puyzna.png

Młody Konstanty Puzyna. Konstanty Puzyna i Jan Błoński. Fot. archiwum miesięcznika „Dialog” / Instytut Teatralny.

Chłopak. Konstanty Puzyna

Katarzyna Niedurny
W numerach
Kwiecień
2023
4 (797)

Urodził się 13 kwietnia 1929 roku w słynnej warszawskiej klinice doktora Ludwika Brydza-Nackiego przy ulicy Marszałkowskiej 45. Wypływa z tego kilka wniosków.

Po pierwsze od urodzenia był bogaty, skoro jego rodzice mogli sobie pozwolić na tak ekskluzywnego i modnego wówczas lekarza. Nic dziwnego – jego dziadek Stanisław Modest Puzyna był dobrym gospodarzem, który zadbał o przyszłość wszystkich swoich dzieci. Córka Aniela dobrze wyszła za mąż – realizując przeznaczony dla niej los – kobiety swoich czasów i klasy społecznej. Każdy z trzech synów księcia (trochę jak w bajce) poszedł zaś inną drogą. Pierworodny Stanisław wybrał edukację, stając się słynnym inżynierem kolejnictwa1, średni Julian przejął majątek rodzinny w Stryhowie, najmłodszy Włodzimierz Władysław (a ten będzie nas interesować najbardziej) wybrał studia na Politechnice Ryskiej, a następnie karierę pilota wojskowego. W wieku trzydziestu czterech lat dobrze uposażony przez ojca, mógł pozwolić sobie na ustatkowanie i zapewnienie dostatniego życia dziewiętnastoletniej w chwili ślubu żonie, Marii Letycji, i urodzonemu rok później jedynemu synowi – Konstantemu.

 

Po drugie możemy przypuszczać, że obawiano się tego porodu. A był ku temu wyraźny powód – babcia i dziadek Konstantego byli rodzeństwem (matka ojca i ojciec matki), pisarz Gustaw Zieliński autor poematu Kirgiz (z którego pompatycznej fabuły Konstanty będzie się później podśmiewał) był zaś jego pradziadem zarówno po mieczu, jak i po kądzieli. Ślub rodziców wymagał udzielonej im za opłatą dyspensy biskupa. Mimo błogosławieństwa duchownego niepokój w rodzinie jednak pozostał. Babka chłopca właśnie geny będzie uznawać za przyczynę jego asymetrycznej twarzy (w dzieciństwie Ket wyglądał tak, jakby miał stale spuchniętą połowę głowy2). Jak zaś zaznacza Konstanty w dramacie Gość w dom, Bóg w dom, innym powodem jego problemów zdrowotnych miał być – według rodzinnej narracji – poród kleszczowy. Bo Ket rzeczywiście był dość chorowitym dzieckiem – całe życie ciągnęły się za nim problemy z sercem, a także z układem kostnym (szczególnie jako nastolatek był podatny na skręcenia, a także długo utrzymującą się „wodę w kolanie”).        

Po trzecie fakt, że jego matka zdecydowała się na poród w nowoczesnej klinice świadczy, że musiała być osobą postępową. I chociaż Maria Letycja (zwana przez wszystkich Titą) odebrała wraz z siostrą Marią Anielą (Iną) konserwatywne wychowanie w klasztornej szkole Sacré Coeuer w Polskiej Wsi pod Poznaniem, wydawała się osobą oryginalną i niezważającą na konwenanse. „Inteligentna, dowcipna, z dużym temperamentem życiowym, bezpośrednia”3– tak opisuje ją przyjaciółka, Mercedes Żytnicka. A wśród znajomych rodziny do dziś przetrwały o niej liczne anegdoty, między innymi o tym, jak nago opalała się na dachu domu, wydając w tym samym czasie polecenia towarzyszącej jej służbie.

11111111111.png

Maria i Włodzimierz Puzynowie, rodzice Konstantego Puzyny. Fot. archiwum miesięcznika „Dialog” / Instytut Teatralny

Najważniejszymi punktami na mapie świata małego Keta były dwa leżące w okolicach Torunia dwory. Jeden z nich to imponujący i świetnie wyposażony pałac w Gronowie z ponad sześćdziesięcioma pokojami i kilkunastoma łazienkami, do którego utrzymania potrzebna była liczna służba. Dwór wybudowany został w 1918 roku4 przez hrabiego Wolffa, żyjącego nadzieją, że uda mu się przyjąć tam cesarza pruskiego Wilhelma II. Te marzenia nigdy się nie ziściły, a problemy finansowe zmusiły go do sprzedaży domu wraz z pięćsethektarowym majątkiem oraz dochodową gorzelnią i magazynem spirytusu. To tu zdecydował się spoważnieć i osiedlić Włodzimierz, który jednak dość szybko zatęsknił za kawalerskim życiem, spędzając wiele wieczorów z kolegami na kartach w Toruniu. Konstanty w Gronowie zajmował kilka pokoi przy tarasie. Tam odwiedzały go kolejne guwernantki odpowiedzialne za jego domową edukację. W pobliżu nie było dobrych szkół, a ze względu na delikatne zdrowie i nieśmiały charakter nie chciano oddawać go do szkoły z internatem.

W dzieciństwie największą miłością otaczały go kobiety – matka i babka. Tę ostatnią Ket często odwiedzał w dworku w Skępem – to tam został ochrzczony w kościele parafialnym, w którym znajduje się cudowna figurka Matki Boskiej Skępskiej. I w tym otoczeniu lubił przebywać najbardziej, znacznie mocniej ceniąc sobie dworek babci, niż ponure gmaszysko, w którym mieszkał na co dzień. Dziadek Puzyny zmarł w roku jego urodzenia. Był znacznie starszy od pięknej babki Marii Wodzyńskiej (nazywanej Manitą) i podobno miał być o nią stale zazdrosny. Ona tymczasem nawet po jego śmierci pozostała mu wierna, poświęcając czas kościołowi (była głęboko religijną osobą, czego nie odziedziczyła po niej ani córka, ani wnuk), a także pomocy mieszkańcom wsi – urządzała warsztaty, na których uczyła kobiety między innymi gotować włoszczyznę, a także założyła i finansowała ochronkę dla dzieci, pozwalając okolicznym matkom korzystać z instytucji za symboliczną kwotę.

Gospodarzem Skępego został najstarszy syn Manity – Stanisław Zieliński. Dzielił on pasję wielu członków tej rodziny, miał mianowicie olbrzymi pociąg do samolotów. Jak pisał Mirosław Krajewski:

Był on oficerem rezerwy 4. pułku lotniczego w Toruniu i przez cały czas rozwijał swoje zainteresowania lotnicze na prywatnych samolotach Sido S-1 bis13 RWD-8. Słynął także z brawurowych akrobacji lotniczych. Jeszcze w czasie mojego pobytu w wymyślińskim Liceum Pedagogicznym w latach 1960-1965 opowiadano fascynującą opowieść o tym, jak Zieliński miał przelatywać swoją skrzydlatą maszyną pod mostem kolejowym w Toruniu oraz drogowym we Włocławku. W podobnym tonie brzmi opowieść mieszkańca Skępego, Mariana Wodzyńskiego, który wspominał, że Zieliński „przelatywał samolotem nad majątkiem w Wiosce i puszczał kartkę przy dworku. Pracownik dawał znać fornalowi, żeby ten wyjechał podwózką po dziedzica na pole. Pilota przywożono bryczką lub samochodem, a samolot ciągnięto traktorem do hangaru, znajdującego się przy drodze na Chodorążek” . W czasie lokalnych uroczystości zdarzało się, że pilot-ziemianin z Wioski zabierał do swojej awionetki na przejażdżkę okoliczne dzieci. 5

Prywatny samolot miał również ojciec Keta. Być może mały Puzyna załapał się na loty z wujem lub tatą? Chociaż osoby już wtedy dorosłe wspominają go w ten sposób:

szczuplutki, delikatny, spokojny. Zawsze poważny. Bardzo lubił zwierzęta. Kiedy byliśmy z mężem w Gronowie, siadał z nami do stołu. Ale potem szedł do swoich pokoi, przy dużym tarasie. Ciche dziecko, jakby sceptyczne nawet. Elegancki chłopiec, zawsze tak w długich spodniach, zawsze tak ładnie na boczek czesany6

to Ket nie był aż tak grzeczny. Razem z kolegą Andrzejem Bołtuciem lubił zjeżdżać na materacu z głównych schodów w Gronowie. A razem z dziećmi kowala grał w grę nazywaną przez nich piegami, polegającą na tym, że stawali wkoło krowich placków, rzucając w nie dużym kamieniem. Wygrywał ten, na czyjej twarzy znalazło się najmniej kropek…

Józef Puzyna, zajmujący się dziś historią rodu, a zarazem krewny Konstantego, zwraca uwagę na dwie tradycje w rodzinie Keta – sprzeczne, mimo podobieństwa i bliskiego pokrewieństwa obu rodów. Puzynowie słynęli z wykształcenia technicznego i inżynierskiego, ważne były dla nich wartości narodowe. Władysław Włodzimierz w czasie studiów udzielał się w korporacji Arkonia – stowarzyszeniu, którego głównym celem było krzewienie patriotyzmu i kształtowanie moralności młodzieży. Gałąź Zielińskich z kolei wykazywała zainteresowania humanistyczne i artystyczne. Rodzinie udało się zgromadzić imponującą bibliotekę, liczącą ponad dwadzieścia tysięcy tomów. Konstanty niestety nie zdążył jej zobaczyć. Została przekazana w 1907 roku Towarzystwu Rolniczemu Płockiemu jako zadośćuczynienie za rodzinne długi.

Oba rody łączyło jednak coś, czego nie da się w tej biografii pominąć, przegapić, zignorować – przynależność do najwyższej warstwy społecznej. W Skępem na polowaniach bywali między innymi generał Edward Rydz Śmigły czy komendant główny Policji Państwowej, generał Kordian Zamorski.7 Jeśli zaś chodzi o rodzinę Puzynów, to ich status społeczny był jeszcze wyższy, książęcy. Było to nazwisko liczące się w świecie, dzięki obecności członków rodu w historii, a także za sprawą rodowodu, który sięgał aż do Ruryka – uważanego za założyciela państwa ruskiego.

Jak w tym świecie funkcjonował Ket? Sam o swojej arystokratycznej przeszłości opowiadał w kpiarskim tonie, częściej dzieląc się anegdotami, niż poważnie traktując swoje dziedzictwo. Bliżsi i dalsi znajomi potwierdzają jednak zgodnie, że jego pochodzenie było widoczne. Jak opowiada Małgorzata Szpakowska:

Było także w Kecie coś, co bardzo trudno mi opisać, z czego być może on sam nie w pełni zdawał sobie sprawę. Przy całym wdzięku, łatwości nawiązywania kontaktu, ciekawości ludzi – pewien, trudno to nazwać inaczej, pewien arystokratyzm. Ket był rzeczywiście księciem, sam na ogół bardzo śmiał się z tego – ale czasem to się ujawniało. Zwłaszcza gdy ktokolwiek próbował przy nim demonstrować wyższość, na jakimkolwiek polu – zawodowym, towarzyskim, intelektualnym. Nie sądzę, by ktoś, kto go nie znał dobrze, mógł tę reakcję Keta dostrzec; nie wyrażała się w słowach, to był trudny do uchwycenia odcień, głęboko ugruntowana pewność własnej pozycji, własnej wyższości, dzięki której mógł sobie pozwalać na zachowania niestandardowe. I zupełnie nie kłopotać się tym, co kto o nim pomyśli […] A przy tym wszystkim nie było w nim żadnej pozy, żadnej nienaturalności.8

 

To poukładane życie przerywa wybuch wojny. W 1939 roku Ket ma dziesięć lat. W sierpniu jego ojciec dostaje wezwanie do wojska – ma szkolić lotników we Lwowie. Nigdy jednak tam nie dotrze – przez Rumunię ucieka do Londynu, gdzie dostaje stopień majora Polskich Sił Powietrznych w Wielkiej Brytanii. Spotka się tam również ze szwagrem, opisanym tu Stanisławem Zielińskim, przydzielonym do 306. Dywizjonu Myśliwskiego ­(„Toruńskiego”)9. Stanisław zginie na froncie, zostanie odznaczony Krzyżem Srebrnym Orderu Wojennego Virtuti Militari. W czasie wojny do Londynu trafi również mąż Marii Anieli. Kobiety zostaną w Polsce. I chociaż Włodzimierz przeżyje wojnę, to nie zobaczy już nigdy syna. Nie wróci z Londynu do kraju, a Konstanty nie będzie zainteresowany spotkaniem z nim w czasie swojego pobytu w Anglii. Chociaż po śmierci ojca w 1961 roku ma tego bardzo żałować. Jedynym kontaktem między nimi będą wymieniane sporadycznie z okazji świąt czy urodzin kartki, z których Ket będzie musiał się tłumaczyć w życiorysach składanych w peerelowskich instytucjach. Wróćmy jednak do roku 1939. Przed wyjazdem Włodzimierz Puzyna wysyła żonę i syna do Stryhowa10 – w jego rodzinnym majątku na wschodzie Polski mają być bezpieczniejsi. Do czasu. 17 września zaczyna się agresja ZSRR na Polskę. Ket i Tita znowu uciekają – tym razem w przeciwnym kierunku. Powrót do domu jest jednak niemożliwy – Gronowo przejęli już Niemcy. Dzięki pomocy spotkanego po drodze lokaja udaje im się uniknąć konfrontacji z żołnierzami i odzyskać część schowanych na terenie posiadłości przedmiotów. Kierują się do Skępego, gdzie spotykają się z babką. Wkrótce do ich drzwi zapuka jednak wielka historia. W ramach represji wobec inteligencji Tita trafia do obozu w Ravensbrück, gdzie przebywa od kwietnia 1940 do kwietnia 1941 roku. Jest tam ofiarą pseudomedycznych eksperymentów. Po roku udaje się ją wyciągnąć z obozu, głównie, jak mówi rodzinna opowieść, dzięki przedwojennym znajomościom.

W tym czasie Ket i Manita w ramach akcji przesiedlania ludności polskiej z terenu Prus na tereny Generalnego Gubernatorstwa, trafiają w lutym 1941 roku do obozu przesiedleńczego Szmalcówka w Toruniu.11 To musi być traumatyczne przeżycie dla dwunastoletniego chłopca żyjącego dotąd w ogromnych pałacowych przestrzeniach, otoczonego służbą i rodziną. Toruński obóz mieścił się w byłej fabryce smalcu na obrzeżach miasta, gdzie zajmował cztery nieogrzewane hale. Zimno jest tam straszliwie. Więźniowie śpią na zasłanych starą słomą leżankach. Jest pełno wszy, a mało miejsca. Dzieci do spania mają trzydzieści pięć centymetrów pryczy, dorośli o dziesięć więcej. Toalety zastępują tam trzydziestolitrowe kubły. Gwałty i bicie są na porządku dziennym. Do tego dochodzi głód – dzienne racje żywieniowe wynoszą trzy czwarte litra zupy, pięćset gramów chleba i sto gramów marmolady. A i tak wnuk i babka mają szczęście – są tam tylko dwa tygodnie. Inni tymczasowo osadzeni spędzają w obozie całe miesiące, czekając na selekcję.

sklerjk.png

Gustaw Zieliński i Marta Wodzyńska, dziadek i babka Konstanego Puzyny. Fot. archiwum miesięcznika "Dialog" / Instytut Teatralny

Nie mają zbyt wiele rzeczy, znacznie więcej ważą ich wojenne traumy i obawy o przyszłość. Ulgą jest to, że rodzinie: babce, córkom i wnukowi udaje się szczęśliwie odnaleźć w Warszawie. Mieszkają najpierw u przyjaciółki Marii Bołtuciowej na ulicy Szczyglej, potem razem na Niepodległości 148. Podczas, gdy Ina zajmuje się działalnością konspiracyjną, Tina bierze na siebie utrzymanie rodziny. Razem z Mercedes Żytnicką zajmują się wypiekiem tortów.

Piekłyśmy je z matką Keta prawie przez trzy lata. To była ciężka praca w wynajętej kuchni od siódmej-ósmej rano do godziny policyjnej, a jeszcze przed wyjściem trzeba było kuchnię posprzątać. Nasze torty miały powodzenie – były nowością w Warszawie – dostarczałam je do eleganckich kawiarni typu „Marzec”, „Złota kaczka”, „Sim”. I do innych podobnych. Tylko nie zawsze właściciele byli tacy eleganccy12

– opowiada Żytnicka.

Nie wiem, oczywiście, jaki to był przepis, chociaż próbuję go zrekonstruować – szukam przepisów na torcik lwowski, na tort mokka, przeszukuję dawne receptury. Uznaję w końcu, że to było ciasto bezowo-kawowe. Takie lekkie i eleganckie, choć można je zrobić z podstawowych składników. Chcę je poczuć w rękach, dać jakiś materialny pretekst swojej wyobraźni. Myślę o tych kobietach, które pewnie nigdy wcześniej niczego specjalnego nie gotowały. O tym, jak szukały odpowiedniej kuchni, kupowały składniki na wypiek kilku, kilkunastu ciast dziennie. Później, gdy Tita założy sklepik i bufet, o jego zaopatrzenie po części będzie dbała Manita przywożąc ze wsi tańsze produkty. Czy tym razem również pomaga córce? Nie wiemy, na chwilę znika nam wtedy z oczu.

Bezowe ciasto nie jest trudne, ale wymaga dużego skupienia, żeby nie było za mało ani za bardzo ubite. Wymaga też siły fizycznej. To jednostajna praca, bolą od tego ręce, plecy, szyja. Wykończenie tak, by produkt pasował do eleganckiej kawiarni, wymaga artystycznych zdolności. Konstanty pięknie rysował. Czy miał to po matce? Na koniec jeszcze produkt trzeba dostarczyć. Nie wiemy, co ma na myśli Żytnicka, mówiąc o tym, że właściciele kawiarni byli mało eleganccy – czy chodziło jej o  protekcjonalne traktowanie? Oszustwa finansowe, czy może o jakąś formę molestowania? Niezależnie od odpowiedzi interesy z nimi również nie mogły należeć do przyjemności, były raczej punktem na liście przykrych obowiązków.

Czy w tej pracy poza koniecznością był również jakiś rodzaj przyjemności? Tita po wojnie założyła sklep spożywczy, a potem prowadziła teatralny bufet, może więc gastronomia przypadła jej do gustu. Kiedy mężczyźni byli na wojnie, kobiety musiały codzienność wziąć na siebie. Ticie udaje się zadbać o rodzinę. Mam nadzieję, że miała z tego powodu satysfakcję. I ocaliła syna.

Ket próbuje się jakoś w tej sytuacji odnaleźć. W Warszawie mieszkają wtedy jego przyjaciele jeszcze sprzed czasów wojny – Irena i Andrzej Bołtuciowie. Zaczyna również naukę na tajnych kompletach, gdzie jego nauczycielem jest, zaangażowany w edukację młodego arystokraty, Gustaw Orłowski. Ten „lewicujący humanista” oprowadzał Keta po Warszawie, opowiadając o historii kraju. Wszystko jakoś się układa nawet w tej ciężkiej wojennej rzeczywistości. Chłopak ma nawet domowe zwierząto. Jak opowiada Żytnicka:

Niemcy przywozili, chyba z Grecji, żółwie, bardzo dużo żółwi. Trafiały na czarny rynek, sprzedawano je na zupę. Ketuszek kupił kiedyś takiego żółwia i przyniósł do domu: 

– Chociaż jednego ocaliłem – powiedział.

Wszystko zmienia wybuch powstania warszawskiego. Żółw zostaje wypuszczony na wolność. Ket, Tita i Manita ponownie uciekają z Warszawy. Tu biografka traci ich na chwilę z oczu. Wracają w jej pole widzenia dopiero, kiedy koniec wojny zastaje ich w Podkowie Leśnej.

Puzyna o wojnie nie opowiadał. Tylko o pobycie matki w obozie napisał w swoim dramacie, co charakterystyczne, w scenie komediowej. Wojna musiała na nim jednak zostawić piętno – na jego oczach zmienił się cały świat, losy jego rodziny, widoki na przyszłość. W wydanym pod koniec życia zbiorze wierszy Kamyki dał temu wyraz:

Mokrą wiosną w czterdziestym pierwszym, kiedy po roku z kawałkiem

zwalniano moją matkę z Ravensbruck bei Furstenberg

nieznacznie zdarła, co było zakazane

i łatwo było wrócić do łopaty w rudawej glinie,

swój numer 3228 b

z rękawa. Niski numer. Został mi po niej.

Schowała go zdając pasiak, pobierając rzeczy,

a piegowaty esesman, który wydawał dokumenty,

powiedział nagle: Es war eine Umschuldung.

Może miał takie instrukcje, może drwił

może poczuł, że chce się jakoś wytłumaczyć

przed obcą kobietą w płaszczu, kiedy zagarniała

zbite lusterko, niepotrzebne już klucze

i dziwny przedmiot z innej epoki, szminkę do ust.

Lecz może wiedział. Rozkwita pedagogika

skoro historia ma Cel. Rozumny, bo jest rozumna,

jako bicz dla nadzorcy. Z gazetą w ręku

coraz to nowych krajów szukając w atlasie

piszę dziś po nich oczami: Na, es war…

i zawsze usiłuję spamiętać, co mówią

prości funkcjonariusze Ducha Dziejów.

Może za rzadko myślę: zerwij nume.13

Proszę sobie przez chwilę wyobrazić Toruń zaraz po wojnie. Miasto niewielkie, któremu zabrano wprawdzie rangę województwa, lecz obdarzono je przeniesionym z Wilna uniwersytetem; miasto więc z dużą liczbą „starej” inteligencji i młodzieży studenckiej oraz przybyszów z wielu stron, nie tylko z Wilna, także z Warszawy, z Niemiec, z oflagów, kacetów, wywózek na roboty – i z zachodu. Miasto żywe, młode, pełne nadziei; miasto przy tym, gdzie teatr był jedyną rozrywką, telewizji przecież jeszcze nie znano, a w trzech – chyba były trzy – kinach szły głównie radzieckie filmy wojenne oraz przedwojenne polskie, raczej żałosne. A teatr miał ponadto wysoki prestiż artystyczny, nobilitował widza kulturalnie, społecznie, towarzysko. Nic więc dziwnego, że publiczność toruńska rwała się do teatru14

– opowiada Konstanty Puzyna, opisując miasto, do którego trafia zaraz po wojnie. Ponownie wraz z matką zamieszkują razem z Marią Bołtuciową, wdową po generalne brygady Wojska Polskiego, Mikołaju Bołtuciu, poległym w bitwie pod Łomiankami. Maria była w konspiracji od 1939 roku, w czasie powstania została sanitariuszką, podobnie jak jej córka Irena – adresatka publikowanego w tym numerze „Dialogu” dramatu napisanego przez szesnastoletnich wówczas chłopców – jej brata Andrzeja i Konstantego Puzynę.

W komediowym tekście Gość w dom, Bóg w dom poznajemy lokatorów mieszkania przy ulicy Szerokiej 24. Opisywane postaci łatwo można zidentyfikować, tak jak śpiewaczkę Jadwigę Cygańską-Kadzidłowską czy profesora Władysława Raczkowskiego. Trafnie odmalowana wydaje się także atmosfera tego oryginalnego i nieco szalonego domu, pełnego niebanalnych osobowości. Trudno w nim chyba znaleźć prywatność, ale też trudno się nudzić. Ket w tym okresie, jak widać zresztą w tekście, często chorował. Tym samym obserwował rzeczywistość z perspektywy kanapy – widząc korowody wchodzących i wychodzących postaci oraz uczestnicząc w gorących dyskusjach. Jak wspomina po latach Irena Bołtuć:

Porządek domu był taki, że śniadania i obiady wszyscy jadali, gdzie popadło, wieczorem natomiast całe towarzystwo zbierało się przy okrągłym jadalnym stole. Często niewiele było na nim do jedzenia, za to głowy pełne były pomysłów, planów i nadziei…15

Duża była w tym zasługa zamieszkujących i pomieszkujących tam kobiet, które nie tylko przeżyły trudny czas wojny, ale też, jak się wydaje, w nową rzeczywistość wkraczały z dużym poczuciem humoru. A rzeczywistość nie była dla nich łatwa: Bołtuciowa została wdową, Tita i Ina nie doczekały się powrotu mężów z Anglii. Gronowo stało się internatem, Skępe pegeerem, Manita zamieszkała na wsi. Ogromne pokoje zastąpiono współdzielonym pokoikiem, zniknęła służba, pochodzenie zaś trzeba było ukrywać, a nie się nim szczycić. Być może jednak pomimo doznanych strat, zaletą nowej sytuacji była dla tych dam większa niezależność. Szansa na nowe otwarcie. Tita i pomieszkująca tam momentami Ina rozśmieszały wszystkich przekleństwami wypowiadanymi z godnością w najbardziej arystokratycznym tonie, goście bawili towarzystwo rozmowami, chadzano do teatru, prowadzono bogate życie towarzyskie, romansowano, nie bano się marzyć i snuć planów na przyszłość. Tita zachowała też dawne, nieco ekscentryczne przyzwyczajenia – chadzała nago po domu, a zadaniem innych było pilnowanie, by goła nie otworzyła znowu z roztargnieniem drzwi listonoszowi.

bak.png

Konstanty Puzyna

Ponownie przed kobietami stanęło również zadanie utrzymania domu. Tita najpierw założyła sklepik, o którym mowa jest w przywoływanym dramacie. Jednocześnie pomagała Marii Bołtuciowej w prowadzeniu teatralnego bufetu, a w końcu całkiem skupiła się na pracy w teatrze. Zatrudnienie zaproponował obu kobietom Władysław Bracki, dyrektor Teatru Ziemi Pomorskiej. Bołtuciowa pomagała dodatkowo w magazynach teatralnych (niestety nie wiem w jakim charakterze), Tita zaś akompaniowała na pianinie w czasie spektakli. Sam bufet szybko stał się w Toruniu miejscem, w którym wypadało się pokazać, niezależnie od tego, czy szło się na grane przedstawienie. Jak wspomina Irena Bołtuć:

Bufet ten stał się wprędce salonem towarzyskim intelektualnej elity Torunia, a my z Ketem przesiadywaliśmy tam wieczorami, niby to pomagając, a raczej wślizgując się do sąsiedniej loży na przedstawienia. Obejrzeliśmy w ten sposób cały repertuar teatru, repatriowanego z Wilna.16

Codzienne bywanie w teatrze umożliwiło młodemu Puzynie szczególny sposób oglądania spektakli – wielokrotne obserwowanie ulubionych momentów, wpadanie na widownię jedynie po to, by zobaczyć, co wywołało aplauz publiczności, swobodne układanie ścieżki prowadzącej po najlepszych momentach spektakli. Możliwość oglądania teatru, który powstawał niemal na jego oczach, musiała mieć wpływ na przyszłego krytyka – być może to w sąsiadującej z bufetem loży narodziło się w nim pragnienie poszukiwania teatru żywego, tam nabył nawyku wnikliwego przyglądania się całości inscenizacji, możliwość wielokrotnego uczestnictwa w spektaklach zwróciła zaś jego uwagę na to, jak różne mogą być kolejne przedstawienia, niezależnie od tego, że aktorzy ciągle wypowiadają ten sam tekst.

Kolejnym źródłem teatralnej fascynacji młodego gimnazjalisty była relacja z Wilamem Horzycą. I to bardzo bliska. Jeden z najsłynniejszych polskich twórców Wielkiej Reformy Teatru razem z żoną również od 1946 roku mieszkał przy ulicy Szerokiej w opisywanym w dramacie mieszkaniu. Jak wspomina Irena Bołtuć, zresztą również późniejsza krytyczka teatralna, chociaż nie mieli oni w tym czasie wiedzy umożliwiającej im rozmowę z Horzycą, jak równy z równym, to byli świadkami i uczestnikami wielu ciekawych dyskusji. Horzyca pomógł również zadebiutować Puzynie jako recenzentowi, polecając jego tekst Jarosławowi Iwaszkiewiczowi – wówczas redaktorowi „Nowin Literackich”, gdzie Konstanty publikuje artykuł Romeo bez glicynii17 w 1947 roku. Horzyca do Iwaszkiewicza pisze tak:

Przesyłam Ci obecnie artykuł o naszym przedstawieniu Romea, pióra bardzo młodego, ale bardzo zdolnego człowieka, niejakiego p. Konstantego Puzyny […]. Zwracam ci uwagę na owego młodego Puzynę, który jest naprawdę bardzo inteligentnym człowiekiem i jak na tak młodego człowieka, ma zdaje się siedemnaście lat, pisze wręcz doskonałą polszczyzną, nie mówiąc już o dobrej treści. Ale to zdaje się sprawa atawizmu, gdyż po kądzieli jest on wnukiem autora Kirgiza Zielińskiego.18

Relacja między Puzyną a słynnym reżyserem pozostaje bliska nawet w momencie, w którym przestaną współdzielić mieszkanie – ich korespondencja będzie trwała do 1950 roku.

Puzyna w tym czasie chodzi również do szkoły. Po doświadczeniu edukacji domowej i tajnych kompletach w Warszawie trafia do Gimnazjum im. Kopernika w Toruniu. Tam też zdaje małą maturę. Z perspektywy czasu najważniejsze wydaje się jednak to, że poznaje tam przyjaciela na całe życie Jana Błońskiego, późniejszego profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego, który po latach wspomina w nekrologu Puzyny: „Pamiętam Keta po prostu z klasy […]. Siedział w trzeciej ławce przede mną z tą swoją charakterystyczną szczęką. Ciągle coś rysował, wysuwając język jak małe dziecko. Stawiał nauczycielom podchwytliwe pytania, a poza tym lubił opowiadać świństwa”. Po pierwszej klasie liceum ich kontakt przenosi się na drogę korespondencyjną. Przynajmniej na jakiś czas. Konstanty i Tita przeprowadzają się w 1947 roku na wybrzeże.

Ina ponownie wychodzi za mąż i trafia jej się tak zwana dobra partia – dyrektor Wyścigów Konnych w Sopocie. Rodzina zajmuje poniemiecką willę przy ulicy Subisława w Gdańsku Oliwie, mają nawet gosposię. Dla wszystkich jest to kolejne nowe otwarcie. Tita w latach pięćdziesiątych kończy rozpoczęte jeszcze w Toruniu studia muzyczne i rozpoczyna pracę w Sopockiej Wyższej Szkole Muzycznej. Ket chodzi do liceum, dalej publikuje, pomaga na wyścigach. I zastanawia się, co dalej – chodzi mu po głowie Akademia Sztuk Pięknych – w końcu jednak razem z Błońskim decydują się na rozpoczęcie polonistyki w Krakowie, dokąd wyjeżdżają we wrześniu 1948 roku.

Zaczynają się studia.

  • 1. Więcej informacji na temat biografii profesora Stanisława Puzyny można znaleźć na stronie Politechniki Gdańskiej, na której wykładał od 1945 roku: www.pg.edu.pl.
  • 2. Jak opowiadała Irena Bołtuć: „Ket był dzieckiem wątłym, a pewna asymetria rysów prowadziła niekiedy do przykrych incydentów. Pamiętam, jak w Toruniu w sklepie zwanym wówczas «Rzeźnictwo», ekspedientka ze współczuciem zapytała go: «A kawalera chyba zęby bolą?». Ket poczerwieniał i natychmiast stamtąd uciekliśmy”. Irena Bołtuć W Toruniu, „Dialog” nr 4/1990.
  • 3. Puzynę znałam od dziecka, z Mercedes Żytnicką rozmawiał Ryszard Żuromski, „Dialog” nr 4/1990.
  • 4. Nagranie przedstawiające to, jak pałac wygląda dzisiaj można znaleźć pod linkiem: https://www.youtube.com/watch?v=bcaw10XXOEE.
  • 5. Mirosław Krajewski Dama niezłomna Maria Sobocińska (1920-2012). Biografia wpisana w okupacyjne dzieje Skępego, Dobrzyńskie Towarzystwo Naukowe, Rypin-Skępe 2012, s. 16.
  • 6. Puzynę znałam od dziecka, dz.cyt., s.133.
  • 7. Tamże.
  • 8. Katarzyna Niedurny Fragmenty Puzyny, „Dwutygodnik” nr 289, sierpień 2020.
  • 9. Mirosław Krajewski Dama niezłomna…, dz.cyt., s.19.
  • 10. Obecnie Białoruś.
  • 11. Informacje na temat życia w obozie znalazłam w publikacji: Tomasz Sylwiusz Ceran „Szmalcówka”; historia niemieckiego obozu w Toruniu (1940-1943) na tle ideologii nazistowskiej, Instytucji Pamięci Narodowej, Gdańsk 2011.
  • 12. Puzynę znałam od dziecka…, dz.cyt., s. 135. Kolejne cytaty: tamże, s. 136.
  • 13. Konstanty Puzyna Kamyki, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1989.
  • 14. Ostatnia dyrekcja Horzycy, z Konstantym Puzyną rozmawiał Wojciech Dudzik, „Pamiętnik Teatralny” z. 2-4/1989.
  • 15. Irena Bołtuć W Toruniu…, dz.cyt., s. 140.
  • 16. Tamże, s. 139.
  • 17. Konstanty Puzyna Romeo bez glicynii, „Nowiny Literackie” z 24 sierpnia 1947.
  • 18. Wojciech Majcherek Szkice o Puzynie, praca magisterska napisana pod kierunkiem Zbigniewa Raszewskiego, PWST im. Zelwerowicza, Warszawa 1991.

Udostępnij

Katarzyna Niedurny

Teatrolożka, recenzentka, dziennikarka. Publikowała między innymi w „Dwutygodniku”, „Didaskaliach”, w portalu Onet.pl. Laureatka tegorocznej educji Ogólnopolskiego Konkursu im. Żurowskiego dla młodych krytyków.