Akademia Teatralna w Warszawie

Zaczyna się niewinnie. Na scenę wychodzi dwóch aktorów (Damian Sosnowski, Alan Al-Murtatha) oraz aktorka (Natalia Bielecka). Ubrani są w luźne, zwyczajne ubrania w ciemnych kolorach. Siedzący obok publiczności reżyser, Wiktor Bagiński, rzuca im ogólne hasła (na przykład: „Otwórzcie swoje pole energetyczne”, „Stańcie się wodą, powietrzem, ogniem i ziemią”), włącza intensywną, rytmiczną muzykę. Tańczą. Najpierw sami, potem – zgodnie z kolejnym poleceniem – wchodzą w relacje. W końcu ich ciała, pozostając w ciągłym ruchu, splatają się ze sobą na podłodze.

W październiku 2019 roku rozpoczął się kolejny rok akademicki w Akademii Teatralnej imienia Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie. Otwierał zarazem nowy rozdział w historii szkoły, bowiem zmianie uległ skład zespołu kierującego uczelnią: dziekaną Wydziału Aktorskiego została Katarzyna Skarżanka, a Wydziału Reżyserii – Maja Kleczewska, dziekanem Wydziału Wiedzy o Teatrze – Paweł Płoski. O tyle nietypowy był to początek, że właśnie wtedy w Akademii odbywał się Międzynarodowy Festiwal Szkół Teatralnych iTSelF.

Zdaję sobie sprawę z tego, że recenzowanie dyplomów aktorskich jest pułapką zastawioną przez teatralny system jarmarczno-patriarchalny. Jarmarczny, bo jako gatunek i forma transakcji dyplom ma dać aktorce możliwość zaprezentowania szerokiej gamy swoich umiejętności (co skutkuje na przykład nieuzasadnionym – z punktu widzenia scenariusza – włączeniem spektakularnych scen szermierki i stepowania do realizacji Dostojewskiego czy Millera). Patriarchalny, bo „wypromowana” z sukcesem aktorka w idealnym scenariuszu przechodzi spod opieki uczelni pod etatową opiekę dyrektora.