dsc05045-scaled.jpg

Jan Czapliński „Wyspa Jadłonomia”, reż. Maciej Podstawny, dramaturgia Dorota Kowalkowska, Teatr Studio, Warszawa 2022. Fot. Sisi Cecylia

Rewolucja jest dziewczynką

Dominika Ryczywolska
Przedstawienia
13 sty, 2023

Kiedy wychodzę z teatru po obejrzeniu spektaklu Wyspa Jadłonomia w reżyserii Macieja Podstawnego mam wrażenie, że bawiłam się lepiej niż dzieci i młodzież obecne wśród publiczności. Ten stan utrzymuje się jeszcze, kiedy decyduję się na napisanie tego tekstu. Łapię się jednak na tym, że w ten sposób projektuję swoje wrażenia na innych i posługuję się własnym wyobrażeniem o tym, jakie oczekiwania ma młoda publiczność. Czego rzecz jasna nie chcę robić – będzie to więc opis odbioru spektaklu z perspektywy dwudziestotrzylatki.

Zacznijmy jednak od początku. W spektaklu poznajemy dziesięcioletnią M (Maja Pankiewicz), która podsłuchuje rozmowę rodziców o tym, że tata jest chory i powinien zmienić nawyki, czego bynajmniej robić nie chce. Nie widzimy dorosłych, stoją oni bowiem za białym materiałem, a taka organizacja przestrzeni wprost pokazuje ich relacje z córką. Ojciec jest typową postacią zaczerpniętą z polskich seriali telewizyjnych – musi być silny za wszelką cenę i absolutnie nie zamierza jeść „zieleniny”. W poczuciu bycia niesłyszaną i niezauważaną M udaje się do sąsiadki – Pani Dymek (Ewelina Żak) – która mimo początkowej niechęci do regularnie niszczącej ogródek dziewczynki, pozwala jej zostać na noc w szklarni. W ten sposób główna bohaterka, a razem z nią publiczność, przenosi się na wyspę. 

20221117-5y5a4121-scaled.jpg

Fot. Sisi Cecylia

Wyspa Jadłonomia swoją strukturą przypomina baśń, trudno mi oprzeć się skojarzeniu z Alicją w Kranie Czarów, pojawiającą się z resztą jako inspiracja w opisie spektaklu. Jak to bywa w takich tekstach, główna bohaterka ma swojego przewodnika po nieznanym, fantastycznym świecie – w tym przypadku jest to Przepis (Tomasz Nosinski). Staje się on jej przyjacielem, choć początkowo nie traktuje dziewczynki poważnie i irytuje się, że jest niepokorna, bo nie chce ślepo za nim podążać. Rola Przepisu jest jednak poważniejsza – to on zna wyspę i przedstawia M kolejnym zamieszkującym ją podmiotom. Poznaje ona między innymi zespół składający się z nowalijek oraz trio spod znaku vege pride, czyli seitan (Daniel Dobosz), ramen (Marcin Pempuś) i falafel (Ewelina Żak). Ci pierwsi śpiewając punkowe piosenki, przekonują, że warto jeść sezonowe warzywa. Inni pokazują, że jedzenie roślinne nie musi być nudne. Choć są oni ważni, bo bez tych spotkań wyprawa nie mogłaby się udać, celem jest jednak wizyta u Królowej (Ewelina Żak) i wygrana walki z pustoszącym wyspę Cieniem (Marcin Pempuś). 

Ciekawą postacią wydaje mi się, zwierzę (Daniel Dobosz). Wymyka się ono binarnemu podziałowi płciowemu – używa zaimków neutralnych. Opowiada M o swoich bliskich, którzy zostali zjedzeni przez ludzi i zabiera ją na cmentarz wykonany z pustych talerzy. Myśl o tym, że jego też może to spotkać, staje się powodem ataku paniki, jakiego doświadcza kilka scen później. Mimo że żyje na wyspie, gdzie nikt nie je mięsa, trauma poprzednich pokoleń naznaczyła jego życie. Postaci wykreowane jako osoby niebinarne nie są częstym obrazem na polskich scenach teatralnych, cieszy mnie więc kiedy nie tylko się pojawiają, ale także są traktowane z empatią (chociaż na poziomie konceptualnym bardziej empatyczne byłoby tworzenie ich jako ludzi). M od razu przyjmuje sposób, w jaki zwierzę mówi o sobie, nie kwestionuje, nie dopytuje. A podczas ataku paniki jest wsparciem, pyta o potrzeby nowo poznanej osoby przyjacielskiej. Chciałabym, żeby taka reakcja była czymś oczywistym – ten akapit pewnie by wtedy nie powstał – ale niestety nadal nie jest, a przynajmniej nie zawsze jest. Jeśli więc teatr dla dzieci i młodzieży ma mieć wartość dydaktyczną, to może właśnie taką. 

Władimir Propp w Morfologii bajki 1 pisał o najczęściej pojawiających się typach postaci. Dwie z nich wydają mi się dobrym materiałem do zestawienia z negatywnymi bohaterami spektaklu. Donatorem, a więc kimś wystawiającym na próbę będzie Ślad Węglowy (Marcin Pempuś), którego nie można się pozbyć z wyspy, mimo że w jego bliskiej obecności M razem z Przepisem nie mogą oddychać. Wzbudza on niepewność czy zmiana ma sens, skoro konsekwencji jego pojawienia się nie można już odwrócić. Głównym przeciwnikiem natomiast jest Cień (w tej roli także Marcin Pempuś), który dostaje się na wyspę razem z dziewczynką, by zniszczyć cały ekosystem i zaburzyć pory roku. Pokonanie go i przywrócenie równowagi staje się głównym celem M. Bohater pojawia się także na ekranie z boku sceny, gdzie na nagraniach widzimy, jak chodzi wokół Pałacu Kultury i Nauki. Tym samym twórcy i twórczynie przenoszą opowieść z przestrzeni fikcji w rzeczywistość. Publiczność zostaje postawiona poniekąd w pozycji głównej bohaterki: też umożliwiliśmy wprowadzenie nieodwracalnych zmian w przyrodzie. Pytanie, czy tak samo nieświadomie, jak M. 

20221117-5y5a4678-scaled.jpg

Fot. Sisi Cecylia

Wzrusza mnie emancypacyjna dla M scena przed jej spotkaniem z królową. Kiedy jest zła na sytuację na wyspie i bezsilna, wiedząc, że zmiana będzie trudna, zaczyna krzyczeć. Uświadamia sobie, że to robi, choć dziewczynkom nie wolno – przynajmniej tak mówili jej rodzice (choć jestem pewna, że nie jest w tym sama). Podróż po wyspie jest więc drogą nie tylko do poznania wagi codziennych wyborów dla planety i zdrowia każdego i każdej z nas, ale także własnych emocji. Być może brzmi to patetycznie, ale dla dziewczynki, której nikt nie słucha, bo rodzice rozmawiają tylko ze sobą, odkrycie, że może wyrażać złość, jest otwierające. A w kontekście sytuacji teatralnej może być potencjalnie odzwierciedleniem wspólnotowego doświadczenia dla osób na widowni, które były lub właśnie są w podobnym momencie życia. 

Pisałam, że publiczność przenosi się na wyspę razem z M – co nie było jedynie zgrabną metaforą. Przez prawie cały spektakl nie mam pewności czy osoby siedzące na widowni są częścią opowieści. Pojawiają się kwestie wypowiadane niejako w próżnię, niebędące częścią monologów, nieadresowane do innych bohaterów, a także nagrania Cienia chodzącego ulicami Warszawy. Na koniec spektaklu zachęca on publiczność do wejścia na scenę i dołączenia do aktorów i aktorek tańczących z wielkimi pluszowymi truskawkami. Co ciekawe – choć chyba przewidywalne – dołączają tylko dzieci, a więc osoby, w których teatralne konwenanse nie są jeszcze głęboko zakorzenione. I być może, jak twierdzą Anka Herbut i Kosma Herbut-Lédé w artykule Prawo dziecka do sztuki, „tego możemy się od dzieci uczyć, bo są niesłychanie szczerą, życzliwą i aktywną publicznością”. Dorośli – w tym ja – nie tylko nie wychodzą na scenę, ale także śmieją się w zupełnie innych momentach. Bawią mnie raczej gry słów i ekwilibrystyka związana z unikaniem przekleństw, podczas gdy młodsza część widowni częściej reaguje na konkretne sytuacje. 

Skłania mnie to do zastanowienia się nad statusem pisania o teatrze dla dzieci i młodzieży. Myśl o tym czy jako nieprojektowana odbiorczyni nie zakrzywiam obrazu spektaklu towarzyszy mi cały czas podczas powstawania tego tekstu. Jednocześnie mam świadomość, że przedstawienia dla młodej widowni stanowią część szerszego pejzażu i pomijanie ich przez tworzących i tworzące dyskurs okołoteatralny sprowadza je do nieopisanej niszy. Mechanizm ten jest rzecz jasna silnie związany z logiką archiwum, ale też samo wytwarzanie wiedzy poprzez pisanie o konkretnych tytułach jest w niej zakorzenione. Jedną ze strategii rozszczelnienia będzie – jak wspominają autorzy tekstu Prawo dziecka do sztuki – angażowanie dzieci do pracy nad tekstami. Co też nie dla każdego i każdej jest możliwe. Dlatego zarówno w przypadku analizy spektakli o młodzieży, jak i dla niej, ważne wydają mi się empatia i transparentność pozycji, z jakiej wychodzi osoba pisząca. 

20221117-5y5a3784-scaled.jpg

Fot. Sisi Cecylia

Wspominałam wcześniej, że jako inspiracja w opisie spektaklu pojawia się Alicja w Krainie Czarów. Podane zostają jeszcze dwie, moim zdaniem bliższe temu, co widzimy na scenie – cykl książek Jadłonomia 2 i film Spirited Away: W krainie bogów 3. Książki Marty Dymek i jej działalność dają początek idei Wyspy Jadłonomii, ale także – nie ma co ukrywać – promocję. Zwłaszcza że przed setem premierowym można wziąć udział w warsztatach z autorką, a data pierwszego pokazu splata się z ogłoszeniem otwarcia jej fundacji. Z czego nie robię zarzutu, a jedynie dodaję jako kontekst usytuowania spektaklu. Natomiast film Hayao Miyazakiego jest wyraźną inspiracją fabularną: główną bohaterką jest Chichiro, która razem z rodzicami dostaje się do nieznanego świata. Dorośli zjadają posiłek, który nie był przeznaczony dla ludzi i zamieniają się w świnie. Dziewczynka musi ich uratować, adaptuje się więc do życia w krainie bogów i pomaga także nowo poznanemu przyjacielowi. Dopiero po obejrzeniu Spirited Away i poznaniu estetyki studia Ghibli, które go wyprodukowało, rozumiem, czemu w opisie pojawia się odniesienie do tradycji anime. Choć w tym przypadku został wybrany chyba najbardziej mainstreamowy przykład – film nagrodzony Oscarem, znany szerokiej publiczności. 

Wyspa Jadłonomia to spektakl dla dzieci i młodzieży, ale także po części o nich. Choć nie jest to teatr partycypacyjny, a w rolę głównej bohaterki wciela się dorosła aktorka, może odzwierciedlać potrzeby i oczekiwania młodszej widowni. Chociażby chęć bycia wysłuchanym, radzenia sobie z emocjami i wiara w to, że zmiana jest także – a być może przede wszystkim – w ich rękach. Oczywiście nie jest to całkowita reprezentacja (o ile coś takiego istnieje), nie wszystkie i nie wszyscy chcą być jak M. Tyle że w polskim teatrze nawet ten partycypacyjny zazwyczaj prezentuje jedynie głosy do siebie podobne. 

Twórcy i twórczynie spektaklu Wyspa Jadłonomia kreują na scenie pewien rodzaj utopii. Poprawa sytuacji planety jest możliwa, nie jest jeszcze za późno, zmiany, jakie wprowadził Cień, da się jeszcze naprawić i przywrócić regularne pory roku. Cały potencjał rewolucyjny ma w rękach dziesięcioletnia dziewczynka. Co oczywiście mieści się w konwencji jaka zostaje wybrana. We współczesnej rzeczywistości naznaczonej ciągłymi kryzysami ta wizja może dawać cień nadziei, nawet jeśli tylko na czas stuminutowego spektaklu. Tak też się dzieje w przypadku mojego odbioru.

  • 1. Zob. Władimir Propp Morfologia bajki magicznej, przełożył Paweł Rojek, Nomos, Kraków 2011. 
  • 2. Zob. na przykład: Marta Dymek Nowa Jadłonomia. Roślinne przepisy z całego świata, Wydawnictwo Marginesy, Warszawa, 2017. 
  • 3.  Spirited Away: W krainie bogów, reż. Hayao Miyazaki, 2001.

Udostępnij

Dominika Ryczywolska

Studentka kulturoznawstwa w Instytucie Kultury Polskiej na Uniwersytecie Warszawskim. Interesuje się społecznymi kontekstami musicalu oraz przestrzeniami przenikania się muzyki i teatru.