Subiektywny spis aktorów teatralnych Jacka Sieradzkiego. Edycja dwudziesta piąta

Aktualności
23 wrz, 2017

Na stronie wortalu e-teatr kolejna edycja "Subiektywnego spisu aktorów teatralnych" Jacka Sieradzkiego

 

Stałem na scenie, dzierżąc w ręku statuetkę Krzysztofa M. Bednarskiego, znak plastyczny Nagrody im. Konstantego Puzyny, przebijałem wzrokiem świecące po oczach reflektory i z trudem wierzyłem w to, co widzę. Przepastne audytorium Wrocławskiego Centrum Kongresowego nabite było po horyzont. Jak na rockowym koncercie. Ale to nie był koncert. No, w pewnym sensie był: mieliśmy aktorski koncert wyimków scen i ról z dawnych, właśnie wywalonych z afisza spektakli, połączony z wręczeniem nagrody przyznanej przez „Dialog”. A tłum przyszedł nagrodę symbolicznie odebrać. Miał prawo, był jednym z jej zbiorowych laureatów. Nagroda, przypomnę, przypadła „aktorkom, aktorom i publiczności wrocławskiego Teatru Polskiego protestującym w obronie wartości artystycznych wypracowanych w ostatnich latach i niszczonych na skutek błędnych decyzji administracyjnych”.

To nie była podniecona publiczność teatru gwiazd żądna naoglądania się na żywo ulubieńców z obrazka. To nie była publiczność branżowa z teatrów, do których „się jeździ”, gdzie wszyscy mądrale na widowni znają się z widzenia i macerują się we własnym sosie, niczym ogórki małosolne. To nie była śliczna publiczność scen komercyjnych, traktująca wyjście do teatru jako kulturalny dodatek do kolacji z prosecco. To była publiczność niemożliwa, a jednak istniejąca. Czynem wspierająca aktorów tracących swój teatr, tracących to, w co wierzyli, więcej, w co wierzyć nauczyli właśnie swoich widzów. A trafili na pierwszą linię frontu wojny o tę wiarę. Jakoś sami, choć to niesprawiedliwie brzmi: słów i czynów poparcia mieli zewsząd mnóstwo. Ale z daleka. Ich dyrektor poszedł w politykę, przedtem na barykadzie zrobił sporo głupstw. Reżyserzy, ptaki przelotne, owszem, wspomagają Teatr w Podziemiu, ale tak naprawdę odfrunęli robić swoje gdzie indziej. Z zespołu też część zwiała; ta, która mogła. A ci, którzy nie mogli – z różnych przyczyn – zostali sam na sam z chronionym politycznie psujem, ogłupiałym aktorem źle grającym rolę dyrektora, ex-kolegą, który dawno, dawno temu naprawdę dobrze się zapowiadał. Nie ma powodu jego osobą zbyt długo zaśmiecać tego przeglądu.

Teatr jest sztuką iluzji, w sensie dosłownym – na scenie buduje się iluzja jakiejś rzeczywistości – ale i w sensie szerszym: ludzie sceny i ci, którzy wokół niej krążą, nieustannie tworzą, wszyscy tworzymy sobie iluzje tyczące na przykład miejsca i wagi teatru w świecie pozascenicznym. To są często złudzenia ponad stan. I niewiele jest momentów takich, jak ten kwietniowy wieczór opodal Hali Stulecia, które dają rzeczywistą pewność mocy i znaczenia sztuki w życiu. To spotkanie aktorów z widzami było krystalicznie, nieskazitelnie bezinteresowne. Nie było w nim kalkulacji, co najwyżej nadzieja. Słabnąca zresztą. Nie było sensacyjnej otoczki, żadnego, nazwijmy to tak, wiecowego podniecenia, w najszerszym (także pozytywnym) rozumieniu. Tłum ludzi przytarabanił się z całego Wrocławia, by po prostu dać świadectwo, że teatr, który mieli, był im potrzebny a został żal, że go nie ma. To jeden z najwspanialszych bukietów kwiatów dla ludzi sceny, jaki widziałem w życiu. Złożony w ręce aktorów. Najwłaściwsze ręce.

Dwudziesty piąty raz zbieram z całego sezonu notatki o robocie aktorskiej. Subiektywne, skażone niepełnością, bo mnóstwa ról, które mogły być świetne, ba, o których wiem z relacji, że były świetne, po prostu nie dałem rady zobaczyć. Nadzieje, surf po fali, zwycięstwa, mistrzostwa, czasem wątpliwości, kategorie stosowane według reguł obowiązujących już od, rany boskie, ćwierćwiecza. Powiem nieskromnie, że chyba się nie zestarzały. Bo i nie mogły: istota aktorstwa pozostaje niezmienna w dużo większym stopniu, niż się to apologetom postępu w sztuce wydaje.

Jacek Sieradzki

Udostępnij