papa_archivepress_association.jpg

Enoch Powell, Fot. PA/PA Archive/Press Association

Dlaczego nie rozmawiam już z uprzywilejowanymi o wykluczeniach

Zofia Cielątkowska
W numerach
Czerwiec
2018
6 (739)

Po prawie dwudziestu latach nieobecności odwiedzam Londyn. Zmieniam nadziemną linię z północnego Hackney – miejsca z piekarniami z chlebem na zakwasie, rowerami, kreatywnymi o nagich kostkach pracującymi na laptopach - na najszybszą z możliwych podziemnych linii Victoria i jadę na sam koniec. „Welcome to Brixton, girl!” – przypominam sobie głos czarnego pop-kaznodziei, kiedy wyłoniłam się na światło dzienne w przeszłości po raz pierwszy i rozmawialiśmy chwilę o metafizyce zwyczajności i „God loves you”. Potem ten głos stał się powtarzalnym refrenem codziennych powitań, kiedy szybkim krokiem wracałam po ośmiogodzinnej porannej zmianie w kawiarni na Coach Station i pędziłam na kolejną wieczorną do japońskiej restauracji. To był czas przed maturą – koniec lat dziewięćdziesiątych. Teraz odtwarzam tę codzienną drogę z pracy do pracy – taki osobisty London re-enactement. Duszność w Victoria line nie zmieniła się za nic, ale tym razem nie zwracam na to uwagi i pochłaniam każdy fragment Reni Eddo-Lodge Why I’m No Longer Talking to White People About Race 1, jakby mnie osobiście dotyczyła.

1.

 W „The Observer” 2 właśnie ukazał się spory komentarz w pięćdziesiątą rocznicę wygłoszenia jednego z najbardziej rasistowskich przemówień w historii Wielkiej Brytanii, znanego jako „Rivers of Blood” ówczesnego członka parlamentu Enocha Powella. Wydaje się, że pół wieku usunęło rasizm z powierzchni politycznej poprawności i zepchnęło go w grząski nurt symptomów: wzruszeń ramion i mniej lub bardziej wyraźnych prywatnych oburzeń czy przemilczeń, które pomimo swoich niewinnych form, przekładają się na konkretne decyzje o tym, kto dostanie pracę, stypendium czy staż. Tych wszystkich nieznaczących „faktów” i „przypadków” z całą mocą wpływających na to, co nazywa się życiem z sukcesem.

Kto nie zna przemówienia Enocha Powella z 1968 roku, powinien je przeczytać w całości, gdyż jego słowa brzmią dziś niepokojąco znajomo. Po pół wieku wracają w innej odsłonie, mocniejszej, wyraźniejszej jakby sam wypowiadający je doskonale zdawał sobie sprawę z przyszłych losów swoich słów: „moje przemówienie wywoła wzburzenie i poszybuje w górę niczym gwiazda, ale w przeciwieństwie do gwiazd, które spadają na ziemię, ono tam zostanie” 3. Mowa Powella idealnie trafiła w panujące wówczas niepokoje społeczne. Dekonstrukcja brytyjskich kolonialnych zależności rozpoczęta po drugiej wojnie światowej z czasem przybrała formę włączania świeżo niepodległych państw do Wspólnoty Narodów, której mieszkańcy w latach pięćdziesiątych oraz sześćdziesiątych zaczęli licznie przybywać na Wyspy Brytyjskie.

Przemówienie Powella miało miejsce tuż przed debatą związaną z przyjęciem ustawy, zgodnie z którą odmawianie wynajmu mieszkania czy innych publicznych usług ze względu na kolor skóry, pochodzenie etniczne czy narodowe jest nielegalne (tak zwane Race Relations Act, 1968). Powell trafia więc w samo sedno lęków związanych z migracją, pracą, mieszkaniami i przyszłością. Powell odwołuje się do zwykłego, przyzwoitego angielskiego człowieka, który staje się obcy we własnym kraju, bowiem „szalony naród” przyjmuje na utrzymanie ludzi, którzy będą tworzyć pokolenie imigrantów. Patrzenie, jak napływają, to jak patrzenie na budowę własnego grobu. Kiedy spoglądam w przyszłość – mówił konserwatywny polityk – widzę Tybr spływający krwią.

Nie wiem, czy bardziej przerażająca jest treść tego przemówienia, czy fakt, że w emocjach i manipulowaniu masowym lękiem brzmi podobnie do wielu współczesnych publicznie głoszonych poglądów. Czy w odpowiedzi na takie argumenty przytacza się statystyki, porównuje diagramy, pokazuje naukowe fakty? Te zazwyczaj nie przekonują, gdyż ani nie o prawdę, ani o fakty tu chodzi – raczej o dobre samopoczucie. Ci uprzywilejowani, jako że mają mniej powodów do zmartwień, statystycznie są na lepszej pozycji. Lęki czy stereotypy wyartykułowane z uprzywilejowanych pozycji rządzą się emocjonalną logiką nienaruszonego trwania we własnym bezpiecznym świecie.

Jeśli ktoś próbował rozmawiać z osobą żyjącą w uprzywilejowanej bańce (czyli często takiej, która nie słucha, nie słyszy, wszystko wie i nie chce wiedzieć nic nowego), w najlepszym razie poczuł mieszaninę niemocy, wściekłości, bezradności oraz zmarnował czas. W pierwszym odruchu po takiej rozmowie chce się powiedzieć co najwyżej „fuck off”. Ten typ pogardy w słuchaniu argumentów ma w sobie coś z obrażania mówiącego i należy do najtrudniejszego do uchwycenia typu pasywnej agresji zakamuflowanej poprawnym zimnym dystansem czy ironią – bardziej się ją czuje, niż daje nazwać. Co też charakterystyczne i nieco paradoksalne, wszystkowiedzący rozmówca lubi przywoływać drugą osobę do porządku czymś w stylu „mówisz emocjonalnie”, „mówisz agresywnie”. Na co druga osoba zazwyczaj zareaguje, gdyż nie zakłada z góry, że takie komentarze to tylko gra czy czysta manipulacja. Jeśli padają takie słowa, często chodzi po prostu o ukrycie własnych emocji, lęków czy agresji – warto ten mechanizm zrozumieć i rozpoznać. Też, z drugiej strony, nic dziwnego, jeśli przybiera się emocjonalny ton, gdy trzeba tłumaczyć rzeczy oczywiste. Ile ostatecznie można?

2.

 Jeśli więc nie ma się mocy zmiany świata, można co najwyżej próbować wyznaczyć granice – dla siebie. Dlatego, jak zauważa Reni Eddo-Lodge, brak chęci dyskusji nie zawsze bywa oznaką słabości, lecz może też służyć ochronie siebie czy własnej godności. Jej tekst Dlaczego nie rozmawiam już z białymi o kolorze skóry łączy dwie strategie; z jednej strony jest wyraźnym powiedzeniem: „dosyć!” – próbą wyznaczenia granic. Z drugiej – stanowi rzetelną, spokojną analizę strukturalnego rasizmu funkcjonującego na różnych poziomach codzienności. I jak się okazuje, tych poziomów wydaje się być całkiem sporo.

Pierwsze rozdziały przywołują fragmenty brytyjskiej historii pisanej z perspektywy indywidualnych losów czy zdarzeń wraz z towarzyszącym komentarzem oraz kontekstem badań naukowych, opisów czy dokumentów. Ta osobliwa konstrukcja pozwala w zręcznym, lekkim, dziennikarskim – i co najważniejsze spójnym – stylu połączyć takie epizody jak zniesienie niewolnictwa w Imperium Brytyjskim (1833), obchody Miesiąca Historii Czarnych (Black History Month), historia Charlesa Woottona z Liverpoolu, badania Muriel Fletcher, walki w Notting Hill oraz londyńskim Brixton czy współczesne odniesienia do tak zwanego Vagrancy Act (prawo z 1824 roku zakazujące spania i żebrania w miejscu publicznym). Jednym słowem bogata historia czarnych Brytyjczyków, która – jak pisze urodzona w Londynie autorka – nie jest szczególnie znana. To zresztą tylko wycinek bogatego dziedzictwa możliwego do odszukania, jeśli tylko ktoś włoży wystarczający wysiłek.

Głównym obszarem odniesienia dla problemu rasizmu są między innymi białe uprzywilejowanie, kwestie praw kobiet, feminizmu czy klas społecznych. Jednak kluczowym pojęciem ujawnianym na różnych poziomach tekstu staje się strukturalny rasizm. Na czym on polega? I dlaczego strukturalny, a nie instytucjonalny?

Uchwycenie struktury stanowi często jedyny sposób, aby zauważyć niezauważone, czyli właśnie te wszystkie ciche uniesienia brwi, pochopne sądy, wnioski i poglądy wydawane na podstawie obiegowej wiedzy i własnych przekonań. Choć też czasem rasizm zostaje uchwycony w wersji bez niuansów; mniej więcej w tym samym czasie, kiedy Reni Eddo-Lodge publikuje post na facebooku (2014) będący inspiracją do napisania tej właśnie książki, w Wielkiej Brytanii opublikowane zostaje badanie pokazujące znaczny wzrost liczby osób dumnych z bycia rasistą 4. Jak doprecyzował później „The Guardian”, chodziło głównie o dobrze wykształconych i świetnie zarabiających białych mężczyzn w wieku od trzydziestu pięciu do sześćdziesięciu czterech lat. W strukturalnym rasizmie nie chodzi więc o indywidualne uprzedzenia, lecz raczej o to, jak osobiste poglądy wpisują się w kolektywne zasady podziału i dystrybucji dóbr – czyli też w ogólne zasady wykluczeń.

3.

 Aby dosłownie i obrazowo pokazać praktyczne działanie wykluczeń, autorka, wykorzystując dostępne badania, rekonstruuje ciekawy przykład czarnego chłopca rozpoczynającego edukację. Na początku jego rodzice są pełni nadziei, że zostanie artystą, doktorem czy nowym premierem, jednak – jak dodaje autorka – powinni zapewne nieco powściągnąć swoje marzenia, gdyż wyniki badań nie wróżą mu najlepiej. Zakładamy jednak optymistyczną wersję. Czarny chłopiec (chłopiec, gdyż czarne dziewczynki dla badań i statystyk są zdecydowanie mniej widoczne) ma o trzydzieści procent więcej pewności, że zostanie wykluczony na starcie, czyli na poziomie edukacji podstawowej. Załóżmy, że ma tyle szczęścia, że podchodzi do pierwszych egzaminów nieświadomy niewidzialnych barier. Od ukończenia jedenastu lat – jak pokazują badania – jego oceny będą regularnie zaniżane przez nauczycieli, a jest to czas przygotowywania i myślenia o kolejnym etapie edukacji. Dość wcześnie zaczyna więc rozumieć, a przynajmniej rzeczywistość daje mu do tego podstawy, że jest trochę gorszy. Nadal załóżmy, że ma sporo szczęścia i dostaje się do szkoły średniej, uczy się dobrze i jest przekonany o tym, że chce iść na uniwersytet. Na te najlepsze w rankingach nie ma właściwie szans, ale zostają jeszcze inne – też całkiem dobre uczelnie. Załóżmy więc, nadal optymistycznie, że kończy jeden z wciąż dobrych uniwersytetów i ma dyplom. Znów badania pokazują zależności rasy i niższych wyników dyplomów (nie ma to nic wspólnego z mniejszym talentem i inteligencją).

Z kolei gdyby przyjrzeć się akademii od strony nauczania, statystyki z 2016 roku mówią, że siedemdziesiąt procent osób wykładających na brytyjskich uniwersytetach to biali mężczyźni. Tak więc młody czarny mężczyzna ma dyplom, być może nie z najwyższą oceną (bo ta znów statystycznie jest zaniżona), ale jednak wciąż dobrą. Co dalej? Podobnie jak jego biali koledzy ze studiów, szuka dobrej pracy i wysyła CV. Nie może jednak wiedzieć, że jeśli jego imię brzmi inaczej niż przewiduje kazus „White-British”, ma o wiele mniejsze szanse na dostanie się na rozmowę. I tak dalej. Na każdym etapie. Do znudzenia. Tylko w tym pomiędzy trzeba jakoś żyć i jeśli jego rodzina nie dysponuje kapitałem ekonomicznym – a spore prawdopodobieństwo, że nie dysponuje – za coś trzeba się utrzymać i gdzieś pracować. I prawdopodobnie pracuje. Czas poświęcany na pracę w knajpie, sprzątania czy opiekę naprawdę nie liczy się w tak zwanym dobrym CV. Wpływa na nie negatywnie. Jeśli ktoś kiedyś próbował czytać książkę po szesnastogodzinnym dniu pracy fizycznej, to wie, o czym mowa. Czy to naprawdę trzeba tłumaczyć? Wydaje się jednak że tak, i to bardzo dosłownie i bardzo do znudzenia.

4.

 Kiedy świat obiegła wiadomość o ataku terrorystycznym w Paryżu (2015), na wielu fejsbookowych ścianach pojawiły się wyrazy smutku i ikonki z francuską flagą. Po takiej masowej fali współczucia zazwyczaj ujawniają się też głosy krytyczne dostrzegające paradoksalność martwienia się o jednych, a niekoniecznie o drugich, co oczywiście pociąga za sobą dyskusję o nierównościach ekonomicznych, społecznych, rasowych. I w tym wzmożeniu uwagi wydarzyło się coś dziwnego. Równolegle z wiadomościami z Francji, nagle inna historia sprzed siedmiu miesięcy o terrorystycznym ataku na Garissa University w Kenii, zyskała nowe medialne życie. Dwa dni po ataku w Paryżu, wiadomość o kenijskim uniwersytecie stała się najczęściej czytanym artykułem w serwisie wiadomości BBC oraz była masowo udostępniana na Facebooku i Twitterze. W ten sposób osoby solidaryzujące się z Paryżem chciały jednak pokazać przed znajomymi, że także myślą o tych „innych”. Poziom cynizmu trudny do zrozumienia – a jednak dość powszechny. Jak komentuje Reni Eddo-Lodge: solidarność nie jest niczym innym jak tylko samozadowoleniem, jeśli pozostaje czysto performatywna 5.

Co dalej? Przyzwyczailiśmy się do myślenia o słuszności idei równości. Czy też o słuszności włączania tego czy tych uznanych za wykluczonych. Po pierwsze, to zdecydowanie za mało. Po drugie, takie myślenie nadal nie dotyka źródeł nierówności, a wręcz przeciwnie, wciąż je ugruntowuje, dając tym na górze fałszywe poczucie bycia dobrym (takie trochę udostępnienie wiadomości sprzed dwóch dni). Kiedy całe życie polega na walce o każdy istotny fragment codzienności – o edukację, o pracę, o mieszkanie, o przeżycie etc., jeśli nieustannie polega na konsolidowaniu istniejących różnic – to pragnienie równości wydaje się pragnieniem przemocy. W świecie nierówności rozwiązanie nie leży we włączeniu tego, co wykluczone, ale raczej w nieustannym kwestionowaniu standardów i zasad uznających coś/kogoś za „inne”/„innego”/„inną”. I co najważniejsze, ciężar zmiany nie spoczywa na mnie – to nie ja mam się zmienić, tylko rzeczywistość naokoło – system. Trudne zadanie.

Dlaczego nie rozmawiam już z białymi o kolorze skóry Reni Eddo-Lodge pisze bardzo konkretnie o rasizmie w Wielkiej Brytanii, ale jej tekst dotyka także ogólnego problemu rozumienia świata i mechanizmu wykluczeń. Jeśli jednak – jak to niestety zwykle bywa – osoby z Polski interesowałaby tylko Polska, to przytaczam fragment ze wspomnianego komentarza do przemówienia Enocha Powella w „The Observer”: „Ta panika związana z imigracją skierowana została obecnie na białych imigrantów z Europy Wschodniej – Brexit znów przywołał te uśpione ksenofobiczne nastroje”.

5.

 Kiedy dotarłam do dawnego miejsca pracy, ku mojemu zdziwieniu szyld japońskiej restauracji wciąż dumnie prezentował się nad zaciągniętą metalową kratą przysłaniającą wnętrze. Nawet tu. Obok tradycyjnego marketu stoi Pop-Brixton – oaza z kontenerów z biocofee i eko jedzeniem. Czy to znaczy, że gentryfikacja już tu dotarła?

 

  • 1. Książka Reni Eddo-Lodge Dlaczego nie rozmawiam już z białymi o kolorze skóry, Karakter, 2018 ukazała się 18 kwietnia, jednak w moim tekście korzystam z oryginału z dodatkowym rozdziałem Aftermath: Reni Eddo-Lodge, Why I’m No Longer Talking To White People About Race, Bloomsbury, New York-London 2018.
  • 2. Michael Savage Rivers of blood? The school that fought back against the rhetoric of Enoch Powell, „The Observer”, 15 kwietnia 2018.
  • 3. Nicholas Jones My father and Enoch Powell, „Shropshire Star”, 8 października 2016 (dodatek weekendowy).
  • 4. Zob. wyniki badania na stronie http://www.natcen.ac.uk/news-media/press-releases/2014/may/brits-just-as....
  • 5. Reni Eddo-Lodge, op.cit., s.219.

Udostępnij

Zofia Cielątkowska

Niezależna badaczka, filozofka, kuratorka zajmująca się głównie zagadnieniami społecznymi w sztuce i kulturze, a także współczesnymi problemami władzy, wykluczeń i marginalizacji. Regularnie publikuje w różnych czasopismach (m.in. „Kunstkritikk”, „Hyperallergic”). Należy do Norweskiego Stowarzyszenia Krytyków, mieszka w Oslo.