano w zbiorze Ostatnie życzenie.

Te dwa tomy cieszyły się wielką popularnością i przygotowywały grunt dla cyklu powieściowego. Świat Geralta zamieszkiwały dziesiątki postaci, a niektóre pojawiały się cyklicznie w wielu opowiadaniach: bard Jaskier, klasyczna drugoplanowa postać humorystyczna, która kontrastując z zasadniczym i mrukliwym Wiedźminem, świetnie sprawdzała się przy zawiązywaniu akcji i komentowaniu wydarzeń; czarownica Yennefer, wielka miłość Geralta, ale przy tym tak silna osobowość, że para ta nigdy nie wytrzymywała ze sobą długo; księżniczka Ciri, dziecko – niespodzianka, która stała się przybraną córką Geralta i Yennefer.

Kiedy w 1994 roku ukazał się pierwszy tom sagi o Wiedźminie, czytelnicy dość szybko przekonali się, że forma powieści, rozbudowanej narracji i wielowątkowej fabuły to coś, w czym Sapkowski sprawdza się równie dobrze, ale z całą pewnością to już coś zupełnie innego niż krótkie, błyskotliwe, często oparte na przetwarzaniu znanych baśni i rozmaitych grach słownych opowiadania. Kolejne lata przyniosły cztery kolejne tomy – każdy z nich okazał się wielkim przebojem wydawniczym. Gdy w 1999 roku po wydaniu Pani Jeziora Sapkowski stwierdził, że to koniec Wiedźmina i będzie pisał coś zupełnie innego, uznano historię Geralta za zamkniętą. Dzięki niej z pewnością Andrzej Sapkowski został dożywotnio uznany królem polskiej fantasy – od tej pory na okładkach wielu innych autorów można było przeczytać, że to druga (po Sapkowskim) polska gwiazda tego gatunku, ale jego pozycji nie podważano nigdy.

W latach 1993-1995 powstała też sześcioalbumowa seria komiksów o Wiedźminie, z których pięć było adaptacjami opowiadań Sapkowskiego, a szósty autoryzowaną przez niego opowieścią o młodości Geralta. Albumy te – choć popularne –  z racji swej wtórności i niewielkiej wówczas popularności komiksu miały niewielki wpływ na rozwój marki.

Jedno, na co wpłynęły, to wizualna strona serialu i filmu o Wiedźminie, który powstał na początku dwudziestego pierwszego wieku. Komiksowy wizerunek Geralta autorstwa Bogusława Polcha (który tworzył również okładki i ilustracje do pierwszych książkowych wydań prozy Sapkowskiego) mocno wpłynął na to, jak wygląda Michał Żebrowski jako Wiedźmin. Ostatecznie podczas ponad stu pięćdziesięciu dni zdjęciowych powstał film kinowy (premiera w 2001) i trzynastoodcinkowy serial telewizyjny (2002). Fabułę oparto na opowiadaniach Sapkowskiego, bardzo dużo w nich zmieniając i dopisując. W efekcie wszystko to, co stanowiło o sile prozy wiedźmińskiej, w ogóle nie zaistniało na ekranie. Dziś film (a tym bardziej serial) jest traktowany jako kuriozum i niemalże wzorcowy przykład niezrozumienia przez polskich filmowców zasad kina gatunkowego i adaptowania prozy fantastycznej.

Gdyby historia Geralta w kulturze kończyła się w tym miejscu, byłby po prostu lokalnym polskim fenomenem literatury popularnej i koniec. Z nieudaną ekranizacją, bez żadnych szans na zdobycie popularności na świecie – owszem istniały tłumaczenia na czeski, rosyjski czy niemiecki i na tych rynkach proza Sapkowskiego sprzedawała się dobrze, ale szans na wejście i sukces na największym, anglojęzycznym rynku nie miała żadnych. Jak miał się dać zauważyć pisarz z dalekiej Polski w świecie od dekad wręcz przepełnionym wyśmienitą prozą fantasy, cyklami budowanymi i promowanymi przez wielkie wydawnictwa i rozpoznawalne nazwiska pisarzy?

Przełom nastąpił znowu dzięki skrzyżowaniu właściwego dla swojego czasu medium i oryginalnej fabuły trafiającej w potrzeby odbiorców. Tym medium były gry komputerowe. Oto polska firma CD Projekt po nabyciu praw do świata Wiedźmina stworzyła i wydała w 2007 roku grę Wiedźmin. Fabuła będąca luźną kontynuacją sagi powieściowej dobrze oddawała klimat świata wykreowanego przez Sapkowskiego i (co zawsze było ważnym elementem fabuł) niejednoznaczność postaw bohaterów. W opowiadaniach Sapkowskiego Geralt często nawiązywał do swej neutralności i specyficznego rozumienia zła. Umiejętne przeniesienie tego na formułę gry komputerowej (oczywiście w połączeniu ze świetnym rzemiosłem, ciekawą fabułą i innymi zaletami) przyniosło twórcom międzynarodowy sukces i oczywiście spowodowało powstanie kolejnych dwóch części (2011, 2015). Obie okazały się równie, jeśli nie jeszcze bardziej, udane i zdobyły światową popularność. Co z kolei zaowocowało wielkim zainteresowaniem prozą Sapkowskiego. Kiedy czytelnicy w kolejnych krajach przekonywali się, jak dobrze jest to napisane – często nie mieli w ogóle świadomości, że jest to pierwowzór, spodziewali się jakichś prostych beletryzacji gier, a dostawali literaturę najwyższej klasy gatunkowej – ekspansja literackiego Wiedźmina ogarnęła cały świat.

Dziś mamy kolejne gry osadzone w uniwersum (już niekoniecznie z samym Geraltem w fabule) i kolejne tomy o Geralcie – wbrew wcześniejszym deklaracjom Sapkowski wrócił do niego powieścią Sezon Burz z 2013 roku. Ukazały się również dwie antologie opowiadań innych autorów poszerzające świat wiedźminów, czy szykowany na koniec tego roku międzynarodowy serial produkowany przez Netflix, gdzie w Geralta wcieli się brytyjski aktor Henry Cavill, który niedawno kilka razy zagrał Supermana w wysokobudżetowych hollywodzkich ekranizacjach komiksów. Tymczasem komiksy o Wiedźminie od kilku lat powstają w jednym z największych amerykańskich wydawnictw – Dark Horse. Wiedźmin trafił też na deski teatralne i to w kilku wersjach (między innymi jako musical).

Bohater opowiadania przysłanego ponad trzy dekady temu na konkurs stał się jedną z ikon światowej kultury masowej. Pierwszą (i jak na razie jedyną) pochodzącą z Polski. Zawdzięczamy to świetnej prozie Sapkowskiego, który trafił ze swoimi opowiadaniami na właściwy czas w Polsce, a potem twórcom gier komputerowych o Wiedźminie, którzy również swoją wersją Geralta (nie do końca przecież identyczną z tą literacką – przejście z jednego medium do drugiego zawsze wymusza pewne zmiany) wstrzelili się w potrzeby rynku i to tym razem już światowego. A że „globalna wioska” funkcjonuje nam coraz lepiej, to już nie tylko anglojęzyczne z urodzenia postaci jak Batman, kapitan Kirk, Darth Vader czy Harry Potter mogą stać się ulubieńcami milionów. Również nasz polski Geralt.

Udostępnij