maxresdefault.jpg

Jolanta Janiczak „I tak nikt mi nie uwierzy”, reż. Wiktor Rubin, scenografia: Łukasz Surowiec, kostiumy: Hanna Maciąg, muzyka: Krzysztof Kaliski, reżyseria światła: Jacqueline Sobiszewski, Teatr Fredry w Gnieźnie 2020. Fot. Dawid Stube

Kobiety: postscriptum

Katarzyna Niedurny
Przedstawienia
30 paź, 2020

W październikowym numerze „Dialogu" Katarzyna Niedurny opublikowała esej Kobiety. Od czasu jego publikacji sytuacja w Polsce zmieniła się. Autorka zdecydowała się więc dopisać postscriptum do swojego artykułu.

 

Dyskusja o aborcji nie zaczęła się w Polsce w czwartek. Od kilku lat, co jakiś czas, wraz z kolejnymi próbami zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej, wraca do debaty publicznej. Tak zwana radykalna grupa działaczy pro-choice (a w Polsce nietrudno być lewicowym radykałem) cierpliwie tłumaczy rzeczy podstawowe. Kobieta to też człowiek (jak pisała Marie Sheer o feminizmie „to radykalny pogląd, że kobiety są ludźmi”), prawa człowieka to prawa kobiet, kobieta jak każdy człowiek ma prawo decydowania o swoim ciele, płód to nie dziecko, w świeckim państwie opinia Kościoła na ten temat nijak nie wpływa na prawo. A także jeszcze bardziej radykalne: aborcja jest OK, dopóki w Polsce nie będzie nieograniczonego dostępu do aborcji kobiety nie zyskają pełni władz obywatelskich, aborcja nie musi być ani traumatyczną, ani trudną decyzją, kobieta może uprawiać seks, co nie oznacza, że musi być gotowa na zostanie matką. Decyzja o aborcji może być najbardziej odpowiedzialną decyzją życia. Żadnego z tych zdań nie chce mi się teraz ani tłumaczyć, ani uzasadniać. Aktywistki i feministki tłumaczą to od lat. 

Mówienie o tym głośno jest jednocześnie utrudniane. W Polsce ciągle za radykalnie feministyczny postulat uważa się przyznanie kobietom prawa do udziału w dyskusji na temat praw kobiet. Pierwszą zaporą jest już dostanie się do mediów, następnie żeby w ogóle w tej dyskusji brać udział i być słyszanym trzeba uważać, żeby broń boże nie powiedzieć czegoś zbyt mocno, żeby ktoś się nie oburzył, żeby nie zostać uznanym za histeryczkę, wariatkę, radykałkę, żeby nikogo nie urazić, żeby jeden pan z drugim się nie poczuli dotknięci. Jednocześnie od kiedy pamiętam każdą debatę o aborcji trzeba rozpoczynać od tego samego. Tłumaczenia, że płód to nie dziecko, że Bóg nie ma nic do rzeczy, że każdy sam może decydować o własnym ciele, a bijące małe serduszko jest jakąś kiepską metaforą. 

Dlatego uwielbiam hasło „wypierdalać”, które ucina wszelką dyskusję, które nie daje dojść do głosu tym, którzy przez ostatnie lata w imieniu kobiet mówili zbyt dużo. Które nie pozwala się wikłać w ciągle tą samą dyskusję od nowa, które zrzuca odpowiedzialność za samopoczucie drugiej strony. I mam ochotę mówić „wypierdalaj” wszystkim tym, którzy chcą zabronić kobiecie aborcji z  jakiegokolwiek powodu, którzy chcą tłumaczyć kobietom co powinny mówić, co powinny czuć, jak powinny wyrażać swoje emocje, wszystkim którzy mają jakieś ale, chcą objaśniać świat, zabraniać, decydować, uciszać i uspokajać. Niezależnie od strony politycznej, po której się opowiadają. 

Powszechnym kobiecym doświadczeniem jest słuchanie, bagatelizowanie swoich uczuć, uśmiechanie się, uspokajanie sytuacji. Wiem w jakiej sprawie obecnie mówię „wypierdalać” na protestach, w mediach społecznościowych, tekstach. A jednocześnie czuję, że gniew, który w tym jest i przyjemność wypowiadania tego słowa wypływa bezpośrednio z energii tych wszystkich momentów, w których zamiast krzyczeć, odburknąć, nie zgadzać się uśmiechałam się, myśląc, że jakoś to będzie. I mam wrażenie, że nie jest to tylko moje jednostkowe doświadczenie. 

Wypierdalać!

Udostępnij

Katarzyna Niedurny

Teatrolożka, recenzentka, dziennikarka. Publikowała między innymi w „Dwutygodniku”, „Didaskaliach”, w portalu Onet.pl. Laureatka tegorocznej educji Ogólnopolskiego Konkursu im. Żurowskiego dla młodych krytyków.