_b1a7641.jpg

„Ostatnia scena”, kuratorki Jadwiga Klata i Nadia Wierzbicka, Teatrgaleria Studio, Warszawa 2021. Fot. Alicja Szulc

Ostatnia scena, jaką zobaczysz

Agata M. Skrzypek
Przedstawienia
03 gru, 2021

Międzynarodowy ruch Extinction Rebellion (XR) działa w obronie klimatu na różne sposoby, a Jadwiga Klata, aktywistka z nim związana, otwarcie mówi, że ratowanie świata to robota chałupnicza i nudna. Ale w sezonie 2021/2022 polskie działaczki i działacze z XR spotykają się z Teatrgalerią Studio, by wspólnie stworzyć projekt Przed/Po. Inaugurujący go wernisaż Ostatnia scena, powstały pod kuratelą Nadii Wierzbickiej i Jadwigi Klaty we współpracy z pedagożkami Justyną Lipko-Konieczną i Igą Dzięgielewską, wyznacza kierunek i tematy, którym w następujących miesiącach będą poświęcone kolejne wydarzenia, warsztaty, akcje, panele społeczne i performanse. Mam przeczucie, że nudno nie będzie.

W podcaście Radia RDC Justyna Konieczna-Lipko wspomniała, że zaproszenie XR do Studio to decyzja wynikająca z obserwacji, że młodzi ludzie odpływają z teatru, nie znajdując w nim przestrzeni dla siebie. Studio postanowiło więc im tę przestrzeń oddać w inny sposób niż zwykle: zamiast zwyczajowych warsztatów towarzyszących spektaklowi, wprowadzających młodą widownię w teatr, które jednocześnie kreowały relację pewnej podległości, zaproponowano młodym aktywistkom i aktywistom partnerską współpracę. Takie podejście zbiega się z praktyką XR, polegającą na rozwijaniu kultury regeneracyjnej, w obrębie której komunikacja przebiega bezprzemocowo, a struktury buduje się poziomo, niehierarchicznie.

_b1a8034.jpg

Fot. Alicja Szulc

Jednocześnie otwarcie się Teatrgalerii Studio na performatywny namysł nad przyszłością instytucji kultury w kontekście katastrofy klimatycznej, antropocenu i nadprodukcji nie jest przypadkiem odosobnionym wśród działań podejmowanych przez warszawskie galerie sztuki i muzea (Muzealny Think Thank organizowany przez MSN i POLIN, webinaria i warsztaty z Biennale Warszawa, wystawy w ASP oraz CSW za poprzedniej kadencji – i tak można wymieniać…). Teatry – pod względem programowym czy ideowym – wydają się w ogonie tej debaty, choćby dlatego, że sygnatariuszami deklaracji Kultura dla klimatu są jedynie Nowy Teatr, Teatr Syrena oraz Teatr Politechniki Warszawskiej (nieposiadający jednak własnej sceny). Niektóre instytucje w swoich repertuarach mają lub goszczą spektakle dotykające tematów katastrofy klimatycznej/końca antropocenu: Jak ocalić świat na małej scenie (reż. Paweł Łysak, Teatr Powszechny w Warszawie, 2018), Grupa warszawska (reż. Eglė Švedkauskaitė, Nowy Teatr w Warszawie, 2020), Raj. Potop (reż. Grzegorz Jaremko, Teatr Studio 2021), Wracać wciąż do domu (reż. Magda Szpecht, TR Warszawa, 2020) i inne, co na poziomie tematycznym włącza je do grupy przedstawień dbających o szeroko rozumiane środowisko. Nieśmiało jednak przypomnę, że stołeczne sceny nie ograniczają się tylko do Studia, TR, Komuny Warszawa, Powszechnego czy Nowego, a zrobienie spektaklu na temat kryzysu klimatycznego nie oznacza od razu wdrożenia zasad mających mu przeciwdziałać. Fakt, instytucje mają trudno – to kolektywy w projektach grantowych i niezależni artyści na rezydencjach wdrażają praktyki dbania o klimat czy ekologię śmielej i częściej.

Zostawmy jednak na razie reprezentację. Bardzo trafnie stwierdziła Aleksandra Polerowicz, kuratorka projektu Przesilenie, że od przekierowywania „każdego tematu poruszanego przez artystów/ki i miejsca kultury w stronę klimatu lub środowiska (wąsko rozumianych)” ważniejsza jest „świadoma praca w kierunku ograniczania wpływu na naturę, wzmacniania sprawiedliwości społecznej, a więc i współpraca instytucji kultury także pomiędzy sobą: zaczynając od świadomych wyborów rozwiązań produkcyjnych (materiałów, transportu itd.), a kończąc na namyśle nad nadprodukcją informacji, wydarzeń czy wystaw. Na martwej planecie nie będzie sztuki – ani niczego innego”. Połowicznie się z tym zgadzam, to znaczy – nie chciałabym spędzić reszty zawodowego życia przeżuwając wciąż ten sam temat, skoro i tak ekolęk raczej mnie nie opuści, jednak z drugiej strony sądzę, że jesteśmy w momencie, w którym lepiej jest jednak wspomnieć o zmianach klimatycznych o jeden raz za dużo, niż spychać temat pod dywan.

W przypadku Ostatniej sceny niezwykle znaczące wydają mi się dwie sprawy. Po pierwsze przedmiotem prac oczekiwanych w open callu było „wszystko to, z czym dla ciebie wiąże się kryzys klimatyczny. Czy katastrofa ekologiczna to nasza ostatnia scena? Czy koniec może być początkiem czegoś nowego?”, a więc dokładnie „wszystko to” otrzymujemy w prezentowanych na wystawie instalacjach. Są lęki, depresje, bezsilność, jest głupawka, krytyka systemu, recykling, jest samoświadomość i naiwność zarazem. Nie było natomiast zaprzeczenia, wyparcia czy skandalu – żadna z wybranych instalacji nie prezentuje wizji „nieprzekonanej”, stworzonej z pozycji negującej szóste wymieranie, podważającej zmiany zachodzące w klimacie albo sugerującej spisek. Co więcej, tylko nieliczne z nich hasło wywoławcze traktują przekornie lub ironicznie. Tu po prostu wszystkie puzzle pasują do siebie. 

_b1a7903.jpg

Fot. Alicja Szulc

Zastanawiałam się, medytując nad podwieszonym w rogu sufitu wielomateriałowym, kolorowym organizmem, przypominającym połączone meduzy, dlaczego prace na wystawie „grają do jednej bramki” – przecież to zupełnie wypłaszcza dramaturgię! A podkreślmy, Ostatnia scena nie miała charakteru przeglądu – była kuratorowana z dużą pilnością, fantastycznie zamontowana w obrębie rzadko uczęszczanych korytarzy Studia, a za wybrane dzieła/działania dwadzieścia dziewięć twórczyń i twórców otrzymało wynagrodzenie. Szczęśliwie złożyło się, że ta refleksja przyszła do mnie jeszcze zanim opuściłam wystawę, mogłam więc o ten brak polemiczności zapytać jedną z kuratorek. Odpowiedziała, że wśród ogromnej liczby propozycji, które zostały nadesłane, nie znalazła się żadna podważająca sens mówienia o katastrofie ani podejmująca problem społecznej i politycznej negacji jej istnienia.

Druga interesująca mnie rzecz wynika niejako z pierwszej. Jak to się stało, że w kraju, w którym przekonanie o antagonizmie między nauką a zdrowym rozsądkiem ma się dobrze niezależnie od grupy zawodowej, wykształcenia, wiary czy zarobków, autor(ka) żadnej z zaproponowanych instalacji, wideo, obrazów, zdjęć i zapachów (tak!) nie postanowił(a) wejść w dyskusję z zaproponowanym przez organizatorki ujęciem tematu? Przyczyn albo raczej współzależności doszukuję się w zasadach open callu. Nabór na wystawę odbywał się w myśl idei przyświecających członkinom XR, czyli trybie otwartym, równościowym i potencjalnie inkluzywnym, to znaczy, że swoje zgłoszenie na wystawę mógł przesłać każdy i każda – niezależnie od wykształcenia artystycznego, formy dzieła/działania i całej reszty innych czynników. Wybór, a właściwie dobór obiektów, pozostawał w gestii inicjatorek projektu, natomiast samo uczestnictwo nie zostało obwarowane żadnymi wymaganiami wstępnymi. To podejście wydaje mi się fascynującym i problematycznym kuratorskim pomysłem. Zawsze, kiedy w konkursowe szranki teoretycznie może stanąć „każdy/każda”, zastanawia mnie, kto w związku z tym jednak nie może, a kto jest bardziej uprzywilejowany. 

Wynikła z tego interesująca sprawa, która zresztą została wypowiedziana przez Jadwigę Klatę na wernisażu: Ostatnia scena to wystawa, dla potrzeb której aktywistki odnalazły w sobie artystki. Wykluczyło to – zapewne niezamierzenie – możliwość zaistnienia wewnętrznych tarć, które mogłyby narosnąć na poziomie wydźwięku prezentowanych prac, skoro w znakomitej większości ich autorkami i autorami okazali się sojuszniczki i sojusznicy sprawy. Jednocześnie uczyniło to z wystawy platformę nie tyle edukacyjną, ile terapeutyczną. Ostatnią scenę kontempluje się we wspólnocie. Można dopasować swoje emocje do emocji zaproponowanych – i sprawdzić, które podejście jest nam najbliższe. Jeśli nie boisz się, że zatopi Gdańsk, piękne plaże i nas wszystkich (Anna Szejbut, Carollė Süss), to może poruszy cię historia o przygarniętym do domu świerszczu, po którym został tylko pośmiertny zapis dźwiękowy (Michał Mędrzak)? Jeśli nie przekonuje cię etyczna ambiwalencja palenia Palo Santo (Karolina Pawelczyk), to może chociaż przestraszy cię perspektywa wojny o wodę (Misha Waks)? A może jedyne, co wiesz na pewno, to to, że jest źle i właśnie w autobiograficznych, intymnych pracach Weroniki Miziołek, Aleksandry Szajneckiej, Poli Gadomskiej lub Julii Ciunowicz odnajdziesz dyskurs, w którym poczujesz się raźniej? Wreszcie, jeśli po prostu potrzebujesz uzmysłowić sobie (po raz kolejny) wypaczenia kapitalizmu, patriarchatu i innych systemów wykluczeń, nie zawiodą cię instalacje Zuzanny Krefft, Mishy Waks, Tomka Świerżewskiego czy Katarzyny Oleśkiewicz. Przebywanie wśród tych prac ma w sobie coś z grupowego otwierania pudełek z Bezpiecznego miejsca Tomka Fryzła i Piotra Fronia, z tym że w pudełkach Ostatniej sceny kryją się lęki. Bezpieczeństwo przyniesie dopiero wspólnotowa konfrontacja z nimi.

_b1a8044.jpg

Fot. Alicja Szulc

W zapisanej na ścianie krótkiej scence dramatycznej, która otwiera wystawę, Klata i Wierzbicka – jako Bohaterka – wyrażają zdegustowanie faktem, że nawet na miałkim przedstawieniu widownia jest tą stroną, która słucha i milczy. Tęsknią za sprawczością, za widzowskim nieposłuszeństwem rodem z Publiczności zwymyślanej Handkego – niech ktoś zacznie buczeć albo rzuci pomidorem, niech zadzieje się cokolwiek, by czas pozostały do ostatniej sceny minął prędzej. Tymczasem okazuje się, że otaczające Bohaterkę osoby na widowni są w pełnej gotowości do działania. I one też czekają. Metafora „wzięcia sprawy w swoje ręce” zagrzewać ma do działania w myśl przeświadczenia, że pojedyncze gesty, złączone w całość, mają znaczenie. Odcisną piętno. Wywrą nacisk. Przyniosą efekty. Uratują planetę.

Ale co, jeśli ostatnia scena nie ma końca; taśma przewija się i leci od nowa?

Udostępnij

Agata M. Skrzypek

Doktorantka na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. W „Dialogu” drukowane były jej sztuki Narzędzia ojca (nr 12/2019) oraz Na zaliczenie. Rewia udramatyzowana (nr 5/2021).