byheart_cmagda_bizarro_151_www.jpg

Tiago Rodrigues „Na pamięć”, Mundo Perfeito; pokaz w Nowym Teatrze w Warszawie w ramach Międzynarodowego Festiwalu Nowa Europa. Fot. Magda Bizarro

Przyjemne ciepło anachronicznego buntu

Krysia Bednarek
Przedstawienia
09 gru, 2022

Trzy lata temu po raz pierwszy uczestniczyłam w festiwalu teatralnym w Edynburgu. Pieniędzy miałam niewiele, żywiłam się zestawami z Tesco i zobaczyłam tylko ze trzy, może cztery, najtańsze przedstawienia. Jednym z nich był monodram grany w piwnicy, opowiadający historię o zbrodni, ucieczce, karze i odkupieniu. Niby klasyk, a jednak zryczałam się jakbym nigdy czegoś podobnego nie słyszała. Po zakończeniu spektaklu aktor stanął przy wyjściu z sali i po kolei żegnał widzów dziękując za przyjście. Gdy nadeszła moja kolej na spotkanie z bohaterem niedawnych wzruszeń, nie mogłam powstrzymać pytania o to, czy ta historia rzeczywiście mu się przytrafiła. Niby wiedziałam, że sztuka była zupełnie zmyślona, ale jednocześnie szczerze wierzyłam, że to wszystko zdarzyło się naprawdę.
Do tego stopnia oczarowała mnie magia teatru, że wyszłam z niego zupełnie ogłupiała.

byheart_magda_bizarro_11www.jpg

Fot. Magda Bizarro

Historie pomagają nam zrozumieć świat albo przynajmniej nadać sens naszym doświadczeniom na tym łez padole. Nieważne czy jest to boska interwencja rekompensująca ludzkie niegodziwości, teoria spiskowa uzupełniająca braki nauki czy legendy o wyklętych bohaterach. Dopisanie narracji do zdarzeń porządkuje chaos i daje komfort. Tym bardziej teraz, w czasach pandemii, wojny, postępującej katastrofy klimatycznej i tak dalej, i tak dalej. Może dlatego znowu dałam się ponieść pięknej, naiwnej historii, którą usłyszałam w teatrze. A sądząc po podsłuchanych i zawierzonych opiniach o przedstawieniu – nie byłam jedyna.

Dotarliśmy do czwartego akapitu, więc mogę w końcu zdradzić – to jest tekst o spektaklu Na pamięć Tiago Rodriguesa pokazywanym niedawno w Nowym Teatrze w Warszawie. Koncepcja jest prosta: reżyser/performer zaprasza na scenę dziesięciu widzów, którzy mają nauczyć się na pamięć wiersza. Można więc powiedzieć, że to one man show z dziesięcioosobowym chórem, rozwijający się na dwóch poziomach: pierwszy to nauka tekstu tu i teraz, drugi – opowieść o idei przedstawienia snuta przez Rodriguesa.

Dramaturgia spektaklu jest wybitna. Historia rozgałęzia się, wypuszcza korzenie, z każdym zdaniem pogłębia sensy i zbliża do satysfakcjonującego zakończenia. Pomiędzy kolejnymi etapami nauki wiersza Tiago Rodrigues po mistrzowsku prowadzi nas przez meandry zdarzeń i znaczeń. Z erudycyjnym sznytem przedstawia postaci: George’a Steiner’a, Borysa Paternaka, Nadieżdę Mandelsztam i własną babcię, fascynatkę książek –  Cândidę. To opowieść o miłości do literatury i jej potencjale rewolucyjnym, w której najważniejsze są trzy wątki.

Pierwszy: Borys Pasternak na Kongresie Pisarzy w 1937 roku wiedział, że cokolwiek powie, dosięgnie go stalinowska czystka. Przez dwa dni nie odzywał się, trzeciego w końcu został wywołany. „Trzydzieści” – to cała jego wypowiedź. Wszyscy obecni wiedzieli, że chodziło
o sonet Shakespeare’a.

Drugi: Osip Mandelsztam został zesłany do obozu za „działalność antyrewolucyjną”. Żona poety, Nadieżda, obawiała się, że wszystkie jego wiersze wkrótce znikną z powierzchni ziemi, zniszczone przez policję towarzysza z karaluszymi wąsiskami. Dlatego najpierw sama dzień po dniu uczyła się ich na pamięć, a potem namawiała do tego kolejne osoby. Dzięki temu poezja Osipa Mandelsztama nie została unicestwiona.

Trzeci: Cândida dostała od lekarza diagnozę – wkrótce straci wzrok. Zostało jej niewiele czasu, więc poprosiła wnuka, żeby znalazł dla niej książkę, której mogłaby nauczyć się
na pamięć i dzięki temu czytać ją w myślach bez końca, nawet kiedy oślepnie. Po długim namyśle Tiago wybrał zbiór wierszy Shakespeare’a. Po kilku miesiącach postanowił odwiedzić babcię i okazało się, że Cândida nikogo już nie rozpoznaje, widzi tylko cienie. Kiedy Tiago spytał ją o wiersze, umiała wyrecytować jeden: Sonet XXX.

byheart1www.jpg

Fot. Magda Bizarro

Rozumiecie już chyba dokąd to zmierza. Tekst, którego mają nauczyć się widzowie, to Sonet XXX Shakespeare’a.  Według reżysera nauka literatury na pamięć ma rewolucyjną siłę, bo nie można nam zabrać tego, co w siebie wchłonęliśmy. Jak czytamy w opisie, Rodrigues powtarza za Steinerem: „kiedy 10 osób zna wiersz na pamięć, ani KGB ani CIA ani Gestapo nie mogą nic z tym zrobić. Przeżyje”.  Zapamiętywanie to również sposób na meblowanie swojego wnętrza – składamy się z tego, co w siebie przyjęliśmy. A żeby ostatecznie słowo stało się ciałem – na koniec spektaklu chór otrzymuje opłatek z wydrukowanym tekstem Sonetu XXX do zjedzenia.

Kiedy po wielu dniach zastanawiam się nad ideą tego rodzaju buntu, zaskakuje mnie jak łatwo dałam się przekonać Tiago Rodriguesowi. Streszczając spektakl wychodzi z tego niezwykle patetyczna historia. A przecież oglądając przedstawienie, wcale nie czułam się zażenowana, z uwagą słuchałam rozwijającej się historii. I nic dziwnego – Na pamięć spełnia wszystkie założenia dobrej opowieści. Mamy w niej szlachetnego bohatera/bohaterkę: poetę-dysydenta/ starszą panią/ aktora na scenie i jego chór. Jest wróg: NKWD/ postępująca choroba/ pewnie w każdym kraju inaczej i w domyśle, ale w Polsce na przykład wojewodowie zawieszający dyrektorki teatrów za feminizm; jest też bunt i zwycięstwo: potęga literatury. Dostaliśmy to, co dobrze znamy i czego łakniemy, a do tego świetnie napisane, otulające czułością, zagrane z humorem i charyzmą, więc wyszliśmy ze spektaklu przyjemnie spełnieni.

Ten bunt – nauka Sonetu XXX na pamięć – ma być powtórzeniem rewolucyjnego pomysłu Nadieżdy Mandelsztam. Jeśli jakiś szaleniec postanowiłby spalić wszystkie dzieła Shakespeare’a, nie zdoła unicestwić jego poezji, bo na świecie istnieje wielojęzyczny „pluton trzydzieści” (tak reżyser nazwał swój chór). Kto jednak miałby palić Shakespeare’a i jak zniszczyłby wszystkie te serwery w internecie, na których zapisane byłyby cyfrowe kopie tekstu? Sytuacje i ludzie, o których opowiada Tiago Rodrigues pochodzą z zupełnie innej epoki. Wspaniale się tego słucha, przyjemnie jest oddawać się tak pięknej idei, ale trudno uwierzyć w moc działania proponowanego przez reżysera.

Może Na pamięć to po prostu piękna bajka z vintage morałem, która robi nam dobrze, bo cofa nas myślą do jakiegoś nie-czasu? Niby jesteśmy tu i teraz, a jednak jakby kilkadziesiąt lat temu. Przecież dobrze wiemy, szczególnie w Polsce, że współcześnie kulturę rozmontowuje się inaczej, niż paląc książki.

Udostępnij

Krysia Bednarek

Dramaturżka, teatrolożka, absolwentka wiedzy o teatrze w Akademii Teatralnej im. Zelwerowicza w Warszawie.