Maja Kleczewska

Za chwilę wejdę do nędznej i podejrzanej sali prób. Szedłem do niej długo, nocami bezsennymi. Szedłem na spotkanie, nie wiem, z widmami, czy z ludźmi. Powiedzieć, że ich od wielu, wielu już lat tworzyłem, byłoby za wiele. Dawałem im życie, ale i oni dawali swoje. Nie byli łatwi ani posłuszni. Wędrowali ze mną długo i stopniowo pozostawali na różnych drogach i postojach. Teraz mamy się spotkać, być może ostatni raz. Jeszcze raz ich zobaczę, po tylu latach.
(Dybuk, Malowany ptak)

Pozwolę sobie podzielić się małą scenką z dzieciństwa. Mam babcię w Nowym Lublińcu, małej podkarpackiej wiosce położonej kilkadziesiąt kilometrów od granicy polsko-ukraińskiej. Na niedzielnej mszy w tamtejszym kościele obowiązywała pewna niepisana zasada: w ławach po prawej stronie siadali mężczyźni, w ławach pośrodku i po lewej kobiety. Jako mały chłopiec czułem się zawsze bardziej komfortowo w towarzystwie dziewczyn.