Było, niech będzie

Jacek Sieradzki
Blog
27 sty, 2023

W styczniowym numerze, który dociera właśnie do rąk Czytelników, ułożonym przez nasz zespół, moim udziałem jest już tylko podpis w stopce redakcyjnej. Ostatni podpis. Od początku tego roku rozstaję się z „Dialogiem”. Nie za dobrze jeszcze wiem, co to dla mnie znaczy, będzie znaczyć.

            Pięćdziesiąt lat temu zacząłem „Dialog” czytać, szukając go w kioskach Ruchu, do których przysyłano po jednym egzemplarzu wciskanym gdzieś w kąt witryny. Czterdzieści pięć lat temu w nim zadebiutowałem. Trzydzieści dziewięć lat temu wszedłem do zespołu redakcyjnego. Trzydzieści dwa lata byłem Naczelnym. Długo. Za długo.

            „Dialog” był dla mnie przede wszystkim enklawą wolności. Tylko proszę się nie przesłyszeć: nie krainą beztroski. Było burzliwie i w poprzedniej epoce, kiedy cenzura nas trochę haratała, i w tej, gdy, co prawda, pod państwowym parasolem, i tak było się z czym zmagać: z kadłubowym urynkowieniem kultury, ze zmieniającymi się paradygmatami, z wymianą pokoleń, i twórczych, i czytelniczych, z ambicją dorównania kroku epoce, raz skuteczną, raz nie.

            Wolność ogniskowała się w jednym punkcie: nikt nigdy nam niczego nie kazał. Nawet nie próbował. Nikt nie naprostowywał nam ścieżek, nikt nie domagał się takich czy innych intelektualnych usług. Profil pisma – nieoczywisty przecież, godzący różne zainteresowania i namiętności – budowaliśmy sami, na własny, zbiorowy rachunek, w miłym uniesieniu swobody i w twardym poczuciu obowiązku i odpowiedzialności. Nie ma jednego bez drugiego, to jasne.

            Ale w związku z tym szczególną rolę odgrywał zespół redakcyjny zawsze składany z kreatorów. Z indywidualności cenionych za swój dorobek także i poza „Dialogiem”. Też nie przesadzajmy z sielanką: zespół się docierał, jedni byli krócej, inni dłużej, ktoś się nie odnajdywał w tym zbiorowym wymyślaniu kierunku, ktoś inny, przeciwnie, dobrze wpasowywał się we wspólne działanie. Tak czy owak zespół „Dialogu” był zawsze siłą „Dialogu”. I jest nią wciąż.

            Sześćdziesięciosiedmioletnia historia pisma byłaby rzadkim w dziejach kultury przypadkiem naturalnego odmładzania się periodyku, poprzez wyłanianie kolejnych szefów z grona redaktorów; zakłóca tę dobrą opowieść haniebne wypędzenie z Polski założyciela pisma, Adama Tarna, na fali czystek antysemickich 1968 roku. Po paru latach wymuszonego interregnum wrócił do redakcji były zastępca Tarna, Konstanty Puzyna, po niemal dwóch dekadach on z kolei zechciał zobaczyć we mnie następcę, przedtem jeszcze przez chwilę kierował pismem Jerzy Koenig, też jego wieloletni redaktor. Dziś, odchodząc, apeluję w rozmowach z wydawcą i osobami decyzyjnymi, by zdecydowali się uszanować tę tradycję. Bo ona konstytuuje „Dialog” taki, jaki jest. Bo była i jest skuteczna. Bo dobrze działa. Trzeba więcej argumentów?

            Przez tyle lat „Dialog” był we mnie jak taki stały link w mózgu, odpalający się bez użycia klawisza enter, automatycznie. Nie da się go wyłączyć jednym escape’em, wcale zresztą tego nie chcę. Mnóstwo świetnych ludzi, redaktorów, współpracowników, autorów, czytelników chciało przez tyle lat wspierać nasze wysiłki życzliwością, serdecznością, a i, bywało, pomocą przy naprawianiu błędów. Moich błędów. Wierzę, że zostaną w swoich ciepłych uczuciach przy „Dialogu”, w czym i ja, przez owo niewyłączalne łącze, też się będę grzał.

Jacek Sieradzki

Udostępnij