Jakiego "Dialogu" potrzebujemy?
W tym wątku będziemy gromadzić nadesłane odpowiedzi na pytanie "Jakiego «Dialogu» potrzebujemy?".
Pytanie to stawiamy sobie - oraz środowisku - w związku z powrotem "Dialogu" po przerwie i toczącymi się dyskusjami nad jego kształtem.
Biserka Rajčić, Los "Dialogu"
Należę na pewno do najstarszych czytelników „Dialogu”: czytam go od ponad pół wieku, uważając za jedno z najbardziej wartościowych czasopism literackich w Europie i na świecie. Wiedziałam o jego kryzysie – wiem, że musi zostać zażegnany. Jestem tłumaczką z kraju, który ogromnie ceni dramat i polski teatr. Mój starszy kolega, Petar Vujičić, przetłumaczył około stu sztuk polskich granych później w całej byłej Jugosławii i w Serbii.
Teatr polski na bardzo ważnym festiwalu Bitef od samego początku (rok 1969) otrzymywał pierwsze nagrody. Brałam w tym udział, współpracując z dyrektorami, z Mirą Trailović i Jovanem Ćirilovem. Zajmując się awangardą polską, przetłumaczyłam dziesięć sztuk awangardowych. Ostatnio w Teatrze Narodowym w Belgradzie kilka razy miesięcznie grana jest, w moim przekładzie, Nasza klasa Tadeusza Słobodzianka. Po premierze już została nagrodzona. Wielu tych sukcesów polskiego teatru nie byłoby u nas bez „Dialogu”.
Dramat, tak jak i każda sztuka, ma dwie kreacje: stwarzanie i odbiór, czyli wtórne tworzenie sztuki przez widza i krytyków teatralnych. Obie kreacje potrzebują czasopisma takiego jak „Dialog”, które w każdym numerze będzie informować czytelników o sytuacji teatralnej w kraju, w którym się ukazuje. Dlatego trzeba sztuce teatralnej pozostawić możliwość istnienia.
Ta możliwość związana jest z pomocą rządu, który musi wiedzieć, jaką rolę czasopismo typu „Dialog” odgrywa. A zdaje się, że ostatnio poczucie konieczności jego istnienia polegało na nieporozumieniu: to jest na skracaniu i ograniczaniu inwestycji w niektóre czasopisma kulturalne. Bez czasopisma takiego jak „Dialog”, każdy nowy polski dramat w kraju i na świecie staje się nieaktualny. W naszych krajach władze państwowe są jedynym mecenasem kultury. Dlatego nadal muszą w sztukę inwestować. Po prostu nie mogą jej traktować jak niepotrzebną.
Pozbawiony wsparcia młody dramatopisarz i pozbawiony wsparcia młody reżyser teatralny nie mają możliwości realizacji swojej sztuki. A zatem nie mają też możliwości konfrontowania własnej sztuki i aktywności ze sztuką i działaniami artystów ze świata.
Każde czasopismo teatralne, a więc i „Dialog”, pojawia się w obiegu publicznym i drogą dedukcji idzie z powrotem do człowieka zainteresowanego nowym dramatem i jego prezentowaniem w teatrze rodzimym i światowym; w moim kraju – przede wszystkim na Festiwalu Bitef, na którym… przez ostatnich dziesięć lat polskiego dramatu nie było. Najpewniej ze względu na ogromną konkurencję w skali światowej.
Dramatopisarz nie może być lansowany bez publikacji swoich dramatów w czasopiśmie o randze „Dialogu”. Nie może być pozbawiony stałego kontaktu z głównym nurtem sztuki, którą sam też stwarza. Bo to właśnie na świecie, w teatrach i na festiwalach, również takich, jak Bitef, spotyka się z artystami z całego świata, co decyduje o jego karierze.
Ważne festiwale uczą rozumieć rozwój każdej sztuki w jej poszczególnych etapach. Nowy dramat autora młodego i starszego jest myśleniem formą, którą odkrywa się we własnych teatrach i na festiwalach światowych, a więc w innych skalach. Każda sztuka powstaje z przeżyć, programowo musi się „narodzić” w odpowiednim czasie. Dlatego jej twórca nie może być artystą aspołecznym. Tego musi się nauczyć, ale nie tylko we własnym kraju.
Ze względu na światową konkurencję dramatopisarze i reżyserzy zrywają z językiem wyłącznie własnego kraju i tendencjami artystycznymi, które w nim dochodzą do głosu. To właśnie udowodnili reżyserzy: Grotowski, Kantor, Szajna, Swinarski, Wajda, Jarocki, JukKowarski, Lupa..., aktorzy: Cieślak, Maja Komorowska, Radziwiłowicz..., autorzy: Mrożek, Potocki, Wyspiański... Udowodnili to, nie odcinając się od swojej epoki; wiedzieli, że na świecie dorasta kolejne pokolenie.
Czasami mamy do czynienia z kilkoma sposobami myślenia, na przemian rewolucyjnymi i ewolucyjnymi. Oba procesy rozwojowe są równoczesne. Każdy festiwal jest polem bitwy. Dzięki niemu powstaje nowe życie i życie sztuki. Dzięki nim powstaje fakt teatralny jako jedna z rozmaitych form myśli ludzkiej.
Awangarda jako forma bycia, koncepcja estetyczna i społeczna, rozwija się w dialogu ze współczesnymi postawami ideowymi i społecznymi, umacnia się w konfrontacji z działaniami czoło-wych artystów świata.
Powstają nowe konstrukcje oraz struktury tworzące równorzędny system odniesień, który wskazuje nowe sposoby doświadczenia sztuki teatralnej, poczucie wolności, manifestacje oryginalności, nierzadko lewicowe poglądy dramatopisarzy, reżyserów teatralnych oraz aktorów.
Żeby to osiągnąć, potrzeba środków na kulturę oraz prawa do poszukiwania nowych form metod pracy. Potrzeba swobodnej wymiany poglądów, swobodnej prezentacji różnorodnych przejawów działalności i potrzeba wyjazdów zagranicznych. Potrzeba prawa do międzynarodowej konfrontacji rezultatów swojej pracy. Potrzeba wsparcia i swobody dla artystów... Dzięki temu w Polsce powstawała nowa sztuka związana z epoką, w której artyści żyją.
W ten właśnie sposób powstawało nowe życie oraz życie nowej sztuki: kreacja i odbiór, czyli tworzenie sztuki przez widza. Obie te kreacje były trudne, wymagały wieloletniego przygotowania, bez czego artysta nie stworzyłby nic kreatywnego, a widz by tego nie zobaczył i nie odczuł. Powstawały fakty, które wcześniej nie istniały, dzięki czemu polska sztuka teatralna przeniosła sprawę na plan uniwersalny.
W ten sposób metafora teatralna stawała się bardziej skomplikowana i bardziej światowa, co doprowadziło do nowatorstwa w sztuce wschodnioeuropejskiej, do której Polska dotąd należała. Odbiór takiej sztuki nie był jednoznaczny, o czym świadczą zwłaszcza grane za granicą przedstawienia Grotowskiego, Kantora, Szajny... Ci artyści zostali wsparci finansowo, zostawiając po sobie ślad za granicą, a niekiedy zostając tam samemu.
Doprowadzało to do zmian sztuki teatralnej w danym kraju i do dużego zainteresowania dramatami polskich autorów, a więc i do ich tłumaczenia. Świadczy o tym przypadek byłej Jugosławii i Serbii. Dzięki dalszemu istnieniu „Dialogu”, związek naszego kraju z polskim dramatem i teatrem nie przestanie istnieć, a festiwale teatralne będą dalej ważnym spotkaniem naszych teatrów. Życie sztuki teatralnej będzie nowym życiem także innych krajów, w których doszło do zmian w dziedzinie dramatu i teatru. W Belgradzie powstaje polski instytut kulturalny, mam nadzieję, że nasze stosunki kulturalne będą zmieniać się na lepsze.
Emilia Dłużewska
Nie jestem pewna, czy właśnie ja powinnam na to pytanie odpowiadać. „Dialog” to przede wszystkim miesięcznik dramaturgiczny, a teatr nigdy nie był medium szczególnie mi bliskim. Ale skoro to kłopotliwe wyznanie mam za sobą, czas na wyjaśnienie: „Dialog” czytuję ‒ dla publicystyki, tekstów eseistycznych, recenzji literackich i wszystkiego tego, co wokół. Bo choć wyrasta on z dramaturgicznego pnia, gałęziami sięga wielu innych dziedzin współczesności. Mam wielką nadzieję, że tak zostanie.
Jakiego więc chciałabym „Dialogu”? Takiego, który o złożonych problemach współczesności będzie potrafił opowiadać, nie redukując tej złożoności, ale też nie komplikując ich ponad miarę. Który krytyczną refleksję nad rzeczywistością będzie potrafił obrać z akademickiego żargonu, wszystkich tych redundacji i idiolektów, w które zbroją człowieka studia humanistyczne.
Który unikając prostych wyjaśnień, będzie mówił do czytelnika w zrozumiały sposób. Wierzę, że inkluzywność języka odnosi się nie tylko do wymiarów tożsamościowych – zaimków, feminatywów czy transkrypcji ‒ ale też do progu wejścia, jaki tekst stawia czytelnikowi.
Jak pisać o skomplikowanych konceptach, nie popadając w akademizm? Jedną z odpowiedzi jest obecna w „Dialogu” forma, którą cenię najbardziej: osobistego eseju. Jako czytelniczka szukam tekstów, które potrafią połączyć autorską perspektywę i osobiste doświadczenia z szerszym spojrzeniem, obejmującym ciąg globalnych procesów, badania socjologiczne, literaturoznawcze czy historyczne, działania artystyczne i różne inne sposoby rozumienia świata. I autorów, którzy rozpoznają współczesne problemy – kryzys klimatyczny, masowe migracje, nie dość kontrolowany postęp technologiczny, zawiłości polityk tożsamości jako zjawiska dotykające każdego, a tym samym wymykające się „obiektywnej” analizie. Autorów, którzy świadomi swojego braku obiektywizmu, nie boją się wprost zająć stanowiska po określonej stronie. I którzy (co w przypadku „Dialogu” zdaje się oczywiste) stają po stronie osób słabszych, wykluczonych, wymazywanych – nie mówiąc w ich imieniu, lecz oddając im głos.
Jako dziennikarka marzę o piśmie, które będzie realizować misję porzuconą przez wysokonakładowe media: wychodzenia poza publicystyczno-dziennikarską bańkę, poszukiwania nowych głosów. W mediach coraz bardziej liczy się tempo, a praca z początkującym autorem wymaga czasu i doświadczonego redaktora. Obie te rzeczy są w polskim krajobrazie medialnym na wagę złota, ale bez nich wiele wartościowych, świeżych perspektyw nie będzie miało siły przebicia. A na tym tracimy wszyscy.
Chciałabym wreszcie „Dialogu”, który nie boi się odpowiedzi „nie wiem”. W czasach, gdy dynamika mediów społecznościowych premiuje opinie szybkie, wyraziste, konfrontacyjne ‒ to przyznanie się do wahania, niepewności czy bezradności wobec sprzecznych argumentów staje się postawą prawdziwie radykalną.
Witold Mrozek
Jakiego "Dialogu" potrzebuję?
Takiego, który dalej będzie publikował teksty dla teatru, bo to wciąż ważne i potrzebne, ale będzie też miejscem wyrazistych polemik.
Takiego, który w tych polemikach może częściej będzie zauważał problemy rzeczywistej praktyki teatralnej, a mniej może teoretyzował i moralizował o praktyce - nie ma krytyki instytucjonalnej bez instytucjonalnych konkretów. Ale „Dialog Puzyny: Przejęte” przetarł tu szlaki.
Takiego, który ciągle będzie wielopasmową międzypokoleniową kładką, ale też spróbuje – wyraziście i w nieoczywisty sposób ‒ podsumować ostatnie dwie dekady. Moment jakoś sprzyja podsumowaniom.
Takiego, który będzie ciągle pismem teatralnym, ale też ciągle trochę literackim – i nigdy się do końca nie określi, i dobrze.
Olga Drenda
Takiego z charakterem! W wielu instytucjach czy czasopismach zdarzały się niesprawiedliwe, złe roszady, ale nie o wszystkich było należycie głośno, z rozmaitych przyczyn. Wydawało się chwilami, że nic nie da się zrobić wobec odgórnie narzucanych, często niezrozumiałych decyzji, łatwo było popaść w fatalizm i zniechęcenie. Spór o „Dialog” zyskał tak szeroki zasięg, bo redakcja przypominała nieco wioskę Galów z komiksów o Asteriksie swoją zadziornością i śmiałością. Była to oczywiście, jak wtedy się wydawało, śmiałość straceńcza, ujawniająca się czasem w chwili zupełnego przyparcia do ściany. Ale przy tej okazji przekonaliśmy się, że poważne pismo o kulturze może nabrać rysu dziarskiego, brawurowego. Trudne położenie nieoczekiwanie ujawniło potencjalną drogę, którą można iść – nie pisma akademicko hermetycznego, nie silącego się na pop, ale odważnego, otwartego na różne języki i rejestry.
Zespół redakcyjny "Pamiętnika Teatralnego"
Być może osoby polskie wcale „Dialogu” nie potrzebują, podobnie jak nie potrzebują innych pism o teatrze wydawanych w tym kraju (w tym „Pamiętnika Teatralnego”). Zresztą rozmowa o przydatności i potrzebach (zapewne różnych, a nawet sprzecznych) może sprowadzić nas na manowce. Na pewno osoby polskie bardzo „Dialogu” chcą, co pokazały, wyrażając ogromne wsparcie dla zespołu redakcyjnego przez ostatnie trudne miesiące, a także czytając z zapałem „Dialog Puzyny”. Naszym zdaniem to „chcenie” wynika z bardzo prostej rzeczy – siłą „Dialogu” zawsze była autentyczność, ta specyficzna mieszanka szczerości, pasji, odwagi i intuicji, która sprawia, że dane pismo (czy w ogóle jakiekolwiek działanie) spotyka się z żywymi reakcjami odbiorczyń i odbiorców.
Według nas „Dialog”, jako „miesięcznik poświęcony dramaturgii współczesnej”, powinien być autentycznie zainteresowany dramaturgią współczesną, czymkolwiek by ona była i jakkolwiek by ją sobie osoby polskie definiowały.
Trzymamy kciuki za „Dialog”, a wszystkim osobom czytającym życzymy satysfakcji z lektury, prawdziwej lektury, która otwiera w głowie nowe perspektywy i pozwala widzieć świat z innej, czasem nieoczywistej strony. Zespołowi redakcyjnemu przesyłamy wyrazy uznania, szacunku i przyjaźni. Cytując klasyka – „Zaczyna się wielka praca”.
Agata Skrzypek
Jakiego "Dialogu" potrzebujemy?
„Przede wszystkim, żeby w ogóle był”, skwitowała jedna z osób, do których zdążyłam skierować to pytanie, zastanawiając się nad własną odpowiedzią. Racja, sam fakt istnienia „Dialogu” to w kontekście historii ostatnich miesięcy nienajgorsze osiągnięcie. Afirmując zatem, że (znów) jest, pozwolę sobie podsunąć kilka pomysłów, jaki jeszcze mógłby być, zastrzegając, że korzystam tutaj z prawa do samolubno-subiektywnej odpowiedzi osoby, której teksty dramatyczne są częściej publikowane, niż wystawiane.
Najkrócej mówiąc, by istnienie pisma miało sens, potrzeba, by było żywotne i dialogujące.
A tak konkretniej, jeśli łaska?
Po pierwsze, mam na myśli znalezienie sposobu na zagospodarowanie ciał, które pojawiły się na spotkaniach wokół „Dialogu Puzyny”. O tym, że „Dialog” wytworzył wokół siebie środowisko, świadczył chociażby list protestacyjny w obronie Zespołu redakcji, który podpisało kilkaset osób reprezentujących różne zawody teatralne – i zapewne nie tylko. Bycie autorkami wiąże się w dużym stopniu z tym, że przede wszystkim funkcjonuje się jako tekst, nie twarz, jako podpis, nie głos. A jednak na spotkaniach promujących kolejne zeszyty „Dialogu Puzyny” owo „środowisko” piszących, tworzących oraz czytających, chętnie i gromadnie się ucieleśniło. Może więc moglibyśmy widywać się częściej, w mniej lub bardziej formalnych okolicznościach? To pytanie nie tylko do Zespołu, ale i do wszystkich czujących się częścią orbity „Dialogu”. Myślę o „żywotności” także w kontekście sąsiadującej językowo „nażywości”, którą dopiero co odzyskałyśmy po wirtualnym rozproszeniu w pandemii. Oczywiście, lockdowny upowszechniły spotkania online („te, które mogły być tylko mailem”) na niespotykaną dotąd skalę, ale mam poczucie, że jeszcze wciąż potrzebujemy odzyskać zaufanie do zajmowania swoimi ciałami miejsca we wspólnych przestrzeniach publicznych. (Tu w grę wchodzą kwestie organizacyjne – z perspektywy mieszkanki Warszawy, a w dodatku lokalizacji, z której w zasięgu kwadransa jest blisko do pewnie dziesięciu teatrów, mogę do woli postulować spotkania stacjonarne, ale równie mocno zależy mi na formule uwzględniającej udział najodleglejszych osób autorskich i czytelniczych „Dialogu”). Jako autorki spędzamy mnóstwo czasu w samotności, pisząc, ale nigdy nie mamy pewności, czy ktoś spędzi swoją samotność na lekturze; i nie wiem, jak Państwo, ale ja bym chętnie o tekstach i ideach dyskutowała. I to właśnie nie raz na rok, gdy każdy zjawi się uzbrojony we własny wykład, bo miał dość czasu, by zbudować mocne stanowisko, ale by rozmawiać lekko i zaangażowanie, o coś zapytać i czasem zmienić zdanie.
I po drugie, skoro więc o dyskusjach mowa, chciałabym nawiązać do wątku poruszonego na spotkaniu w Nowym Teatrze przez Sandrę Szwarc, który dotyczył dystrybucji dramatów. Moja refleksja biegnie tu bocznym torem dyskusji o tym, na ile „Dialog” powinien także aktywnie(j) promować publikowane na swoich łamach teksty dramatyczne, by znalazły swoje realizacje sceniczne czy filmowe. Nie ma chyba sensu udawać, że utwory powstające w procesie podczas prób i te pisane poza teatrem, nie na zamówienie, mają takie same szanse na dotarcie do szerokiej publiczności. Dlatego rozważyłabym wdrożenie alternatywnego, pozascenicznego obiegu dramatów, który umożliwiłby im zaistnienie w świadomości odbiorczej. Nie przychodzę niestety z gotową receptą na sukces, ale miałam przyjemność być członkinią Spółdzielni Dramaturgicznej, w której regularnie omawialiśmy dramaty – własne, także szkice, oraz cudze, także te dawne – i dywagowaliśmy nad różnymi ich aspektami, od technicznych, przez stylistyczne, po polityczne. Od jakiegoś czasu już się nie spotykamy i z żalem odkrywam, że właściwie nie mam innej, stymulowanej z zewnątrz okazji, by dramaty czytać i się nad nimi zastanawiać, przez co zapewne dużo ciekawego materiału mnie omija. Dla ścisłości dodam, że nie apeluję tu o ostateczne i nieodwracalne oddzielenie „Dialogu” od teatru, a o zwrócenie uwagi na to, o czym od pewnego czasu mówi między innymi Mateusz Pakuła: na autonomiczny, w tym literacki, charakter dramatu; na urozmaicenie scenariuszy wzmacniania jego widzialności.
Na podsumowanie spróbuję nie powtórzyć, że trzeba nam „Dialogu” żywotnego, w tym „na-żywego” i dialogującego, a więc twórczego, ale o!, jednak to zrobiłam.
Paweł Wodziński
Po debacie na temat przyszłości „Dialogu”, która odbyła się 22 stycznia 2024 roku w Nowym Teatrze w Warszawie, zespół redakcyjny poprosił mnie o spisanie tych pomysłów i idei, o których mówiłem w trakcie dyskusji, oraz tych, o których ze względu na brak czasu nie udało się porozmawiać. Moje propozycje dotyczą przede wszystkim relacji z wydawcą, stosunku do środowiska teatru i sztuk performatywnych oraz możliwych reakcji na konsekwencje zmian technologicznych, które dotykają obszar kultury. To moja odpowiedź na pytanie, w jaki sposób zapewnić „Dialogowi” możliwości działania i niezależność w okresie systemowej niestabilności i wzrostu tendencji autorytarnych, rozproszenia i fragmentacji społecznej, nowych modeli komunikacji w związku z rozwojem technologii.
W długiej historii miesięcznika „Dialog” okres pomiędzy 26 kwietnia a 31 grudnia 2023 roku, gdy funkcję redaktora naczelnego pełnił Antoni Winch, może zostać zapamiętany dwojako: jako moment bezprecedensowego kryzysu, wywołanego decyzją o mianowaniu redaktora naczelnego bez konsultacji z zespołem redakcyjnym, lub jako punkt, od którego rozpoczął się nowy rozdział w historii pisma, w którym niezależność redakcji będzie się łączyć z podmiotowością organizacyjną.
W ciągu sześćdziesięciu ośmiu lat istnienia „Dialog” przechodził różne zmiany organizacyjne. Był wydawany przez koncern RSW „Prasa-Książka-Ruch”, Teatr Współczesny w Warszawie, Bibliotekę Narodową, ostatnio – Instytut Książki. Przez wszystkie lata ciałem, które zapewniało ciągłość działania pisma, była redakcja, a mimo to „Dialog” do dziś nie posiada osobowości prawnej. Osobowość prawną ma za to Fundacja „Dialogu” imienia Konstantego Puzyny, utworzona pod koniec 2022 roku przez część zespołu, by zapewnić kontynuację pracy redakcji, gdyby ingerencja władz zagroziła jej autonomii. Fundacja utrwala na gruncie prawa rzeczywistą podmiotowość zespołu redakcyjnego. Skuteczność działań Fundacji znajduje potwierdzenie w postaci trzech zeszytów „Dialogu Puzyny”, wydanych w drugiej połowie 2023 roku.
Trudno sobie wyobrazić, że w przyszłości istnieć będą obok siebie dwa niezależne byty: redakcja, funkcjonująca w ramach Instytutu Książki, i niezależna Fundacja, prowadzona przez zespół redakcyjny. Jeszcze trudniej, że po osiągnięciu sukcesu, jakim bez wątpienia jest odejście nieakceptowanego redaktora naczelnego, Fundacja „Dialogu” imienia Konstantego Puzyny zawiesi swą działalność, wrócimy do sytuacji sprzed nominacji Antoniego Wincha, a jedynym ciałem reprezentującym „Dialog” będzie, jak wcześniej, podległa wydawcy, pozbawiona niezależności organizacyjnej i osobowości prawnej redakcja. Żebyśmy mogli zapamiętać ten kryzysowy moment jako punkt, w którym rozpoczęła się epoka niezależności organizacyjnej „Dialogu”, musiałoby dojść do trwałej zmiany statusu pisma i jego redakcji w relacjach z obecnym wydawcą, czyli Instytutem Książki. Jednym z rozwiązań mogłoby być współwydawanie pisma przez Instytut Książki i Fundację. W ten sposób zespół redakcyjny zyskałby realny wpływ na decyzje dotyczące „Dialogu” zarówno teraz, jak i w przyszłości. To rozwiązanie sankcjonowałoby obecny stan rzeczy, w którym o losach miesięcznika decyduje zespół redakcyjny i to on jest odpowiedzialny za dalszy rozwój pisma.
Drugą interesującą kwestią w kontekście przyszłości „Dialogu” jest stosunek pisma do środowiska teatru i sztuk performatywnych. Kryzysowe działania redakcji zyskały wsparcie dużej części tego środowiska. Dlatego nie ma nic dziwnego w tym, że zarówno po stronie redakcji, jak i po stronie osób wspierających jej działania w momencie kryzysu, wytworzone zostały względem siebie określone oczekiwania. Ich echa pojawiały się wielokrotnie w trakcie debaty na temat przyszłości „Dialogu”. W wypowiedziach osób z zespołu redakcyjnego można było odczuć wyraźną chęć stworzenia mechanizmu, który pozwoliłby podtrzymać relacje o charakterze społecznościowym, zawiązane w ostatnich miesiącach. Oczekiwania osób z pola teatru i sztuk performatywnych, zwłaszcza wywodzących się z obszaru dramaturgii, przybierały dość konkretny kształt i dotyczyły głównie możliwości budowania przez „Dialog” stałych mechanizmów promocyjnych dla nowego polskiego dramatu.
Tworzenie relacji społecznościowych wymaga czasu, wysiłku i zasobów. Trudno zakładać, że „Dialog” będzie dysponował wystarczającymi środkami finansowymi oraz zasobami organizacyjnymi, by móc rozwijać aktywność społecznościową w sposób stały i długofalowy. Może to robić przez krótki czas na zasadzie oddolnej mobilizacji, która w tym przypadku będzie się wiązać z dodatkowym wysiłkiem oraz ponadnormatywnym czasem pracy osób z redakcji. Trzeba też pamiętać, że za oczekiwaniami środowiska stoją kwestie ekonomiczne. Osoby piszące dramaty liczą na zbudowanie sensownych mechanizmów rozwijania ich aktywności zawodowej. Odpowiedzią na te oczekiwania byłoby na przykład stworzenie przez „Dialog” systemu stypendialnego i rezydencyjnego czy narzędzi promocyjnych w postaci serii wydawniczych i przeglądów dramaturgicznych. Przy niewielkich możliwościach pozyskiwania zewnętrznych środków finansowych (przez Fundację, bowiem redakcja nie ma osobowści prawnej) jest to mało realne. Nie można też pominąć faktu, że działania społecznościowe w polu teatru i sztuk performatywnych koncentrują się zwykle wokół określonej i dość wąskiej grupy osób. Dla redakcji pisma, która rozumie znaczenie kontekstu społeczno-politycznego dla kultury, której zadaniem jest pokazywanie różnych tendencji w polskiej i światowej sztuce, która – ze względu na zaangażowanie środków publicznych – powinna wychodzić poza krąg teatru, pełnienie funkcji centrum społecznościowego czy biuletynu środowiskowego oznaczałoby nie tylko izolację, ale byłoby również zakwestionowaniem misji miesięcznika, stworzonego jako miejsce dialogu, a nie monologu.
Dostrzegam konieczność tworzenia relacji społecznościowych, ale z wielu powodów uznaję zachowanie przez „Dialog” dystansu wobec środowiska teatru i sztuk performatywnych za równie ważne, jak osiągnięcie niezależności organizacyjnej w relacjach z obecnym wydawcą. Dla dobra całego pola pismo zajmujące się krytyką artystyczną musi mieć zarówno prawo do autonomii organizacyjnej, jak i prowadzenia debaty na własnych warunkach. W kontekście działań marketingowych, propagandowych czy zwykłej dezinformacji, które zmieniły język debaty publicznej, jak tlenu potrzebujemy niezależnej i nieuwikłanej w klientelistyczne relacje, zdolnej do krytycznej refleksji i opisującej złożoność świata prasy.
Najpoważniejszym wyzwaniem dla kultury są zmiany, które przynosi rozwój technologii. Jednym z jego skutków jest kryzys prasy drukowanej. Dla „Dialogu”, miesięcznika wydawanego w formie drukowanej, będzie to niebawem oznaczać konieczność przemyślenia formatu wydawniczego. Decyzja trudna, tym bardziej że zmiany technologiczne prowadzą nie tylko do przekształcenia form aktywności twórczej oraz modeli uczestnictwa w kulturze, wywołują także cyfrową dysrupcję, w przypadku kultury oznaczającą zaburzenie ciągłości kulturowej. Dzieło sztuki funkcjonuje coraz częściej poza kontekstem, jak pojedynczy wpis w strumieniu danych, istniejący przez chwilę i znikający pod lawiną kolejnych wiadomości. Zjawiskiem powodującym bezpośrednie konsekwencje dla odbioru sztuki jest również proletaryzacja, w tym przypadku rozumiana jako uderzenie w „umiejętność teoretyzowania, opracowania koncepcyjnego i podejmowania decyzji”1. Proletaryzacja intelektualna ogranicza zdolność rozumienia rzeczywistości, a poprzez zaburzenie umiejętności analizy treści i obrazów prowadzi do utraty kompetencji kulturowych. Jak w takiej sytuacji myśleć o prowadzeniu pisma zajmującego się sztuką?
Decyzje o zmianie formatu zwykle wynikają z konieczności dopasowania się do nowych form komunikacji. Rozwój technologii całkowicie zmienia reguły gry i każe brać pod uwagę czynniki, które nie zawsze są oczywiste i widoczne. „Dialog” jest obecny w sieci, ma stronę internetową, korzysta z mediów społecznościowych, a trzy numery „Dialogu Puzyny” pojawiły się także w formie ebooka. Zapewne będzie dalej rozwijał swoją cyfrową działalność. Gorąco namawiałbym jednak redakcję do zachowania formy drukowanej, o której myślę jak o anomalii systemowej. Przeciwdziałanie dysrupcji i proletaryzacji może być skuteczne, gdy sztuka przestanie funkcjonować w reżymie użyteczności, będzie uwolnieniem bezinteresownej kreatywności, wprowadzi pierwiastek nieprzewidywalności, stanie się zaburzeniem zalgorytmizowanej rzeczywistości. Wydaje się, że podobne założenie można przyjąć w przypadku pisma zajmującego się sztuką. Wyobrażam sobie przyszły „Dialog” raczej jako artbook, który dzięki drukowanej formie zachowuje możliwość tworzenia bloków tematycznych, czyli łączenia różnych materiałów w ciągi znaczeniowe, a jednocześnie dzięki pewnej swobodzie graficznej może przekraczać ograniczenia, które nakładają działaniom sieciowym reguły algorytmiczne.
Warto trzymać się choćby jedną ręką druku, pozwoli on – co jest swoistym paradoksem – zachować niezależność, gdy padną serwery lub wprowadzone zostaną blokady internetu. W epoce cyfrowego autorytaryzmu wydawanie drukiem książek czy prasy przestało być oznaką technologicznego zacofania, a stało się gestem o znaczeniu społecznym, politycznym, także kulturotwórczym. Singapurska artystka i kuratorka Shubigi Rao poświęciła swój wieloletni projekt badawczo-artystyczny Pulp2ksi">www.shubigi.com.książce, zwracając uwagę, że mimo dominacji technologii cyfrowych, wciąż na świecie dochodzi do prześladowania autorów i wydawców, likwidacji księgarń i bibliotek, cenzurowania i niszczenia książek. Druk ma wciąż znaczenie dla swobody wyrażania opinii oraz prowadzenia dialogu, który staje się możliwy dopiero dzięki zachowaniu wydawniczej ciągłości.
Agata Dąbek
Wyjście poza „Dialog” lub „Dialog” to my
Dla mnie „Dialog” był i jest przede wszystkim jedynym pismem w naszym kraju, które cyklicznie, od kilkudziesięciu lat publikuje dramaturgię polską i zagraniczną. Z naciskiem na „polską”, gdyż obecnie jego wydawanie postrzegam głównie jako działanie na rzecz różnorodnego, polskiego środowiska dramatopisarzy, dramatopisarek, dramaturgów, dramaturżek. „Dialog” wprowadza do obiegu czytelniczego ciekawe i wartościowe efekty pracy osób piszących dla sceny w sytuacji widocznego braku zainteresowania polskich wydawców ich osiągnięciami (sztuk wydaje się niewiele), a także – zauważalnego rozchodzenia się dróg dramatopisarzy i dramatopisarek oraz polskiego teatru, który jeszcze nie tak dawno uchodził za naturalne (w oczach niektórych – jedyne) środowisko funkcjonowania dramatu.
Spośród licznych sztuk, które obecnie powstają, i którym redakcja się przygląda, niewiele trafia na scenę. Podłoże tej sytuacji upatruję w zmianie systemu produkcji przedstawień oraz anektowaniu przez nasz teatr praktyk z obszaru sztuk performatywnych, które generują powstawanie kolejnych form pisania dla sceny. Podobnie jak sztuki tworzone bardziej tradycyjnie, one też często domagają się pozascenicznej reprezentacji. Ponieważ powstają w bliskiej styczności z teatrem, zwyczajowo odmawia się im statusu literatury i tym samym skazuje na wyłącznie efemeryczne bytowanie (czas ich egzystencji jest ściśle uzależniony od czasu grania spektaklu, a ten bywa krótki).
„Dialog” niczym sejsmograf rejestruje wszystkie te złożone procesy zachodzące w obrębie polskiej dramaturgii i teatru, i stara się (w miarę możliwości) zaspokajać potrzeby różnych grup osób piszących, których stale przybywa. Od lat publikuje i promuje ich twórczość, co postrzegam jako fundamentalną działalność pisma. Warto ją kontynuować w obecnej formie, ale też (co chyba konieczne ze względu na wielość i różnorodność zjawisk) próbować ją poszerzyć – na przykład przez wydawanie serii wydawnictw towarzyszących „Dialogowi”. Mogłyby one prezentować teksty wcześniej publikowane na łamach pisma, które zyskały szczególne uznanie, albo te (i do tej opcji przychylam się bardziej), które z rozmaitych przyczyn nie znalazły się w „Dialogu”, a z jakichś względów zasługują na uwagę. Mam na myśli zwłaszcza zjawiska nowe, często eksperymentalne, nie do końca jeszcze skrystalizowane i przyswojone, których popularyzacja w formie publikacji mogłaby wskazać nieoczywiste kierunki rozwoju praktyk pisania dla sceny, uprawiania teatru i performansu.
Do tego celu można wykorzystać również internet. Obecnie, zaglądając na stronę „Dialogu”, znajduję elektroniczne wersje wybranych utworów, wcześniej publikowanych na papierze. Mogłyby do nich dołączyć inne, jeśli nie nadesłane do redakcji, czy przez nią dostrzeżone „na zewnątrz”, to na przykład te, znajdujące się w półfinałach lub finałach licznych konkursów, do których dostęp nadal jest ograniczony. Sprzężenie działań wydawniczych w formie tradycyjnej i cyfrowej mogłoby doprowadzić do powstania czegoś, co określę tu roboczo mianem „ogólnopolskiej czytelni dramatu”. Wyobrażam ją sobie jako platformę „spotkania” autorów i autorek nie tylko ze środowiskiem entuzjastów i entuzjastek pisania dla teatru, skupionym wokół „Dialogu”, ale – ogólniej, po prostu z odbiorcami szeroko pojętej kultury. Platformę podpowiadającą również, z pomocą omówień i pogłębionych analiz, jak skupione na niej teksty można czytać. Czytać – a nie tylko, o ile nadarzy się okazja, oglądać na scenie. Odkąd literaturoznawstwo przestało zajmować się dramaturgią, a teatrologia skupia się na tekście, analizując go przeważnie wyłącznie jako jedną ze składowych przedstawienia, nie ma skąd czerpać narzędzi lektury. Nie wiadomo, jak czytać teksty pisane z myślą o scenie. I tak, krok po kroku, może rodzić się wątpliwość, czy w ogóle należy to robić, skoro na przykład większość stricte literackich konkursów w naszym kraju w ogóle nie bierze tego rodzaju literackiego pod uwagę. Nie ma kategorii „dramat”. Oczywiście jest to kuriozum. I jako takie domaga się reakcji.
W upowszechnianiu polskiej dramaturgii na skalę szerszą niż do tej pory, dzięki wspomnianym inicjatywom wydawniczym, widziałabym szansę kontynuowania i – siłą rzeczy – poszerzenia działalności edukacyjnej pisma. Oprócz tej, polegającej na dostarczaniu narzędzi lektury dramaturgii, mam na myśli edukację w zakresie doskonalenia rzemiosła dramatopisarskiego i dramaturgicznego. Nie jest tajemnicą, że aby dobrze pisać, trzeba dużo czytać, być na bieżąco z tym, co się dzieje. Nie po to, żeby biernie naśladować (choć znajomość obowiązujących trendów jest cenna), lecz przede wszystkim dlatego, żeby wśród innych głosów „usłyszeć” własny. „Dialog” zawsze stwarzał autorom i autorkom warunki sprzyjające poznaniu dokonań kolegów i koleżanek po fachu tworzących tak w kraju, jak za granicą. Dostęp do literatury dramatycznej, który oferuje, i który mógłby ulec poszerzeniu, wydaje się o tyle ważny, że edukacyjnych ofert praktycznego doskonalenia pisania dla sceny wciąż u nas jest niewiele. A społeczne zapotrzebowanie na praktykowanie i rozwijanie tej formy aktywności twórczej nie słabnie. (Jako osoba prowadząca kursy dramatopisarskie od lat mogę o tym zaświadczyć.)
Stąd przychodzi mi na myśl kolejna propozycja działania, które mogłoby towarzyszyć wydawaniu „Dialogu” – kompleksowe warsztaty pisania dla sceny. Propozycja skierowana do osób już piszących dla teatru, jako odpowiedź na sygnalizowaną przez tę grupę potrzebę eksperymentowania i doskonalenia rzemiosła poza ramami instytucji teatru i poza trybem pracy zarobkowej. I – warsztaty skierowane do osób debiutujących, które chciałyby pozyskać umiejętności w zakresie pisania dla teatru. Kompleksowa formuła warsztatowa zakładająca wymianę doświadczeń między obiema tymi grupami, połączona z prezentacją tekstów powstałych na warsztatach nie tylko na łamach pisma (lub osobnego wydawnictwa), ale także w formie na przykład czytań performatywnych, niewątpliwie umożliwiłaby bezpośrednią wymianę „narzędzi” i myśli, przyczyniłaby się też do konsolidacji i umocnienia środowiska autorów i autorek oraz pasjonatów i pasjonatek ich twórczości, skupionego wokół „Dialogu”.
Zdaję sobie sprawę, że wszystkie pomysły na poszerzenie działalności pisma, które wymieniłam, mają raczej charakter życzeniowy, bo trudno je będzie wcielić w życie. Jednak szansę na ich realizację widzę we współdziałaniu z Fundacją „Dialogu” im. Konstantego Puzyny, która ostatnio, prężnie działając, udowodniła, że nie ma dla niej rzeczy niemożliwych.
Kończąc rozmyślania nad potencjalnym kształtem „Dialogu” w przyszłości, chciałabym poruszyć jeszcze jedną ważną kwestię. W tym celu wyjdę na moment poza ramy pisma, by następnie do niego powrócić.
Od dłuższego czasu, śledząc stan debaty publicznej w naszym kraju, a zwłaszcza to, co dzieje się na forach internetowych, które w pandemii (jeśli nie wcześniej) przejęły funkcję trybuny społecznej, zdałam sobie sprawę, że rozmowa, dialog po prostu, zanika. Można się było o tym przekonać w ostatnich miesiącach, przyglądając się chociażby niepewnej sytuacji samego „Dialogu”, który „na własnej skórze” doświadczył właśnie braku chęci dialogu ze strony wydawcy, co spowodowało kryzys i postawiło pod znakiem zapytania przyszłość pisma oraz los środowiska skupionego wokół. Dialog to podstawowe narzędzie budowania społecznego porozumienia. Może zatem nadszedł czas, by w obliczu ewidentnego i wciąż narastającego kryzysu komunikacji społecznej powrócić na chwilę do filozofii dialogu, myśli Emmanuela Levinasa, czy też próbować upowszechniać koncepcję PBP (Porozumienie bez przemocy) Marshalla B. Rosenberga – w formie tematycznych publikacji na łamach pisma lub w formule warsztatowej, czy cyklach rozmów stanowiących praktyczny trening komunikacji.
To ostatni postulat, z którym zwracam się do „Dialogu” (nie kryję, że ośmiela mnie jego nazwa). Jeśli „Dialog” nie spróbuje go zrealizować, to czy ktoś się odważy?
- 1. Michał Krzykawski Energia, praca i walka z entropią, „Er(r)go. Teoria – Literatura – Kultura”, nr 44/2022, s. 46.
- 2. Shubigi Rao Pulp I, informacje o projekcie i materiały graficzne na stronie artystki:
Udostępnij
Biserka Rajčićabsolwentka studiów filologicznych na Uniwersytecie Belgradzkim. Jest uczennicą i kontynuatorką prac translatorskich tłumacza literatury polskiej Petra Vujičicia. Tłumaczy z języka polskiego, rosyjskiego, czeskiego, słowackiego i bułgarskiego. Pracowała w Narodowej Bibliotece Serbii i w bibliotece Serbskiej Akademii Nauk i Sztuk. Współpracuje z Radiem Belgrad. Jest autorką wielu esejów i artykułów poświęconych polskiej literaturze i sztuce, a w szczególności teatrowi.
Agata Dąbekjest dramatolożką, dramaturżką, pedagożką, obecnie kierowniczką Dramaturgów w Narodowym Starym Teatrze. W latach 2014-2015 była Kierowniczką Literacką Teatru Łaźnia Nowa w Krakowie. Na gruncie zawodowym łączy kompetencje badacza, teoretyka dramatu, warsztatowca i dramaturga.
Emilia Dłużewskadziennikarka kulturalna, autorka książki "Jak płakać w miejsach publicznych".
Olga DrendaAutorka książek, dziennikarka, tłumaczka, antropolożka wizualna.
Paweł Wodzińskijest reżyserem, kuratorem, eseistą. Był dyrektorem Teatru Polskiego w Bydgoszczy (2014-2017) oraz Biennale Warszawa (2017-2022), interdyscyplinarnej instytucji działającej na styku sztuki, teorii, badań i aktywizmu. Analizuje i poddaje krytycznej refleksji współczesne relacje między władzą polityczną a kapitałem, angażuje się w tworzenie systemowych alternatyw. Autor wielu spektakli, między innymi Solidarność. Rekonstrukcja i Solidarność. Nowy projekt (2017), Globalna wojna domowa (2018). Współkurator obydwu edycji Biennale Warszawa Zorganizujmy naszą przyszłość! (2019) oraz Widzące kamienie i przestrzenie poza Doliną (2022).