Ça ira (1) Fin De Louis (Uda się (1) Koniec Ludwika)

Joël Pommerat
2017
6 (727)

Temat rewolucji francuskiej wraca do teatru na tyle często, że chyba najwyższy czas uznać ją za jeden z żywych mitów kultury, już nie tylko francuskiej (by przypomnieć choćby drukowane przez nas w numerze 3/2017 Żony stanu, dziwki rewolucji, a może i uczone białogłowy Jolanty Janiczak). Jak każdy mit rewolucja staje się przedmiotem krytycznych refleksji związanych z czasem ich formułowania – jaka rzeczywistość, taka opowieść o rewolucji. Siedem lat temu głośnym wydarzeniem była we Francji inscenizacja pisanej zespołowo sztuki Notre terreur (Nasz terror, inscenizacja Sylvain Creuzevault), w której stawiano pytania o dzisiejszy stosunek Francuzów do najbardziej krwawego okresu rewolucji. Ostatnio szczególną uwagę przyciągnął Joël Pommerat tekstem i spektaklem Ça ira (1) Fin de Louis (Molière 2016 roku dla najlepszego autora dramatycznego).

Pomyślany jako pierwsza część większego cyklu tekst opowiada o samym początku rewolucji, gdy pierwsze plany wprowadzenia bardziej demokratycznego ustroju wchodzą w fazę realizacji. Choć tytuł sztuki zapowiada już dekapitację króla, to u Pommerata jest on jeszcze aktywnym graczem w tej wczesnorewolucyjnej rozgrywce, której głównym tematem są… pieniądze. Pieniądze, których brakuje głodnym Francuzom, pieniądze, którymi nie chcą się dzielić przedstawiciele stanów wyższych. I wreszcie pieniądze, których nie ma (i to naprawdę nie ma) w państwowej kasie. Jest natomiast dług: wielki, zaciągnięty u nowych bogaczy tego świata, wymagający kosztownej obsługi, utrudniający jakiekolwiek działania reformatorskie. Premier nie pozostawia wątpliwości – kluczem do wszelkich zmian ustrojowych jest właśnie rozwiązanie kwestii tego długu. Spłacać, czy wstrzymywać spłatę? Wybierać spór z masą słabych, czy konflikt z garstką możnych? Co jest prawdziwie rewolucyjną decyzją? Zniszczenie fundamentów ustroju, czy tylko odrzucenie tego, co zostało na nich wybudowane? I wreszcie: jaki koszt jest w stanie ponieść rewolucja? Pytanie, które znów odsyła do pieniędzy – początkowo jedynie na poziomie językowej metafory, ale bardzo szybko także i dosłownie.

Joël Pommerat pisze sztukę historyczną i współczesną jednocześnie. Pojawiają się król i królowa, ale reszta postaci znanych z kart kronik jest tu pozbawiona historycznych imion. Dramatopisarz otwiera przed czytelnikiem drzwi do specyficznej gry w rebusy – chce, by czytelnik szukał w konfrontacji ze szkolną wiedzą i lekturami współczesnymi autorów wypowiadanych kwestii. Wachlarz możliwości jest bardzo szeroki, bo oczywiście Pommerat nieustannie powraca do historii, ale też robi wiele, by dyskusja na temat długu nie traciła swoich podobieństw do współczesnych sporów na temat wspólnej odpowiedzialności za niekiedy wspólne (państwowe), a niekiedy zupełnie prywatne (bo bankowe) kredyty, których spłata staje się kulą u nogi. Jego tekst powstał w wyniku olbrzymich kwerend – autor czytał zapisy historycznych debat w Zgromadzeniu, zapoznawał się z kronikami sądowymi, wertował pamiętniki i zbiory listów. I wreszcie, czytał także głośną kilka lat temu książkę Érika Hazana Une histoire de la Révolution française (Historia Rewolucji Francuskiej, 2012). Hazan próbował w niej zabrać głos historykom, a oddać uczestnikom rewolucyjnych debat – uprzywilejowując cytaty z pism dawnych, a minimalizując odwołania do prac badaczy (zarzucono mu zresztą, że nie przejmuje się pracami z ostatnich czterech dekad), stworzył rozprawę wymagającą zajęcia określonego stanowiska względem przeszłości (faktycznej bądź tylko kreowanej przez badaczy, wśród nich samego Hazana). Joël Pommerat w jakimś sensie powiela ten gest, ale także wzbogaca go przez bardzo konkretne aluzje do współczesności.

 

Piotr Olkusz

Udostępnij