Made in Poland

Najciekawsze zdanie w książce Didiera Eribona Powrót do Reims 1 pada na stronie sto trzydziestej trzeciej, ale mało kto zwraca na nie uwagę, bo jest w niej tyle innych obserwacji i myśli, że można przemknąć się chyłkiem nad rzuconą bez dalszych konsekwencji konstatacją i podążyć własną ścieżką przez tę książkę, w której niemal każdy odnajdzie coś, co go poruszy albo w czym się rozpozna.

Swietłaną Przemysław Wojcieszek próbuje opowiedzieć berlińczykom Polskę. I nie jest to krzepiąca baśń z happy endem, jedna z tych, do których przyzwyczaił nas twórca Made in Poland.

„A to niespodzianka” – mówili mi prominenci polskiej sceny piętnaście lat temu na katowickich Interpretacjach, a oczy mieli okrągłe jak spodki. Bo z nieznanej im Legnicy przywiozłem wtedy Made in Poland, debiutancki spektakl reżysera filmowego Przemysława Wojcieszka. Balladową opowieść o polskiej prowincji, strasznej i śmiesznej, niby to brutalnie gangsterskiej, ale i rozbrajająco, absurdalnie naiwnej. Trochę jak u Tarantino czy u braci Coen.