20230508_145639.jpg

Zumba the Dog(god?)ess. Fot. Bartosz Dołotko

PO-BLASK KABAŁY

Bartosz Dołotko
Przedstawienia
26 Maj, 2023

Inna [koleżanka] przyznała, że obserwowanie, jak jej facet porusza się po mieszkaniu jest jak przyglądanie się jej wielkiemu psu, gdy hasa po parku, gdyż w jego fizyczności, w tym, jak jest swobodny, jest coś, co w nim pokochała. – Patrick Califia1

OSOBY  ESEJU:

  • ZNAJOMY ZAUFANY GŁOS
  • ZUMBA THE DOG(GOD?)ESS, która nie mówi, dlatego piszę za nią (wcale nie, ale to się okaże później)
  • SERDECZNA TERAPEUTKA, która naprawdę chce pomóc (ale jej pomoc sięga jedynie granic szczodrości uczelni)
  • SIR DAVID ATTENBOROUGH, który entuzjastycznie opowie ci świat (a zrobi to, z jakiegoś podejrzanego powodu, po polsku)
  • MĘŻCZYZNA MASKUJĄCY ZLEŻAŁY SWĄD SZESNASTU WYPALONYCH CHYBCIKIEM PETÓW ROSSMANNOWYMI PRÓBKAMI PERFUM (ma szczególną predylekcję do szafowania wpierdolem, ale również coś z wrażliwca, więc go nie osądzaj)
  • JA

To nie jest tekst o spektaklu Chłopaki płaczą w reżyserii Michała Buszewicza, wystawianym w warszawskim Teatrze Dramatycznym. Ani o żadnym innym spektaklu o męskości. Jest to tekst

zbudowany na/

czerpiący z/

zakorzeniony w.

SALSA_ZUMBA_RAMBO/RUMBA

(…) gdybym chciała być centrum wszechświata, miałabym psa. – Ursula K. Le Guin2

ZNAJOMY ZAUFANY GŁOS polecił mi, żebym o niej nie pisał. Żebym zostawił to dla siebie, nie mielił jej na zasób. Nie rozkładał jej na literki. Nie wyciskał z niej treści. Za późno.

JA idzie z nią na smyczy. Ona ciągnie niemiłosiernie. JA, gnany rutyną, przechodzi z nią pod szeregiem znanych przez nich na pamięć identycznych balkonów. Widzi – zwierzyniec. Na jednym z balkonów wyje terier, na drugim wdzięczy się popielaty kot, na trzecim stoi papuga w towarzystwie kobiety, która zdaje się znajdować myślami gdzie indziej.

JA Zumba wygląda na kundlę:goldena(ki?)-psa(ieski?)-nieznanejrasyoczarnymumaszczeniu

je mniej więcej sto siedemdziesiąt gram suchej karmy dziennie, w porcjach dwa razy czterdzieści pięć plus osiemdziesiąt na śniadanie

do tego zamiata podłogę

jest nieznośna gdy jest głodna, żądania wyrażają się w

ciosach na twarz i mamrotaniu na trasie miska-paczkakarmy

spaceruje trzy do czterech razy dziennie

w zależności od pogody

gdy jest ładnie

tupta po parku i błoniach i mocuje się ze smyczą w pogoni za gołębiami

gdy pada

z rezerwą wyściubia nos i z obowiązku odhacza krótką przechadzkę

gdy jest szarawo

krąży po osiedlu, mija

trzy kawiarnie (do każdej chce wejść)

wegańskiego kebaba (do niego też chce wejść)

barbera (do niego też)

sklep zoologiczny (tu też)

sklep perski (koniecznie)

i dwa papiernicze (bez entuzjazmu)

gdy byłem mały i bardzo chciałem mieć psa, koronnym argumentem moich rodziców było a kto będzie z nim wychodził

o piątej

?

(z czasem godzina robiła się coraz wcześniejsza, a kto będzie z nim wychodził o pierwszej

?!)

i latał po lesie błocie deszczu śniegu gruzie kto będzie odganiał dziki i wilki

?!?!

o piątej

śpię, na siku wstaję o tej porze co najwyżej ja

z czasem wyszło na to, że wychodzenie z Zumbą nie jest

parszywym obowiązkiem znaczy też ale nie wyłącznie

dzięki niej wychodzę

dzięki niej wsiąkam paskudnie pomarańczowe ulice

dzięki niej uczę się cierpliwości w byciu

dzięki niej poznaję ludzi

dzięki niej poznaję psy

dzięki niej mam wyżłobioną w pamięci porowatą mapę okolicznych trawników usłanych potykaczami z gówien po

poznanych (dzięki niej) psach których

poznani (dzięki niej) ludzie nie zbierają (dzięki niej dostałem opierdol z balkonowej ambony jak jeden jedyny raz zimą chciałem być kanalią i

z pokrętną satysfakcją zostawić na śniegu minę wet za wet)

dzięki niej boję się facetów samotnie patrolujących skrzyżowania w środku nocy

dzięki niej gadam z zagubionymi niedobitkami po imprezach

dzięki niej w przerażeniu przecinałem kolejne ulice goniąc ją po tym, jak zerwała się ze smyczy

jakbym ścigał ducha, czasem tylko wychylała się spomiędzy samochodów szukając mnie rozszalałym wzrokiem

a ja moim zamglonym spojrzeniem próbowałem przewidzieć kolejny zwrot kolejny kąt jej biegu

w myślach pisząc ogłoszenie o zaginionej (wyzwolonej?) piesce i układając zdanie po zdaniu relację z tej nieszczęsnej nocy, gdy pognała w głąb miasta uciekając przede mną, który wziął jej miłość za pewniaka

dopadłem ją w końcu, bo na pewnym rogu znikąd wyrosły dwie osoby

matronki psów zbiegłych i opiekunów złamanych

do których charczałem

trzymajcie ją, proszę

przypiąłem ją do smyczy, pociągnąłem do domu, w którym

przez piętnaście minut uspokajałem w kuchni ciało rozdygotane paniką i wypluwałem z siebie wszystkie przekleństwa, które kiedykolwiek wymyślono i które zostaną wymyślone kiedyś

poszedłem szukać zgubionej w pościgu słuchawki

której nie znalazłem

którą rozłożyły soki trawienne chodnika

/trawnika albo

która pognała w głąb miasta

dzięki Zumbie zobaczyłem swój koniec i koniec wszystkiego bo

wszystko skupia się

w niej i z niej

wszystko wynika

*

Zumba wyłoniła się kilkukrotnie

raz dwa lata temu, ale tylko podobno

raz nieco później, zjawiła się w rowie z dwójką rodzeństwa – Salsą i Rumbą

Rumbą, która pewnego dnia okazała się mieć penisa, więc

miejsce tańca-odkurzacza zajął Sylvester Stallone ze swoim gnatem

raz jeszcze później, wybiegła mi na spotkanie w domu tymczasowym

dookoła którego odbyliśmy nasz pierwszy przerażający spacer

potem wyłaniała się raz po raz stopniowo zdradzając nawyki zwyczaje chęci kaprysy, których

musiałem się uczyć musiałem się

uczyć jej

i jej

decyzji, których nie rozumiem i nie chcę rozumieć, bo nie po to jestem jak

to że wychodzi na taras w najgorszy upał żeby

potem wracać zdyszana do mieszkania szukać zacienionego kąta jak

to że od piłeczki ze styraną do nieprzytomności piszczałką woli koszyk po pomidorkach

którego uchwyt zakleszczony w jej pyszczku wydaje odgłosy jak

bezbronny makaron jak

to że wie co oznacza droga na tramwaj/pociąg jak

to które słowa do niej trafiają

„a

chcesz

jeść

iść

gdzie jest

spać

ojej

siad

łapa

hop

chodź

na miejsce

proszę

zaraz

delikatnie

nie

nie wolno

co ty robisz

wszystko okej

wszystko co kończy się

?”

stowarzyszona ze mną w

zamkniętej dla postronnych choreografii bycia3 w

kodzie, który tylko my rozumiemy nie rozumiejąc się nawzajem

znajdując się wpół drogi między półsłówkami

*

W swoim „psim memuarze” Afterglow4 Eileen Myles opowiada o życiu i śmierci swojej pitbullki Rosie – dwugłosowo, raz po raz przekazując pałeczkę zmarłej piesce.

Rosie występuje w pacynkowym talk show, w którym opowiada o wspólnych mianownikach życia psów i pacynek.

Rosie chodzi na spacery, wędruje, odkrywa, niucha, obserwuje, jest.

Rosie jest zgwałcona.

Rosie pisze listy.

Rosie podszywa się pod prawniczkę.

Rosie przejmuje język, w którym istnieje i z którego się wyłania. Wychyla go i łapie nim wiatr.

Jeszcze jeden szczegół – Rosie jest reinkarnacją ojca Myles.

Właśnie tak.

Tak jak każdy pies, nosi w sobie ludzką duszę. Tak jak każdy człowiek nosi w sobie psią.

A, no i jeszcze jeden szczególik – Rosie jest bogiem (dog = god).

Tak, właśnie tak.

Tak jak każdy pies. Bo pies jest zalążkiem, pierwszym ogniwem, osią psiej kosmologii, w której wszystko jest płynne i każda fala, każda rysa na tafli wszystkiego jest zmarszczką na czole psa, gdy ten na ciebie patrzy.

Pies jest początkiem, wszystko z niego wyrasta i wszystko ku niemu zmierza. Wszystko się kończy, gdy pies odradza się jako ludzkie dziecko. I wszystko zaczyna się od nowa.

Wyobraź sobie, ile końców świata mieści się w jednym worku na dnie rzeki.

Ja nie mam tyle odwagi co Myles, żeby wkładać słowa w pyszczek Zumby.

Ale jest coś w tej boskości.

Tyle że Zumba nie jest bogiem, ani nawet boginią. Zumba jest

czystą boskością.

Jest rudawym

kłębkiem wiedzy, której nie umiem, nie mogę i nie chcę poznać. Bo nie jest moja.

Kłębkiem wiedzy, który wszystko

widzi, wszystko

słyszy, wszystko

pamięta, wszystko

czuje i, oczywiście, wszystko

wie. Jest powierniczką

szczęścia

tańca

śpiewu

wstydu

jedzenia

seksu

kąpieli

sprzątania

brudzenia

wypadków

kłótni

pracy

niemocy

bezradności

kryzysu

załamań

naprawy.

Wszystkiego, co nieuchronnie staje się jej. Nasze.

*

dopadłem ją w końcu, bo na pewnym rogu znikąd wyrosły dwie osoby

i gdy zapinałem smycz, dostrzegłem w jej twarzy, że

cały ten czas się

bawiliśmy

po prostu nie zdążyłem się zorientować

*

OPOWIEM CI ŚWIAT, A TY NA MNIE PATRZ

(…) Normik pomyślał: ja pierdolę, empatia. – Mateusz Górniak5

JA Żeby dojść do punktu diagnostycznego, trzeba pokonać kilkadziesiąt metrów bladego korytarza. Jest środek dnia, więc powinno być jasno, ale nie jest. Naturalne, przyblakłe światło bije z maleńkiego okna i ledwo sięga drzwi kilka metrów w głąb. W dali majaczy blask kilku chorobliwie żółtych lamp.

Mijam ściany bez wyrazu. Szafki i zamknięte na amen drzwi przełamują w regularnych odstępach biel farby. Wszystko zlewa się ze wszystkim, wszystko wchłania wszystko. Widać wszystko i widać nic.

Na końcu korytarza urządzono poczekalnię. Kwadratowy stolik z przeterminowanym Vogue’iem i porysowanym kredkami wysokonakładowym pismem literackim. Rząd wysłużonych krzeseł ustawionych w skromny, nieśmiały rządek. Niedaleko szafa z ejtisowymi „Dialogami”, trochę dalej odstręczające toalety. Gdy siadam, z krzesła nieopodal – jak na sygnał – wstaje dziewczyna. Trzyma kartkę, niepewnie, zbyt lekko. Upuszcza ją, a ta wędruje pod nogi starszej pani, która wyłoniła się sekundę wcześniej zza drzwi o szerokości korozyjnej wnęki. Kobieta podnosi świstek, przegląda go z powściągliwą uwagą wypracowaną przez rutynę, a gdy kończy, prosi dziewczynę o pójście za nią. Po chwili sam otrzymuję identyczną kartkę od kolejnej, identycznej starszej pani – proszę to wypełnić i poczekać. Sięgam po Vogue’a i podkładam go pod papier.

Dane osobowe. Szukam portfela, żeby przepisać serię dowodu.

Dane studenta. Kurwa – znowu szukam portfela, żeby przepisać numer indeksu.

Przyczyny wizyty. Mnogie.

Poprzednie terapie. Nie stać mnie.

Potencjalne oczekiwania. Luz.

Stawiam ostatnią kropkę, rozglądam się po poczekalni. Namnożyło się nas. Dosiadło się do mnie dwóch chłopaków, bezwiecznych – wyglądają jednocześnie na piętnaście i trzydzieści lat, obaj wyglądają jak ja, tyle że w innej czcionce. Ewidentnie styrani, siedzą kilka metrów od siebie i synchronicznie szorują tanimi długopisami po tanim papierze. W końcu oddaję kartkę kobiecie w średnim wieku, znacznie niższej ode mnie. Pachnie wanilią – mdłą wanilią. Sczytuje moje bazgroły i – przechyliwszy delikatnie głowę – zaprasza mnie do sali nieopodal.

Stąpam za nią i ładuję się do małego pokoiku. Wita mnie pustka, towarzyszy jej cisza. W pokoju nie ma nic poza dwoma krzesłami, miniaturowym stolikiem i – niepokojąco wymownym – pudełkiem chusteczek.

Ej ej ej, to nie jest tekst o płaczu6. Jeszcze raz.

W pokoju nie ma nic poza dwoma krzesłami, miniaturowym stolikiem i laptopem. Siadam.

SERDECZNA Jak się pan czuje, panie… panie Bartoszu?

JA Jako tako, wie pani, jak jest. Bez powodu tu nie jestem.

SERDECZNA Rozumiem, rozumiem. A jakiś konkret? Musi się pan odrobinę otworzyć, jeśli mam panu jakoś pomóc. Napisał pan, że chciałby pan osiągnąć… luz, tak? Zgadza się?

JA Tak, wiem, że to dosyć szerokie…

SERDECZNA Ale to dobrze! Lepszy taki punkt wyjścia niż żaden. No więc żebym mogła pomóc panu osiągnąć luz, dobrze by było, gdyby rozwinął pan trochę te „mnogie” przyczyny pana wizyty.

JA Po kolei?

SERDECZNA A da się inaczej?

JA Ale to w przypadkowej kolejności, czy pod względem intensywności?

SERDECZNA Jak pan woli.

JA No to… o, wiem. Miałem ostatnio załamanie podczas pisania tekstu.

SERDECZNA Hmm, okej… ale to takie troszkę nijakie, nie sądzi pan? Pisać można zawsze przestać, więc skoro się pan załamuje, to nic prostszego.

JA Yyy, okej. To mam dać coś innego?

SERDECZNA Tak, niech pan pomyśli, coś takiego z pazurem. Żeby nie było, że marnuje pan środki uczelni. Bez urazy.

JA Chwila… o, mam. Na studiach…

SERDECZNA Niech zgadnę – nie może się pan zaaklimatyzować.

JA Tak. Myślę, że to przez…

SERDECZNA No to niech pan wyjdzie odrobinę ze skorupy, pogada z kimś, umówi się na piwo. W takie rzeczy trzeba inwestować, postarać się, a nie że nic się z siebie nie da i się oczekuje zysków.

JA Czyli to też nie?

SERDECZNA No tak średnio, jeśli mam być szczera. Niech mi pan zarzuci czymś, z czym mogę popracować. Coś takiego, wie pan, z dzieciństwa na przykład?

JA Z dzieciństwa?

SERDECZNA No no, coś takiego psychoanalitycznego.

JA No dobra, do trzech razy sztuka. Mój… mój…

SERDECZNA Mhmmm…

JA Mój… ojc-

SEDECZNA Taaak…

JA Mój ojciec…

SERDECZNA No proszę, proszę to wyksztusić. Proszę za mną: mój ojciec…

JA Mój ojciec jest…

SERDECZNA No proszę to strzepnąć z języka.

JA Nie wiem, jakoś tak głupio. Nie mogę jakoś.

SERDECZNA Dobrze, to może w takim razie zrobimy inaczej, od dupy strony. Ja zadam panu kilka pytań, a pan będzie mi odpowiadał. Brzmi okej?

JA Tak, brzmi okej.

SERDECZNA Pozwala pan sobie na [wycięto]7?

JA Tak. Dosyć często.

SERDECZNA Na okazywanie emocji?

JA Tak.

SERDECZNA W jakich formach?

JA Noo przytulam się, mówię miłe rzeczy. Jak mnie coś wkurzy, to się wkurzam, tak porządnie. Nie tłumię tego. Jak się cieszę, to też tak bez zahamowań, podskoczę sobie, potańczę.

SERDECZNA Mhm, mhm… dobrze. A jak się pan czuje ze swoją męskością?

JA Jak to jak, no tak… nijak. Znaczy wie pani, czuję się jakoś tam, nie wiem… dyscyplinowany, ale ja sam nie mam zbytnio problemu z okazywaniem emocji i innymi tego rodzaju rzeczami.

SERDECZNA A co pan czuje, jak pan myśli o męskości?

JA Chyba wkurw.

SERDECZNA Wkurw?

JA Tak, taki potężny wkurw.

SERDECZNA Nie czuje się pan… smutny? Zbolały, przygnębiony?

JA Nie bardzo. Znaczy – wiem, że to dosyć smutna sprawa, ale mnie to bardziej wkurwia niż smuci.

SERDECZNA Hm, to ciekawe, ciekawe. No dobrze, to wie pan co? Może byśmy sobie obejrzeli jedną rzecz? Puszczę panu tutaj na laptopie, pan by to obejrzał i powiedział mi potem, co pan czuje. Czy się coś w panu zmieniło, czy pana ciało jakoś reaguje, co pan czuje tak na świeżo. Co pan na to?

JA Jasne, mogę obejrzeć.

SERDECZNA Super, to proszę poczekać…

SERDECZNA otwiera laptopa, rozlega się dźwięk jak z silnika samolotu. Grzebie trochę przy klawiaturze, napina twarz w skupieniu i – bingo. Odwraca laptopa i klika paznokciem spację.

Po orbicie krąży satelita z zainstalowaną kamerą. Wisi tam wśród innych kosmicznych śmieci od dawna, wysłużony i nieco szwankujący, ale daleki od całkowitego zużycia.

Boska (ale nie-psia), wszystkowidząca/produkująca wiekuista kamera zagarnia wszystko co

było jest będzie i być może: każde

ciało przedmiot płyn molekuł spięcie słowo

jest w zasięgu oka.

W jej kablach krąży krew8.

Na ekranie laptopa wyświetla się obraz z kamery. Widać Ziemię, spochmurniałą i taką jakby wyjętą psu z gardła, potarganą i sflaczałą, zapadającą się w walec. To tyle, nic się nie zmienia.

Po kilkudziesięciu sekundach (chyba przeznaczonych na kontemplację obrazu, nie wiem) zaczyna się narracja. To tyle, nic się nie zmienia.

SIR DAVID Planeta Ziemia.

Piękna, obła, soczyście błękitna i dziewicza. Hojna w obdarowywaniu nas – jej najczulszych mieszkańców – swoimi dobrami. Tymi, które oddaje sama i tymi, o które trzeba się troszkę postarać.

Harmonijnie urządzony dom wielu gatunków, tych słabszych – pogrzebanych pod piaskami czasu – i silniejszych, gospodarujących jego włościami z należytym szacunkiem i dobromyślnością.

Jak świat światem, tak zawsze potrzeba było naszej ukochanej Ziemi odpowiedniego zarządcy. Kogoś, kto potrafiłby ją na wskroś zrozumieć i – co chyba ważniejsze – odpowiednio opowiedzieć.

I przez bardzo długi czas rzeczywiście tak było – wszystkie elementy układanki bezbłędnie znajdowały swoje miejsce. Każdy składnik tej gęstej mieszanki wiedział, w jakich proporcjach może pozwolić sobie na bycie i – co chyba ważniejsze – mówienie. Ale ostatnimi czasy coś się zepsuło, pomiędzy szprychy tego nienagannie i prędko śmigającego roweru wsadzono kij.

Kij pozornie kruchy, lecz o niewysłowionej mocy mącenia porządków i zakłócania hierarchii.

Kij, który nie jest prosty, lecz zagięty, a na jednym z końców tworzy niedomknięty krąg. Hak.

Kij, który każe wprost zadać pytanie, które od dawna prześwituje myślowe gęstwiny wielu z nas – jak, w dzisiejszych niespokojnych czasach, sprostać wyzwaniu bycia mężczyzną?

Pytanie to może wydawać się złożone, wielowarstwowe i – o zgrozo – historycznie skomplikowane. Nic bardziej mylnego, drodzy widzowie! Jak każda odpowiedź, ta również czai się tuż przed waszymi nosami, skryta za zasłoną niepotrzebnie skomplikowanych wywodów i opowieści. Otóż jest nią najprostszy pod słońcem mechanizm, którego wyegzekwowanie nie wymaga wcale ani zbyt dużo wysiłku, ani zbyt wiele myślenia.

Przebranie.

Kostium.

Strój.

Ubiór.

Mundurek.

Fortel.

Zasłona dymna.

Żeby wyprostować nieco ścieżkę poszukiwań odpowiedniego wdzianka w buzującym tyglu tożsamości, przygotowaliśmy – specjalnie dla was, drodzy widzowie – kompaktowy przewodnik po – tylko niektórych, jest ich znacznie więcej! – postawach i typach, które możecie przyjąć w swoich codziennych zmaganiach z rzeczywistością. Oto on:

fuckboy9         itboy               fratbro

soyboy            softboy            sk8rboy

businessbro     techbro            financebro

gamerboy        goldenretrieverboy     gymbro

pickmeboy      chad    beachboy

sadboy            incel    yogurtmale

alphamale       betamale         gammamale

deltamale        (wstaw: całość alfabetu greckiego z naciskiem na sigmę)   omegamale

Zachęcamy również do otwarcia się na tak zwaną czułość – drodzy widzowie, pozwólcie sobie czasem na odrobinę emocji. Zdziwilibyście się, ile można zdziałać jawnym okazywaniem swoich uczuć, lekką reorganizacją tego, co znaczy być mężczyzną. Pamiętajcie – wy również jesteście ofiarami. Nie bójcie się tego wykorzystać.

To by było na tyle, jeśli chodzi o dzisiejszy odcinek. Razem z całym zespołem realizatorskim pozostaje mi jedynie trzymać za was kciuki, najdrożsi widzowie, i mieć nadzieję, że uda wam się skutecznie przedrzeć przez czyhające na was chaszcze dyskursów.

Powodzenia i do usłyszenia!

Ekran ciemnieje, Ziemię pochłania pogłębiająca się czerń. SERDECZNA zamyka laptopa, samolot ląduje i gasi silniki. W powietrzu wisi cisza, taka spod znaku „I co, jak wrażenia?”.

SERDECZNA I co, jak wrażenia?

JA Mam powiedzieć tak ogólnie, czy jak się czuję?

SERDECZNA Tak ogólnie jak się pan czuje.

JA Tak ogólnie – to trochę wkurwiony.

SERDECZNA Wciąż?

JA Co zrobić.

*

Nie ma dnia, żebym nie myślał o jej ostatnim dniu. O ostatnim dniu świata.

BITKA/ BRAĆ SIĘ Z BYKIEM ZA BARY (?/!)

Każdy obraz mężczyzny zestawiony z sobą samym to na pierwszy rzut oka dowolny obraz mężczyzny. – Lidia Yuknavitch10

JA O co chodzi z tym wkurwem?

Chodzi o wkurw skierowany przeciwko, po pierwsze – normatywnym, patriarchalnym standardom męskości, a po drugie – przeciwko strategiom ich dekonstruowania i wypełniania pęknięć w męskiej fasadzie cechami czy zjawiskami, które nie mieszczą się w jej normatywnie rozumianych ramach. Czyli – wrażliwością, emocjonalnością, ekspresywnością. [Wycięto]11.

Chodzi o wkurw, który wyrasta z dogłębnego rozczarowania najbardziej widocznymi – chociażby w teatrze12 – sposobami rozmontowywania męskości w jej szorstkim i przemocowym wydaniu. Wkurw, który jest reakcją na docierające do mnie raz po raz komunikaty, że to nic złego, że sobie [wycięto]13, że pozwolę sobie na publiczne okazywanie emocji, że mogę w końcu zrzucić okowy zinternalizowanych przymusów i zanurzyć się w gęstym, tłumionym wcześniej smutku. Tyle że ja to wszystko wiem – co może być oczywiście kwestią metrykalną. Na pewno istnieją mężczyźni, którzy zostali tak głęboko i na sztywno zabetonowani, że trzeba się do nich powoli dokopywać dłutem, żeby, krusząc bryłę, nie zniszczyć przy okazji ich samych. Ja jednak mam dosyć kanalizowania swojej rozpaczy i łączenia się we wspólnym męskim smutku na poziomie mikrospołeczności, której opuszczenie – po produktywnym rozbrajaniu patriarchatu wspólnym [wycięto]14 – może skończyć się wpierdolem sprowokowanym pomalowanymi paznokciami albo pofarbowanymi włosami.

ZNANY ZAUFANY GŁOS (…) wystarczy wyjść z teatru i natknąć się na chwilę wcześniej zdekonstruowanych mężczyzn emanujących agresją i dyscyplinujących ciało prostym „pedał jesteś, czy co?”, by wrócić do swojego Hallencourt – bynajmniej nie jako uznany pisarz15.

JA No właśnie. I można by tutaj postawić pytanie: czyj [wycięto]16 mógłby załagodzić sytuację – moją czy oprawcy, który jedzie na patriarchalnym autopilocie?

Popularnym punktem odniesienia w aktualnym okołomęskim dyskursie jest wydana jakiś czas temu po polsku książka Gotowi na zmianę bell hooks17, której odbiór i identyfikacja reklamowa mnie zadziwiają. Książka hooks została wyniesiona na piedestał jako praca, której przeczytanie fundamentalnie zmienia punkt widzenia męskości. Ale – w którym momencie? Gotowi na zmianę zostali pierwotnie wydani w 2004 roku i posługują się retoryką niezwykle zbliżoną do tej zaprezentowanej przez hooks w okołomęskim rozdziale Teorii feministycznej18, wydanej w roku 1984. Jest to retoryka spod znaku czułości, emocji, inkluzywności i empatii – i podczas gdy sam apel o włączenie męskości jako przedmiotu badań w obręb feministycznych zainteresowań ma dla mnie jakąś nośność, to cała reszta jest zwyczajnie niewystarczająco radykalna.

Gdy myślę o kłębku kulturowych kodów związanych z męskością, to nie czuję nic, co przypominałoby smutek. Nie czuję, że moje pogodzenie się z byciem istotą emocjonalną rozbraja męskość, bo pomimo wykonanej przeze mnie pracy wciąż jestem przedmiotem zewnętrznego dyscyplinowania. Chce mi się za to na tę męskość porządnie wkurwić. I nie przejmuję się tym, że odruch ten można by zaszufladkować i oznaczyć ogromnym, migającym neonem głoszącym „Piszę o męskości pracując na wkurwie, podczas gdy złość i agresja są kulturowo utożsamione z męskością”, bo to redukcjonistyczny esencjalizm. Jestem zmachany po latach wyciągania wyników, które zapewniały mi względnie spokojne życie, umoszczenie w nawiasie normatywności i przywileju. Nie mam cierpliwości, żeby zakasać rękawy i brać się z męskością za bary u podstaw, tylko po to, żeby nurzać się wciąż w tym samym bagnie, tyle że po retuszu, obsypanym brokatem. Ale taki będzie efekt jej rozpracowywania, jeżeli będzie się ono uciekać do uwrażliwiania, które reorganizuje męski performans, lecz jest uwikłane w dialektykę „hegemoniczna wdrukowana męskość (punkt wyjścia) – męskość uwrażliwiona, wzbogacona (punkt dojścia)”. Jak wskazuje Grzegorz Stępniak: „Oczywiście, odstępstwa od powszechnie obowiązujących norm męskości zdarzały się w każdej niemal epoce i były mniej lub bardziej akceptowalne społeczne. Od antycznego, platońskiego układu uczeń-mistrz, poprzez renesansowego i barokowego kastrata, oświeceniowego wrażliwca, romantycznego cierpiętnika, aż do figury dandysa – która furorę zrobiła na przełomie dziewiętnastego i dwudziestego wieku (trzymając się zachodnio ukształtowanej perspektywy). Wymienione tożsamościowe pozycje z jednej strony queerowały męskość, z drugiej, paradoksalnie, tym bardziej umacniały hegemonię jej białej, heteroseksualnej i cis-genderowej wersji, będąc jedynie tymczasowymi i „egzotycznymi” wyjątkami”19.

Nie potrafię się nie wkurwiać myśląc o sytuacjach, w których męskie dyscyplinowanie stawało przed moimi oczami w pełnej okazałości.

Ciągle ten sam facet.

Natknąłem się na niego raz, gdy szedłem do teatru. Patrzyłem akurat na rozkład jazdy, gdy linia mojego wzroku nieszczęśliwie przecięła się z jego.

MĘŻCZYZNA Uważaj, uważaj, jebana Lolitko, bo będzie wpierdol.

JA Widziałem go wcześniej i później.

Tydzień później.

W tym samym miejscu.

MĘŻCZYZNA Co się kurwa lampisz? Jak cię uduszę cię tymi pantalonami, to nie będzie śmiesznie.

JA Wcześniej

W podstawówce.

MĘŻCZYZNA Masz cycki jak trzynastoletnia dziewczynka. Spójrz na siebie, ja pierdolę.

JA Wcześniej.

W liceum.

MĘŻCZYZNA Dobrze było, ale na miłość boską weźże na wstrzymanie z tym [wycięto]20. Jak grasz, to nie musisz na pełnej piździe, subtelne środki robią robotę.

JA Wcześniej.

Na osiemnastce.

MĘŻCZYZNA Że mi już starczy? Wypierdalać!

JA Wcześniej.

W telewizji. Jak wyjechał jednemu kolesiowi skrzynką na narzędzia, a drugiemu rozwalił nadgarstek. Inny typ chwycił go jakiś czas później za jaja, ale ten na szczęście nie pozostał dłużny i spuścił mu wpierdol. Za jaja.

MĘŻCZYZNA Mam dość gadania z tobą jak z człowiekiem.

JA Później.

Na spacerze.

MĘŻCZYZNA Bierz stąd tego kundla i spierdalaj. No już!

JA Dialektyczna pułapka pracy nad kategorią w zakresie jej egzekwowania sprawia, że jest ona siłą rzeczy legitymizowana.

Nie chcę, żeby grożono mi wpierdolem, wywoływano u mnie wstyd przez to, że moje ciało nie jest takie, jakie „powinno być” czy upokarzano, bo nie potrafię skręcić tego czy owego. Z drugiej strony nie chcę słyszeć zdań pokroju

jesteś miły, jak na faceta

jesteś wrażliwy, jak na faceta

jesteś czuły, jak na faceta

gdzie wszystko, co mnie wkurwia, pozostaje w polu widzenia przy okazji określania mnie.

Dlatego rezonuje ze mną zaproponowana przez Krystynę Duniec i Joannę Krakowską perspektywa „kresu męskości”21 – przekroczenia płciowej binarności i zbudowania porządku, w ramach którego odpowiedzialność za autodefinicję spoczywałaby na barkach każdego pojedynczego podmiotu. Jednym z warunków musiałoby być w takim wypadku dostrzeżenie, a następnie zrzeczenie się rzędu przywilejów wynikających ze statusu normatywnego mężczyzny. Nie wystarczy więc powtarzać, że mężczyźni również stanowią ofiary patriarchalnego porządku – diagnoza ta musi wiązać się również z przyznaniem, że pomimo tego wciąż są oni w znacznie korzystniejszym położeniu niż wszystkie osoby, które nie mieszczą się w określonych tożsamościowych widełkach.

Chcesz być facetem, bo uważasz, że bycie facetem jest w porządku? Jasne, bądź. Ale dla mnie to za mało.

ja chcę zestrzelić tego satelitę i

ubrać oko w mięsny mundurek, przyszpilić

je w pewnym momencie historii

*

Lubię patrzeć, jak mój ojciec się z nią bawi. Widzę więź dwóch bytów, świadomych rozległości dzielących je granic i jednocześnie ich nieszczelności. Widzę w swoim ojcu płomyk innego gatunku, który pragnie dopływu tlenu. Widzę coś, co nie jest moim ojcem. Co jest poza wszystkim, co myślę, że o nim wiem. Co jest uwolnione i na moment pojmuje naszą choreografię bycia.

w tumulcie tego tańca widzę siebie

i tam/i tu/i tam

w nim/w sobie/w niej

  • 1. Patrick Califia Męskości, przełożył Michał Abel Pelczar w: Teorie wywrotowe. Antologia przekładów, red. Agnieszka Gajewska, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2012, s. 814.
  • 2. Ursula K. Le Guin Nie ma czasu. Myśli o tym, co ważne, przełożył Piotr W. Cholewa, Prószyński i S-ka, Warszawa 2019, s. 52.
  • 3. Por. Donna Haraway Manifest gatunków stowarzyszonych, przełożyła Joanna Bednarek, w: Teorie wywrotowe…, s. 246.
  • 4. Eileen Myles Afterglow (a dog memoir), Grove Press UK, Londyn 2018.
  • 5. Mateusz Górniak Trash Story, Wydawnictwo Ha!art, Kraków 2022, s. 81.
  • 6. Podkreślam: To. Nie. Jest. Tekst. O. Płaczu.
  • 7.

    To. Nie. Jest. Tekst. O. Płaczu.

  • 8. Por. Donna Haraway Wiedze usytuowane. Kwestia nauki w feminizmie i przywilej ograniczonej/częściowej perspektywy, przełożyła Agata Czarnacka, Biblioteka Online Think Tanku Feministycznego, 2008, s. 15.
  • 9. Osoby skonsternowane odsyłam do internetu. Wystarczy kilka kliknięć.
  • 10. Lidia Yuknavitch Bicie, w: tejże Krawędź, przełożyła Kaja Gucio, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2021, s. 141.
  • 11. To. Nie. Jest. Tekst. O. Płaczu.
  • 12. Zob. Wiktoria Tabak Rekonfiguracje męskości w najnowszym polskim teatrze, „Didaskalia. Gazeta Teatralna” 2023 nr 173, https://didaskalia.pl/pl/artykul/rekonfiguracje-meskosci-w-najnowszym-polskim-teatrze (dostęp: 22.05.2023).
  • 13. To. Nie. Jest. Tekst. O. Płaczu.
  • 14. To. Nie. Jest. Tekst. O. Płaczu.
  • 15. https://www.dwutygodnik.com/artykul/9233-meskie-ciala.html (dostęp: 21.05.2023).
  • 16. To. Nie. Jest. Tekst. O. Płaczu.
  • 17. bell hooks Gotowi na zmianę. O mężczyznach, męskości i miłości, przełożyła Magdalena Kunz, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2022.
  • 18. bell hooks Teoria feministyczna. Od marginesu do centrum, przełożyła Ewa Majewska, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2022.
  • 19. https://www.dialog-pismo.pl/w-numerach/nie-szata-zdobi-mezczyzne (dostęp: 22.05.2023)
  • 20. To. Nie. Jest. Tekst. O. Płaczu.
  • 21. Krystyna Duniec, Joanna Krakowska Kres męskości, w: tychże Soc, sex i historia, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2014.

Udostępnij

Bartosz Dołotko

Student kulturoznawstwa w IKP UW, absolwent teatrologii na Uniwersytecie Gdańskim.