1.jpg

Od lewej Junior, Pandzioszek, Kicia Pingwin. Fot. Nina Chodaczek.

Kocie opowieści

Zredagowali Sara Manasterska i Kornel Cymerman
W numerach
Luty
2023
2 (795)

Dziennik1. Chyba. Koty nie znają dni tygodnia. Chyba?

1. Łysy kot w swetrze za drzwiami przy schodach zrobił się cały czerwony i zaczął syczeć na drugiego łysego kota. Drugi łysy kot ma ogon na głowie i ciągle rozsypuje sól na podłodze w kuchni, więc go nie lubię. Zamiast skulić pod siebie ogon i pokazać gardło, łysy kot z ogonem na głowie miauczy. Czy brak futra sprawia, że te wielkie koty są jakieś dziwne? Może to ogon w złym miejscu? Nic już nie rozumiem.

2. Wielka łysa kocica umyła kuchnię mokrą miotłą. Mam wodę na łapkach! Podłość łysoli nie zna granic.

3. Łysy kot zza drzwi przy schodach wpuścił mnie do swojego legowiska i dał kocie smaczki. Jest mniejszy od pozostałych łysych kotów: może dlatego mądrzejszy. Może to kwestia rozmiaru. Nie wiem.

4. Łysa kocica z wielkiego pokoju z kartonami cały dzień warczy. Nie na gołębie, bo żadnych nie widzę. Pewnie wszystkie zjadła i dlatego jej smutno.

5. Większa łysa kocica siedzi teraz z grubą łysą kocicą w pokoju z kartonami. Obie syczą, ale nie na siebie. Z piwnicy pachnie rybim mięsem. Też chcę tyle kartonów.

6. Łysy kot z ogonem na głowie nie pojawił się już od kilku dni. Ten mały z legowiska przy schodach ma dobry humor i dał mi dzisiaj rybę. W nagrodę nie powiem nikomu o zapasach w piwnicy.

7. Gruba łysa kocica z dołu chyba chce mnie otruć. Śmierdzący proszek z napisem ODROBACZANIE. Nie wiem, co to znaczy. Żeby się odświeżyć, poszedłem sobie umyć łapki w piwnicy. Nadal pachnie rybami.

8. Mały łysy kot z legowiska obok schodów położył dla mnie poduszkę na korytarzu. Nie wiem tak naprawdę, czy to dla mnie, ale nikt inny tutaj nie przesiaduje. Z piwnicy tak słodko pachnie rybami.

9. Gruba łysa kocica z dołu jakby zjadła kanarka albo dwa. Nie wiem, co się stało. Może da mi jedzenie?

10. W kuchni od dawna nie było soli na podłodze. Może tamten łysy kot z ogonem na głowie nauczył się wreszcie nie rozsypywać karmy. Czy sól to ich karma, czy może kobieta?

11. Z piwnicy pachnie tak słodko. Mały łysy kot na pewno nie będzie miał nic przeciwko temu, jeśli się poczęstuję. Zapytam go, ale milczenie oznacza przecież zgodę.

Mapa i terytorium

Łańcuch górski zaczyna się stromo, ale przyjemnie. Można podrapać, najbardziej lubię drapać nieruchomego Małego Łysego w Śmiesznej Czapce, on nigdy się nie rusza i zawsze się uśmiecha, dlatego staram się nie wydrapać mu oka. Podrapawszy, wdrapuję się dalej, muszę stąpać ostrożnie, czasem teren usuwa się spod łap, czasem zdarza się lawina (a lawina to hałas, a hałasy są nieprzyjemne), po której teren wraca wprawdzie na swoje miejsce, ale w nieco innej konfiguracji. W połowie łańcucha górskiego mam dwie opcje – iść dalej albo zboczyć na okrągły płaskowyż, za dnia jest tam rzeczywiście płasko i twardo (w sumie nic ciekawego), nocą miękko i przyjemnie, wyrasta zielona i czerwona trawa (w dzień rośnie na łóżku, ale nie jest taka miękka), można się tam ułożyć do snu, chyba że akurat leży tam Ona, a Ona lubi tam leżeć. Jeśli pójdę dalej i zejdę łagodnym zboczem, mogę dotrzeć do podnóża Ciepłych Żeber pod Prostokątnym Płaskowyżem – tyle że tam też często rezyduje Ona i syczy na mnie. Wtedy ja miauczę. Wtedy Ona syczy bardziej. Wtedy ja pacam ją łapą, wtedy Ona odpacuje, wtedy ja warczę i zaczynam ją drapać, wtedy zaczynamy się szarpać i tarzać – kaman, to tylko zabawa! – ale Ona nie zna się na zabawach, w każdym razie nie zawsze, więc syczy głośno i wtedy przylatuje Duży Łysy bez Ogona i krzyczy.

4_1.jpg

Fot. Kornel Cymerman

Lubię leżeć na Ciepłych Żebrach, Ona zresztą też, czasem leżymy we dwoje. Obok Ciepłych Żeber rozpościera się Prostokątny Płaskowyż – bywa, że są tam różne rzeczy, które można zwalać, najbardziej lubię takie podłużne, co, „a jednak się turla!”, jest najlepsze do zwalania, ale wtedy przychodzi też Duży Łysy bez Ogona, a czasem Mniejszy Mniej Łysy ale też Łysy i zabiera to, i chowa, i coś miauczą do siebie, ale zawsze, prędzej czy później, zapomną to schować. Czasem Mniejszy Łysy kładzie mi na płaskowyżu kulkę do zwalania. To miłe momenty.

Najlepsze jednak w Prostokątnym Płaskowyżu jest to, że stanowi punkt startowy do wyprawy w Himalaje – trzeba tylko dobrze skoczyć, ja umiem lepiej niż Ona, a może po prostu bardziej mi się chce. Spięcie, skok, lot! – i już jesteś w podniebnym raju, moje Himalaje, mój Nepal, moja strefa Zen, moje Empireum – pewnie zastanawiacie się, skąd znam takie słowa? A nie zastanawiacie się, jak to się stało, że w ogóle piszę? A myślicie, że co robię, gdy siadam na klawiaturze? Wygrzewam się? Pewnie myślicie, że tylko was odciągam od pracy, zawsze myślicie tylko o sobie. No, chyba że myślicie o mnie. I o Niej. Nie myślcie, że tego nie doceniamy, kto wam ostatnio przyniósł keramzyt z doniczki w małym pokoju? Kto obsikał wasze buty, żeby ładniej pachniały?

Wracając do sedna. To znaczy, do naszej trasy wycieczkowej. W Nepalu panuje niejaki bałagan, ale to właśnie stanowi o jego uroku: jakieś obiekty miękkie i puszyste, może to stare martwe ptaki, jakieś pudełka, jakieś wielkie papierowe płaszczyzny poukładane jedna na drugiej, no i fantastyczny punkt obserwacyjny – można przyczaić się i zaczekać, aż Duży Łysy bez Ogona ułoży się w łóżku, i siup! Skoczyć mu na nogi, pod pachę, na grzbiet. Lubię spać z Dużym Łysym, Ona nie. Czasem do łóżka przychodzi Mniejszy Łysy, wtedy Ona też przychodzi, kładzie się z boku, ostrożnie, nie za blisko, śpimy we czwórkę. To miłe momenty.

Za łóżkiem też bywa ciekawie, choć to już koniec świata. Jest tam skrytka i Jej Karton. W tym kartonie Ona siada zawsze dupą do świata i liże sobie łapki. Ciekawe, o czym myśli. Jej sprawa. Jej karton. Wcale mnie to nie interesuje. W ogóle.

W skrytce chowam się, jak na mnie krzyczą. Wchodzę za taką miękką wiszącą trawę, po jednej stronie mam blok skalny, nie widzą mnie. Skąd wiem, że mnie nie widzą? No, przecież nie jestem głuchy, słyszę, jak mówią: „O nie, nigdzie nie ma Pana Filona. Nie widzę go? Czy ty go widzisz?”. – „Nie.” – „No to chyba nie mogę go wyrzucić z pokoju, bo go nie widzę.” Ludzie są tacy głupi czasami.

Pamiętnik znaleziony w kuwecie w wannie2

Wszystkie sławne koty nie mają imion3, ale ja nazywam się Panda. Wielka Łysa kocica mówi, że panda to piękne i leniwe stworzenie. Od razu domyśliłem się, że chodzi o mnie, o kota – a zatem to mój pierwszy leksykalny sukces. Wielka Łysa ciągle przychodzi mnie głaskać i nosić na rękach – a jeśli nie przychodzi, to sam wskakuję jej na plecy albo wspinam się na nią jak na drapak, albo zeskakuję niespodziewanie z regału, albo wczepiam pazurkami w ramiona, żeby nie odłożyła mnie na podłogę. Zawsze mówi wtedy do mnie: „Pandzioszku, mój malutki, mój śliczniutki”, co oznacza „mój mały, piękny kotku” i stanowi zaledwie skromny początek szeregu pozytywnych epitetów, które zwyczajnie mi się należą.

Chociaż wcale nie jestem mały.

Towarzysz naszych zabaw, którego miska stoi obok mojej i z którym dzielimy kuwetę, głuchy kot Asurbanipal, zawsze opowiada, że Wielcy Łysi to eunuchowie od czyszczenia kuwety i że gdy był młody, roiło się od takich w jego pałacu – jedni podawali miski, inni lali świeżą wodę, jeszcze inni prowadzili szarżę kawalerii na Elamitów4. Ale to wszystko nieprawda, bo doskonale pamiętam, jak Asurbanipal był małym kotkiem i nie umiał nawet wskoczyć na kanapę, chociaż już wtedy zrzucał miski Wielkich Łysych ze stołów i polował na kapcie. Nie ma też cierpliwości do dłuższych opowieści. Zaraz rozpraszają go pierzaste stwory za oknem albo zabawka z ogonkiem, albo piłeczka, albo Junior przychodzi gryźć go w ogon. To zresztą wszystko niesprawiedliwe, bo zabawka i piłeczka należą się mnie.

3_1.jpg

Od lewej Junior, Pandzioszek, Kicia Pingwin. Fot. Nina Chodaczek.

Wielka Łysa nasypała nam jedzenia do misek. Druga nasza towarzyszka, której miska stoi obok mojej i z którą dzielę kuwetę, wyszła ze swojej kryjówki w szafie i chyłkiem pomknęła na stół. Wielka Łysa mówi, że kotka Pingwin nie lubi jeść na podłodze i zawsze ustawia jej miskę wysoko na stole albo na regale z szeleszczącymi zabawkami. Kotka Pingwin nie zjada z miski, jak inne koty, ale wyciąga sobie pojedyncze kąski na stół, i zjada je w ten sposób, co stwarza rozliczne okazje do przechwycenia karmy.

Przechwycenia, bo ona i tak mi się należy.

Zjadam wszystko i próbuję zjeść jeszcze resztki z miski Asurbanipala, ale ten broni się pazurkami i ząbkami, jakby naprawdę kiedyś zdobywał kuwety swoich wrogów. Kot Junior też tylko fuka i wypycha mnie ze swojej miski swoją wielką byczą głową. Widziałem kiedyś byka w wyłączanym oknie, które Wielcy Łysi trzymają w swoim legowisku. Patrzę błagalnym wzrokiem na Wielką Łysą. Czy zrozumie, że biedny mały kotek, jej kochany Pandzioszek, głoduje już od trzech dni? Jego brzuszek, to znaczy mój, próbuję dać jej do zrozumienia spojrzeniem, jest pusty, odkąd pamięta, to znaczy pamiętam, zieje w nim otchłań, którą zapełnić może tylko druga duża miska. Albo trzecia, trudno powiedzieć. Oto kot zrozpaczony, oto kot zdruzgotany, oto kot przygnieciony mnogością trosk, oto ze stresu wypadają mi włoski, moje piękne rude futerko, patrzcie na mnie, patrzcie!

Dla pewności miauczę.

Wielka Łysa nic nie rozumie. Wielcy Łysi nigdy nic nie rozumieją5. Mogę im tylko współczuć. Nie uczą się języków tak szybko jak ja, nie opanowali sztuki odgadywania znaczeń obcych słów. Zamiast napełnić moją miskę nadzieją i karmą, karmą do zapełniania otchłani w brzuszkach głodnych kotków, fontanną, wodą spragnionych, otuchą strapionych, szczęściem i życiem, zaczyna opowiadać jakieś swoje nudne historie.

– Widzisz, Pandzioszku, mój maleńki, znowu mi się nie ułożyło z dziewczyną.

Samokrytyka! Tego nie spodziewają się nawet najbardziej przewidujące koty. „Dziewczyna” znaczy niechybnie „miska” albo „karma” (ale sucha czy mokra?). Asurbanipal nadal kruszy suchą karmę ostrymi ząbkami. Kotka Pingwin już dawno wróciła do jakiejś swojej kryjówki. Kot Junior zajął pozycję na drapaku z widokiem na ptaki i syczy na nie jak prawdziwy łowca. Ptaki w ogóle się nie płoszą. Ptaki są naprawdę dziwne. Wielka Łysa głaszcze mnie po łebku, po plecach i po boczkach, więc przewracam się na plecy, pokazuję brzuszek (pusty, żałośnie pusty!) i mruczę. Przekrzywiam główkę i łypię na nią spod wąsów – pod tym kątem wyglądam naprawdę korzystnie. Może jeszcze mi coś nasypie?

Ta karma przecież po prostu mi się należy.

Trudno zrozumieć tych Łysych. Dają nam jeść i czyszczą kuwetę, ale właściwie czemu? Może Asurbanipal, ta biała kulka zniszczenia, mówi prawdę i naprawdę mieszkamy w wielkim pałacu, a Wielcy Łysi są eunuchami od wymieniania żwirku i odganiania much? Może coś jest na rzeczy z tymi Elamitami?

Chcę jeść.

Ale czas na drzemkę6.

 
  • 1. Zdaniem badaczy literatury dokumentu osobistego dziennik to, zasadniczo, „seria datowanych wpisów” (por. Philippe Lejeune „Drogi zeszycie…”, „drogi ekranie…” O dziennikach osobistych, przełożyła Agnieszka Karpowicz, Magda i Paweł Rodakowie, Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2016; Paweł Rodak Między zapisem a literaturą. Dziennik polskiego pisarza w XX wieku, Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2011). Koty nie datują, ale jest to seria wpisów. Więc uznajemy roboczo, że to dziennik. (Przyp. red.)
  • 2. Tak naprawdę między wanną a kuwetą. (Przyp. red.)
  • 3. Aluzja do klasyka literatury kociej Jestem kotem autorstwa Natsume Sōsekiego, wydanie polskie: Sōseki Natsume Jestem kotem, przełożył Mikołaj Melanowicz, Książka i Wiedza, Warszawa 1977.
  • 4. Aluzja do kampanii Asurbanipala przeciwko królowi elamickiemu Teu’mmanowi, zakończonej zwycięstwem tego pierwszego w roku 653 p.n.e. (Przyp. red.)
  • 5. To prawda. (Przyp. red.)
  • 6. To prawda. (Przyp. red.)

Udostępnij

Kornel Cymerman

jest być może postacią fikcyjną i felietonistą.

Sara Manasterska

jest tłumaczką literatury i asyriolożką.