kraina_nawloci4.png

Kraina Nawłoci [FILM]
[Film można obejrzeć pod tekstem]
Pieska stała się przepustką nie tylko do społeczności psiarzy, w której znalazłam się po raz pierwszy, ale również do nieznanych mi wcześniej okolicznych „krzaków”. Część południowa, bezpośrednio okalająca Jeziorko Imielińskie, była terytorium oswojonym, bliskim. Już w dzieciństwie jeździłam tam z siostrą na łyżwach, później zabierałam tam moje randki, a wreszcie i córka miała okazję poznać to miejsce z perspektywy ślizgawki. Poza tym, co istotniejsze, jezioro jest moim widokiem z okna, zmieniającym się wraz z porami dnia oraz roku i towarzyszącymi im powtarzalnymi cyklami natury. Nie znana była mi za to część północna Nawłoci – spacerowa, nieco od mojego domu oddalona, niewidoczna na horyzoncie, mniej tutejsza, nieoczywista, schowana. Do niej trzeba było dotrzeć. Zajęło mi przeszło dwadzieścia lat, aby odnaleźć ścieżki prowadzące w tamtym kierunku. Dwa istotne wydarzenia spowodowały, że uruchomiła się moja ciekawość dalszej eksploracji okolicznego terenu. Oba zjawiska zsynchronizowały się i przytrafiły równolegle, co najprawdopodobniej zmultiplikowało ich moc oddziaływania na rzeczywistość. Pierwszym było pojawienie się w moim domu Pieski, a drugim, tydzień później – wybuch pandemii, który lawinowo pociągnął za sobą szereg zmian, obostrzeń i nowych reguł.
Zakaz opuszczania domów, wszechobecny, paraliżujący życie społeczno-kulturalne lockdown uwidocznił potrzebę stałego, nieograniczonego dostępu do natury, tym silniej, że wielkimi krokami zbliżała się wiosna, która miała lada chwila wybuchnąć swoją zielonością i zachwycić, jak co roku.
kraina_nawloci.png

W moich „krzakach” za domem – w Nawłoci – zaczęło kwitnąć alternatywne życie społeczne. Spacerowicze i spacerowiczki ukrywali się przed nakazem zakrywania twarzy maskami oraz kontrolami i mandatami za poruszanie się w przestrzeni publicznej. Dostęp do tego obszaru stał się bezcenny, a my – Nawłocianie – stworzyliśmy nieformalną, alternatywną społeczność, w pewnym sensie równoległą do głównego nurtu rzeczywistość. To również wydało mi się interesujące. Nie tylko ze względów epidemicznych, postanowiłam nie formalizować tej zbiorowości i zdecydowałam się na serię mikro interwencji w przestrzeń, polegających na praktykowaniu codzienności, która dzięki temu staje się niecodzienna. Działania te mają charakter ulotny, efemeryczny, refleksyjny. Interesuje mnie, jak przekształcić to miejsce we wspólny obszar, a jednocześnie zachować jego intymność i dzikość. Jaka jest charakterystyka tej grupy? Co ją tworzy? Czy faktycznie istnieje, czy jej byt uzależniony jest od mówienia o niej, a kiedy słowa milkną, znika?
Czy opowieść może istnieć bez słów? Czy można ją opowiadać samym tylko patrzeniem, wprowadzającym do mózgu obraz, za którym wyrywa się niema myśl? Historia podpatrzona, ale nigdy nie opowiedziana, istnieje, czy jej nie ma?
Szukając tematu pracy dyplomowej oraz grupy, dla której można zaprojektować działanie partycypacyjne w obszarze pedagogiki teatru, dotarło do mnie, że jest to zbiorowość psiarzy i psiar, spacerujących w tej niejasnej przestrzeni Nawłoci. Postanowiłam przyjrzeć się temu zjawisku i wspólnie z uczestnikami odnaleźć najbardziej odpowiedni język do opisania go.
Wtapianie się w nawłocką społeczność, poznawanie miejsca, wydeptywanie ścieżek, rozmowy ze spacerowiczami i spacerowiczkami oraz nazywanie i modyfikowanie tutejszych obiektów jest częścią procesu stwarzania Krainy Nawłoci. Rozpoczął się on samoistnie, nieświadomie, na długo przed planowanym przeze mnie działaniem i stał się inspiracją do dalszego szukania możliwości i poszerzania obszaru badawczego, zarówno na poziomie topografii, jak i socjologii. Początkowo był nienazwany, a więc istniał bez uchwycenia go, niezauważony, niepełny.
Budowanie struktury znaczeń Nawłoci jest w pewnym sensie symboliczne, ponieważ odbywa się w sferze opowieści, wymyślonej narracji przekazywanej w czasie spacerów, a nie jest czymś powszechnym, formalnym czy ogólnodostępnym. Każdy spacerowicz i spacerowiczka nawłocka ma swoje historie związane z tym terenem. Różnią się od siebie intensywnością, punktami widzenia czy językiem. Wymiana informacji poszerza obraz Nawłoci i dopełnia go, chociaż pojęcia mogą się wzajemnie wykluczać lub mijać. Chciałabym wydobyć osobiste historie tubylców i złożyć je w całość. Jest to jeden z głównych celów mojej pracy dyplomowej.
Jakie postawić pytanie? Czym zbudować dramaturgię opowieści o Nawłoci i popchnąć ją do przodu? Co jest na tyle intrygujące, że poprowadzi, niczym trop do rozwiązania zagadki i stanie się osią, w obrębie której można się poruszać? Jak w fikcyjnej krainie odnaleźć chociaż część prawdy? Szczególnie interesująca dla mnie, w kontekście budowania opowieści o Nawłoci, jest próba uporządkowania fikcji i nie-fikcji, oraz odszukanie wzajemnego ich oddziaływania i mieszania się.
Land Art, albo inaczej sztuka ziemi, jest dla mnie próbą połączenia natury i kultury, instalacją, która wpasowuje się w krajobraz, niczym malowidło wiszące na ścianie galerii. Istotnym jest tutaj czasownik „wpasować się”, który wyraźnie sugeruje, a być może nawet nakazuje, kompatybilność, zgodność, a więc harmonię obu elementów. Jedną ze strategii, które przyjęłam pracując z grupą Nawłocian nad badaniem Krainy Nawłoci, było wprowadzanie w przestrzeń, przyjmujących różną skalę i wymiar, działań. Szukałam języka, którym mogłabym wejść w dialog, zainicjować zdarzenie, które zapraszałoby do performatywnej odpowiedzi. Rozmowy, odbywające się głównie w trybie jeden na jeden, były pierwszym i naturalnym sposobem na zdobycie informacji o ludziach, psach oraz ich spacerowych historiach. W czasie tych chodzonych pogawędek nie tylko zyskiwałam informacje, ale również wydeptywaliśmy ścieżki, nadając im nazwy oraz współdzieląc doświadczenia. Kroczyliśmy, to była nasza podstawowa forma bycia.
kraina_nawloci_2.png

Obecność była głównym narzędziem, które wydobywało nawłocką codzienność. Zaraz obok niej stało słowo. Wszystko inne to wariacja, przekształcenie albo konsekwencja owych narzędzi. Chcę powtórzyć za Donną Haraway, o fragmentaryczności i niekonsekwencjach składających się na zdarzenia nawłockie: „W tym manifeście, podobnie jak w świecie naturokultur, części nie składają się w całość. Zamiast całości poszukuję w nim «częściowych powiązań» Marilyn Strathern, których istotą są kontrintuicyjne geometrie i niestosowne translacje, konieczne, by ułożyć jakoś wzajemne relacje w sytuacji, w której niemożliwa jest zabawa w Boga, samowiedza i obcowanie dusz” 1.
Nigdy nie nastąpiło spotkanie całej nieformalnej grupy uczestników, mimo że każdy z nich drepcze tymi samymi ścieżkami Nawłoci, a ich ślady mijają się podczas spacerów tworząc wzajemne relacje.
Mikrodziałania budowane na doświadczaniu codzienności stanowiły sedno mojego myślenia o projektowaniu pracy dyplomowej i ingerowaniu w tę przestrzeń. W trakcie trwania procesu obserwowałam, że tylko niewielkie, czasem symboliczne inicjacje nie zaburzą, nie zniszczą delikatnej struktury Krainy Nawłoci, stanowiącej azyl nie tylko dla przyrody, ale również dla człowieka, który często pojawia się tutaj w przysłowiowym dresie i bez makijażu. Jest niejako nieoficjalny, nie na pokaz, szukający schronienia przed byciem obserwowanym.
Film o Krainie Nawłoci stanowi formę zapisu elementów przeprowadzonego projektu. Jest również tym, co pozostanie po tym efemerycznym działaniu z pogranicza sztuki i życia, trwałym śladem, który można wystawiać na pokaz i dzielić się nim, jeśli zaistnieje taka potrzeba. Co do upubliczniania go, to mam pewne wątpliwości. Jak mówią bohaterowie psiarze, wartość tego miejsca to, przede wszystkim, jego ograniczona dostępność dla ludzi z zewnątrz, nie stąd. Dzielenie się zatem filmem opowiadającym o Krainie Nawłoci oraz mapą zawierającą wskazówki dotarcia tu powinno odbywać się z rozmysłem. Bardzo chcę nieść tę opowiedzianą przez uczestniczki i uczestników historię dalej, ale potrzebuję również zadbać o to, aby kontrolować dystrybucję zarówno mapy, jak i filmu.
Po zgraniu materiałów dźwiękowych i obrazu poprosiłam twórczynię Natalię Leszczyńską o zrobienie muzyki do filmu. Przyjęła moją propozycję z entuzjazmem i ciekawością. Oprócz tego, że dołożyła swój, niezależny element współtworzący portret nawłocki w sferze dźwięku, stała się pierwszą widzką, która poznała Nawłoć poprzez filmową opowieść. Okazało się, że pokochała i wreszcie zrozumiała tę krainę, o której wcześniej próbowałam jej opowiedzieć w pojedynkę, własnymi słowami.
Film Kraina Nawłoci:
Tekst jest fragmentem pracy dyplomowej powstałej pod kierunkiem Eweliny Godlewskiej-Byliniak na studiach podyplomowych Pedagogika Teatru, prowadzonych przez Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego oraz Instytut Kultury Polskiej UW.
- 1. Donna Harraway Manifest gatunków stowarzyszonych, w: Teorie wywrotowe, Antologia przekładów, pod redakcją Agnieszki Gajewskiej, przełożyła Joanna Bednarek, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2012, s. 258.