Trzymajmy się

Krzysztof Puławski
Blog
31 lip, 2022

W tym tygodniu wyjątkowo blog dramatyczny, przysłany przez naszego autora i tłumacza, Krzysztofa Puławskiego. (Red.)

Sytuacja ogólnie nie jest łatwa i trudno nam się jeszcze połapać w jej meandrach i zawiłościach: to jest, tego nie ma, to jest drogie i tego nie ma, to jest bardzo drogie, chociaż jest, ale nie wszędzie i tylko po dwie sztuki, no istna szarada. Niektórzy to nawet zaczynają odwiedzać dziadków i wypytywać, jak to było za komuny, ale bardziej światli obywatele – tacy jak my – wolą posłuchać głosu pana premiera i pójść na obiad gdzieś do znajomych.

            Choćby do Zaścianków.

            Wykombinowaliśmy tych Zaścianków dlatego, że znamy ich raczej słabo i niespecjalnie lubimy, więc nie będziemy mieli wyrzutów sumienia, że się objadamy ich kosztem. Dlatego tuż po pierwszej zapukaliśmy do ich domu.

            Zaścianków zastaliśmy w przedpokoju. Już mieli buty na nogach, tylko nie wszystkie zawiązane.

            - Wy tu? – zdziwili się starzy Zaściankowie.

            - A my do was – dodało sześcioletnie dziecię Zaścianków.

            Uśmiech tryumfu wykwitł na naszych wargach. Byliśmy pierwsi!

            - My na obiad – poinformowała, zgodnie z zaleceniami rządu, moja małżonka Magda.

            Zenek Zaścianko zmierzył nas złym wzrokiem, ale w końcu musiał się poddać.

            - No trudno – bąknął i zdjął buty.

            Weszliśmy do połączonej z kuchnią jadalni. Chciałem się dokładnie rozejrzeć, co tam mają, ale musiałem trzymać syna, który dostał małpiego rozumu na widok ich lodówki i koniecznie chciał sprawdzić, co jest w środku.

            Siłą posadziłem gówniarza przy stole.

            - Tak więc jesteśmy – powtórzyłem i popatrzyłem wymownie w stronę kuchni.

            - Na obiadek – dodała Magda, która nie lubi nawet najmniejszych niedomówień.

            - Musimy oszczędzać gaz – zafrasowała się Zaściankowa. – Ale mamy kaszankę na zimno.

            - Właśnie – potwierdził Zenek Zaścianko. – Kaszanka jest pożywna i zdrowa.

            Skinęliśmy niezbyt chętnie głowami. Pewnie była to ta sama kaszanka, którą w promocji kupiliśmy w biedronce.

            - No trudno.

            Zaścianko zabrał się do krojenia kaszanki, a Zaściankowa zrobiła nam w tym czasie kawy. Po chwili już stały przed nami dwa parujące kubki.

            - A dla mnie? – upomniał się nasz syn.

            - Dzieci nie powinny pić kawy, to im szkodzi – powiedziała autorytatywnie Magda i popatrzyła na swój kubek. – A cukier?

            Zaściankowa westchnęła ciężko i podeszła do męża. Zaścianko odłożył na chwilę nóż, pogmerał przy koszuli i zdjął z szyi klucz, który z namaszczeniem podał żonie. Zaściankowa otworzyła nim szafkę, z której wyjęła cukiernicę.

            - Może dam dzieciom landrynki na deser? – zaproponowała. – Landrynki są tanie i pożywne.

            Jej mąż wahał się chwilę, ale w końcu skinął głową. Dzieci aż pisnęły z uciechy. Zaścianko zakończył krojenie i już po chwili postawił przed nami talerz z brunatnymi talarkami.

            - Chleba nie dowieźli – powiedział, chociaż sam, mimo miotającego się syna, widziałem pół bochenka w plastikowym chlebaku.

Skąpiradło.

            - Nie szkodzi, mniam, mniam – zamamlała Magda – Kaszaneczka z kawusią. Pychotka!

            Uwinęliśmy się z kaszanką w trymiga.

            - Coś u was zimno – zauważyłem na koniec, oblizując palce, chociaż u nas wcale nie było cieplej. Przecież już od paru miesięcy nie mieliśmy nawet bryłki węgla, a chrustu, który się szybko palił, też zaczynało brakować.

            Przy stole na moment zapanowała cisza. Słychać było tylko, jak dzieciaki cmoktają landrynki. Zaścianko podumał chwilę, a następnie machnął ręką.

            - A niech tam!

            Wstał, znowu zdjął klucz z szyi i otworzył szafkę.

            - Ja też! Ja też! – zawołało dziecko Zaścianków.

            - Daj dzieciom, niech się też rozgrzeją – powiedziała Zaściankowa i postawiła przed wszystkimi szklanki.

            Zaścianko wyjął z szafki litrową butelkę i nalał wszystkim po połowie, co nie było w porządku, bo dorosłym należała się całą szklanka. Trudno. Wypiliśmy, chuchnęliśmy, tak że w jadalni zrobiło się gęsto od pary. A potem wypiliśmy po kolejnej połówce, ale tylko dorośli, bo przecież wiadomo, że alkohol szkodzi dzieciom i to może nawet bardziej niż kawa.

            - Pyszny bimberek – odezwałem się po trzeciej kolejce. – Ale to przecież też na cukrze…

            Zaścianko pokręcił głową i lekko ją przekrzywił.

            - Na landrynkach!

            - A ogólnie wiadomo, że landrynki są pożywne i tanie – dodała Zaściankowa i zaśmiała się do siebie.

            Jest to też jeden z niewielu produktów, których nie brakuje w biedronce.

            No cóż, atmosfera zrobiła się miła, prawdziwie familijna. Nie docenialiśmy wcześniej tych Zaścianków. To jednak naprawdę fajni ludzie. A i zalecenia rządu okazały się trafione w dziesiątkę… Będziemy tylko musieli uważać i w przyszłą niedzielę przyjść jeszcze wcześniej.

Udostępnij

Krzysztof Puławski