Mogło być różnie. O pocieszeniu płynącym z wykopalisk, skorup i ruin

Weronika Parfianowicz
Przedstawienia
20 sty, 2023

Bardzo się cieszę, że wreszcie dostępna jest po polsku ostatnia książką Davida Graebera i Davida Wengrowa (wydana już po śmierci tego pierwszego wybitnego antropologa) i mam skrytą nadzieję, że opasły tom z pomarańczową okładką, zatytułowany śmiało Narodziny wszystkiego. Nowa historia ludzkości znalazł się pod choinkami w wielu polskich domach,  na przykład jako prezent dla miłośników wielkich syntez na temat gatunku ludzkiego, w rodzaju rozpraw Juwala Noacha Harariego. Doceniam ten rodzaj trolowania czytelniczych oczekiwań i przemycania - w nieco niechlujnym opakowaniu komercyjnego wydawnictwa - wywrotowych treści w miejsca, gdzie trudno byłoby im zagościć w innej formie. 

Książka wzbudza wiele dyskusji i emocji. Z dużym prawdopodobieństwem ktoś z Waszych znajomych już Was namawiał, żeby ją koniecznie przeczytać, a może to Wy jesteście tymi osobami, które gorąco przekonują do jej lektury każdą napotkaną znajomą (sama jestem, nie ukrywajmy, jedną z tych, które namawiały wszystkich do czytania, zanim same zdążyły do niej zajrzeć). Z drugiej strony, może trafiły/iście już na krytyczne opinie na jej temat. Reprezentanci/tki różnych dyscyplin naukowych sporządzają drobiazgowe wykazy nieścisłości, które znaleźć możemy na stronach Narodzin wszystkiego, ale i bez specjalistycznego przygotowania nie trudno wychwycić różne słabości. Książka bywa miejscami irytująca w lekturze, niektóre wnioski wydają się zbyt daleko idące i poparte niezbyt staranną argumentacją, czasem z kolei interesujący wywód urywa się w trakcie, pozostawiając nas bez satysfakcjonującej interpretacji. To jednak nie ujmuje książce wartości. Jeżeli po jej lekturze czujecie niedosyt i palącą potrzebę dowiedzenia się jak najwięcej o kulturze Cucuteni-Trypole i obejrzenia natychmiast labiryntów Chavín; jeżeli biegniecie właśnie do osiedlowej biblioteki po książki na temat sztuki minojskiej albo sumeryjskich miast, bo Wasz ostatni kontakt z tymi tematami był zapośredniczony (jak w moim przypadku) przez osobliwie hiperrealistyczne ilustracje książek wydawanych w latach dziewięćdziesiątych w kultowej serii „Tak żyli ludzie”, to można to uznać również za zasługę Graebera i Wengrowa. Jeżeli traktują oni czasem z pewną beztroską warsztat pracy naukowej, to dlatego, że stawką tej książki jest raczej zmiana w sferze wyobraźni politycznej niż zdobycie uznania w polu akademickim. I temu wymiarowi przyjrzymy się bliżej.

CO POSZŁO NIE TAK?

Jednym z powodów, dla których cenię Graebera jest to, że nie unika on stawiania zasadniczych pytań, a pytanie „co poszło nie tak?” jest być może najważniejszym z nich. Jak się tu znaleźliśmy? Jak to się stało, że utknęliśmy w tym odrażającym, opartym na przemocy i wyzysku systemie, bez wiary w  możliwość zmiany naszego losu – to pytanie powracające na wielu stronach Narodzin wszystkiego…. Ma ono dwa wymiary. Po pierwsze, odnosi się do sekwencji rozciągniętych w czasie i przestrzeni wydarzeń, które doprowadziły do wykształcenia się i hegemonii obecnego systemu. Po drugie – wskazuje na sposób opisywania tych procesów w historiografii, który sprawił, że obecny globalny układ społeczno-polityczno-ekonomiczny wydaje nam się jedynym możliwym, nieuniknionym.  Polemizując z teleologicznymi i deterministycznymi tendencjami zachodniej historiografii oraz ukazując ich polityczne konsekwencje, Graeber i Wengrow wskazują też, co ten sposób uprawiania nauki mówi o naszej (zachodniej) kulturze. Ich szczególną uwagę przykuwają okresy w przeszłości, przez historyków określane jako schyłkowe, „wieki ciemne”, lub przejściowe. Te nazwy więcej jednak mówią o aksjologii wpisanej w zachodnią naukę niż o samej przeszłości.

Bez wątpienia tradycja artystyczna klasycznych Majów jest majestatyczna (...). Dla porównania okres postklasyczny — jak nazywa się czas ok. 900–1520 roku n.e. — wygląda na bardziej nieforemny i mniej warty uwagi. Z drugiej strony, ilu z nas wolałoby naprawdę żyć pod arbitralną władzą małostkowego watażki, który poza zamiłowaniem do sztuki do swoich największych osiągnięć zalicza wyrywanie serc żywym ludziom? Oczywiście o historii nie myśli się w takich kategoriach i warto zapytać dlaczego. Po części powód leży w nazwie „postklasyczny”, która sugeruje coś mniej wartościowego. To trywialny problem, ale ma znaczenie, bo takie nawyki myślowe są jednym z powodów tego, że okresy relatywnej wolności i równości zwykle spychane są na margines historii 1.

Autorzy zarzucają też zachodniej historiografii nadmierną koncentrację na tych okresach i tych społeczeństwach, które wykształciły hierarchiczne, oparte na scentralizowanej władzy systemy polityczne. Ich zdaniem, badacze mają na przykład tendencję  do pisania o „upadku cywilizacji” tam, gdzie – jak w przypadku Starego Państwa Egipcjan – „jedyną rzeczą, jaka nagle się zawaliła, była władza elit Egiptu rządzących północnym miastem Memfis”. To prowadzi też do pytań o oczekiwania współczesnych odbiorców/czyń przekazów na temat historii. Dlaczego tak chętnie podziwiamy świadectwa dominacji i przemocy? Dlaczego przegapiamy świadectwa stuleci spokojnego życia w pokoju i dobrobycie?

autorzy_.png

David Graeber i David Wengrow. Fot. Wikipedia

Autorzy polemizują też z dość rozpowszechnioną tendencją do ukazywania pewnych procesów historycznych jako nierozerwalnie ze sobą związanych: filozofia i sztuka rozwija się „w pakiecie” z biedą i rozwarstwieniem; cywilizacja zjawia się w „pakiecie” z państwem; państwo pojawia się w „pakiecie” z rolnictwem. Podobną argumentację usłyszeć możemy często z ust obrońców kapitalizmu: wzrost długości życia przychodzi „w pakiecie” z upowszechnieniem kapitalistycznego systemu produkcji i powszechnym używaniem paliw kopalnych. Ten sposób przedstawiania różnych współbieżnych ze sobą procesów utrudnia każdą próbę „rozpakowania” takiej kłopotliwej przesyłki. Czy moglibyśmy zachować odkrycia przydatne i wartościowe, a odrzucić to, co szkodliwe i przynoszące społeczne nieszczęścia?

IMAGINE THERE'S NO COUNTRIES

Jednym z najbardziej problematycznych „pakietów” jest właśnie ten, w którym pojawia się państwo. Jest to zarazem ta forma organizacji społecznej, którą zachodni badacze szczególnie faworyzują. Wengrow i Graeber wskazują, jak wiele energii poświęcono na składanie fragmentów materialnej przeszłości, do których mamy dostęp, w taki sposób, by stworzyć z nich obrazy analogiczne do współczesnych form administracyjno-politycznych i tym samym dowieść, że państwo jest nie tylko najwyższą, ale też nieuniknioną na pewnym etapie społecznego rozwoju i złożoności formą ustroju. Podporządkowując historiografię współczesnym celom politycznym związanym z normalizacją państwa narodowego jako jedynego możliwego i pożądanego wzorca organizacji społecznej, wielu badaczy pomija wszystkie historyczne przykłady, nie mieszczące się w tym schemacie, lub wskazujące na inne możliwości.

Nie trzeba dodawać, że – jak na autora Fragmentów antropologii anarchistycznej przystało – Graeber nie jest wielkim miłośnikiem państwowości. Można wręcz powiedzieć, że Narodziny wszystkiego są monumentalnym rozwinięciem pytania postawionego właśnie we Fragmentach…: czy potrafimy sobie wyobrazić takiego rodzaju globalne instytucje, które spełniałyby pożyteczne funkcje państw, ale „nie byłyby tak ohydne”2?

Jedną z wielkich zasług tej książki jest dekonstrukcja mitów, które utrudniają dostrzeżenie, że egalitarne formy społecznej organizacji były i są możliwe również w społeczeństwach o złożonej strukturze. 

Czy Graeberowi i Wengrowi udało się odpowiedzieć na to pytanie? Niektórzy radykalni antropolodzy nie byli usatysfakcjonowani, zarzucając im wręcz zdradę egalitarnych ideałów3. Moje wrażenia lekturowe były odmienne: jedną z wielkich zasług tej książki jest dekonstrukcja mitów, które utrudniają dostrzeżenie, że egalitarne formy społecznej organizacji były i są możliwe również w społeczeństwach o złożonej strukturze. Autorzy starają się zniuansować pewne szeroko rozpowszechnione przekonania: że „prawdziwy” egalitaryzm możliwy był w tylko w niewielkich grupach zbieracko-łowieckich, że udomawiając pszenicę człowiek bezpowrotnie wszedł na drogę ku uciskowi, hierarchiom społecznym i wyzyskowi, a życie w mieście wiązało się z nieuniknionym podporządkowaniem biurokratycznemu aparatowi administracji oraz – niejednokrotnie chciwym i brutalnym – elitom władzy. Zbierając rozproszone w przestrzeni i czasie przykłady, Graeber i Wengrow przekonują nas, że nie musiało tak być. Pokazują, że oparte na kolektywnym zarządzaniu zasobami i ich redystrybucji oraz trosce o wszystkich członków społeczności modele, funkcjonowały zarówno wśród społeczności rolniczych, jak i miejskich. Że – innymi słowami – nie jest konieczne państwo z jego monopolem na przemoc, żeby ludzie wykształcili odporne, trwałe i różnorodne formy życia politycznego, gospodarczego i kulturalnego. Co więcej, jeżeli tak już się nieszczęśliwie stało, że w wyniku różnych mniej lub bardziej przygodnych procesów, ludzie wpadli w pułapkę zhierarchizowanego i utrzymywanego w ryzach przez akty masowej i arbitralnej przemocy systemu politycznego, potrafili takie systemy zmieniać – poprzez akty rebelii, stopniowej transformacji, lub porzucenia ich i osiedlenia się w nowym miejscu, według innych zasad. W tych działaniach znajdują wyraz nie tylko ludzka wyobraźnia polityczna i sprawczość, ale przede wszystkim trzy pryncypia wolności, które autorzy definiują jako wolność do przemieszczania się, do nieposłuszeństwa i do stwarzania nowych form życia społecznego.

CZY WOJNY BYŁY OD ZAWSZE?

Fakt, że – jak piszą Graeber z Wengrowem – „nasza planeta niemal całkowicie pokryta jest państwami”, oraz że „od czasu podboju Ameryk przez Hiszpanów i powstania imperiów kolonialnych [...] globalnie ostał się tylko jeden system polityczno-gospodarczy”4 znacząco utrudnia realizację tych wolności we współczesnym świecie (w czym nasz kraj, jako wschodnia flanka twierdzy Europa, ma swój znaczący udział). Droga do hegemonii tego modelu polityczno-ekonomicznego wiązała się z mobilizacją przemocy na ogromną skalę. Temat przemocy zajmuje w pracach Graebera ważne miejsce, żeby wspomnieć chociaż rozważania nad niewolnictwem w Długu. W Narodzinach wszystkiego autorzy nie tworzą żadnych idyllicznych wizji „ludzkiej natury”. Pokazują ludzi jako zdolnych do okrucieństwa i brutalnych. W opisywanych przez nich społecznościach nie brakowało przemocy, ofiar składanych z ludzi, grabieży, wypraw wojennych czy teatralnych i bestialskich tortur. W tym kontekście padają jednak ważne słowa:

O ile ludzie zawsze byli zdolni fizycznie atakować innych (i trudno znaleźć społeczeństwa, w których nikt nigdy pod żadnym pozorem nikogo nie zaatakował), nie ma powodu zakładać, że wojna istniała od zawsze [...] przeciwnie, niemal zawsze trzeba zastosować pewną kombinację obrzędów, narkotyków i technik psychologicznych, aby przekonać ludzi, nawet dorastających mężczyzn, żeby zabijać i ranić siebie nawzajem na tak systematyczne, choć niewybredne sposoby5.

Graeber i Wengrow podkreślają, że w historii ludzkości znajdziemy długie okresy, w których ludzie żyli w relatywnym pokoju i bezpieczeństwie. Widzimy też liczne przykłady złożonych procedur rozwiązywania konfliktów, mających na celu oddalenie ryzyka wojny. Opisywane przez nich społeczeństwa potrafiły też wypracowywać mechanizmy ograniczające prerogatywy osób sprawujących władzę, by zapobiegać rozwojowi nadmiernie opresyjnych i autorytarnych struktur.

Kolonizacja przyniosła kres szeregowi różnorodnych lokalnych urządzeń społeczno-politycznych na całym świecie. Proces ten wymagał uruchomienia bezprecedensowej przemocy. Ponieważ Narodziny wszystkiego jedynie sygnalizują problematykę podbojów kolonialnych i ich konsekwencji, warto przy tej okazji sięgnąć po inne lektury, obrazujące skalę, długotrwałość i brutalność tego procesu, np. po wydany wreszcie niedawno po polsku Późnowiktoriański holokaust. ​​Głód, El Niño i tworzenie Trzeciego Świata Mike’a Davisa.

Historia neokolonializmu, opisana m. in przez Jasona Hickela w książce The Divide: A Brief Guide to Global Inequality and its Solution pokazuje z kolei, że również w XX wieku liczne próby stworzenia alternatywnych form organizacji polityczno-gospodarczych przez walczące o wyzwolenie z kolonialnych zależności narody, od Indonezji przez Chile po Burkina Faso spotykały się z systematycznymi, brutalnymi represjami ze strony imperiów, zanim którykolwiek z rewolucyjnych projektów zdążył poważnie zagrozić kapitalistycznej hegemonii. Ta walka trwa do dziś – zapatystowskie Chiapas i federacyjna Rojava, stanowiące źródło nadziei, że inne niż państwowe formy życia społecznego są możliwe – pozostają stale zagrożone przez agresję, tak wewnętrzną, jak i zewnętrzną.

UCZĄC SIĘ OD RDZENNYCH NARODÓW

Podobnie jak wielu poprzedników – radykalnych myślicieli i działaczy, poszukujących alternatywy dla ustroju kapitalistycznego – Wengrow i Graeber chętnie sięgają po filozofię polityczną rdzennych społeczności Ameryki Północnej. Ich teza, że źródła oświecenia leżą w kontaktach europejskich elit intelektualnych z kulturami tamtego regionu oraz w konfrontacji z krytyką europejskich stosunków ze strony przedstawiciel tamtejszej ludności, może się wydać niektórym nieco na wyrost. Warto jednak pamiętać jak wiele impulsów istotnych dla kształtowania się radykalnej myśli politycznej pochodziło w przeszłości z tego właśnie obszaru. Przypomnijmy najgłośniejszy bodaj przykład, czyli szerokie uwagi na temat ustroju Irokezów (Haudenosaunee) w fundamentalnej rozprawie Fryderyka Engelsa Pochodzenie rodziny, własności prywatnej i państwa. Swoją wiedzę czerpał on ze słynnej rozprawy Lewisa Henry’ego Morgana Społeczeństwo pierwotne, czyli badanie kolei ludzkiego postępu od dzikości przez barbarzyństwo do cywilizacji i podobnie jak Morgan, postrzegał tę kulturę przez pryzmat ewolucjonistycznych kategorii, jako jeden z etapów ludzkiego rozwoju, niższy niż cywilizacja przemysłowa. Nie ukrywał jednak swojego uznania dla wypracowanych przez nią form organizacji:

Szczególny jest ten ustrój rodowy przy całej swojej dziecinnej prostocie! Bez żołnierzy, bez żandarmów i policji, bez szlachty, królów, urzędników, prefektów i sędziów, bez więzień i procesów, wszystko idzie w jak najlepszym porządku. Każdy spór i zatarg rozstrzygają wszyscy zainteresowani w nim, członkowie rodu albo plemienia, albo oddzielne rody pomiędzy sobą6.

Normy obyczajowe i sposób życia społeczności tworzących ligę Haudenosaunee stanowiły też dużą inspirację dla amerykańskich prekursorek feminizmu. Wysoka pozycja kobiet, ich autonomia, zaangażowanie w decydowanie o życiu wspólnoty, brak przemocy wobec kobiet i dzieci (kwestie te nie uszły też uwadze Engelsa) były fenomenami, które skłaniały wiele wychowanych według zachodnich wzorców kobiet do zakwestionowania dotychczasowego podziału ról. Jak pisze Sally Roesch Wagner, wiele pionierek feminizmu  w Stanach Zjednoczonych spędziło dużą część swojego życia w bliskim kontakcie z rdzennymi społecznościami, korzystając z ich doświadczeń we własnej politycznej działalności7.

dialog1.jpg

David Graeber udzielający wykładu na Uniwersytecie Amsterdamskim. Fot. Wikipedia

Warto dodać, że również przykłady zebrane przez Morgana w Społeczeństwie pierwotnym… pochodziły często z jego bezpośrednich kontaktów ze współczesnymi mu przedstawicielami ligi Haudenosaunee. Był on zafascynowany ich organizacją społeczno-polityczną, jako prawnik wspierał Seneków w walce ze stanem Nowy Jork o zagrabione im ziemie i został przez nich nawet adoptowany w uznaniu za jego zaangażowanie. Jako badacz klasyfikował jednak ich kulturę jako jeden z wcześniejszych etapów rozwoju ludzkości.

Greaber i Wengrow, przełamując to wciąż obecne w potocznym myśleniu ewolucjonistyczne spojrzenie na historię, podkreślają, że wszystko to, co tak inspirowało radykalnych myślicieli, działaczki feministyczne i organizatorów politycznych powinniśmy postrzegać nie jako „wybryk kultury” czy relikt bardziej „pierwotnych” form życia, ale  „jako produkt konkretnej historii politycznej: historii, w której kwestie dziedzicznej władzy, religii objawionej, wolności osobistej i niezależności kobiet wciąż były kwestiami świadomej debaty, której ogólny kierunek, przynajmniej w ciągu ostatnich trzech stuleci, był wyraźnie antyautorytarny”8.

Ta historia jeszcze się nie zakończyła. Zmagania rdzennych narodów z aparatem przemocy kolonialnych państw – Stanów Zjednoczonych i Kanady – wciąż trwają. Ich walka przeciw grabieży ziemi, przymusowym przesiedleniom i niszczeniu kultury łączy się często z postulatami sprawiedliwości społecznej, klimatycznej i środowiskowej, znajdując kulminację w akcjach takich jak protesty przeciw budowie rurociągu Keystone XL w USA czy rurociągów Coastal GasLink przebiegających przez terytoria Wet'suwet'en w Kanadzie9. O tych pierwszych  pisze szerzej np. Nick Estes w książce Our History Is the Future. Standing Rock Versus the Dakota Access Pipeline, and the Long Tradition of Indigenous Resistance. O negatywnych konsekwencjach działalności paliwowych korporacji dla rdzennych społeczeństw Kanady wspomina Joanna Gierak-Onoszko w reportażach 27 śmierci Toby'ego Obeda. Brutalność z jaką traktuje się osoby protestujące w obu krajach pokazuje, że nowoczesne państwa ze zdecydowanie większym oddaniem bronią interesów branży paliwowej niż swoich obywateli, co jest jeszcze jednym dowodem ohydności tego rodzaju ustroju.

NEOLITYCZNE BOTANICZKI

Wróćmy jeszcze na chwilę do kwestii niezależności kobiet. Autonomia kobiet i ich pozycja w społeczeństwie stanowi, zdaniem Graebera i Wengrowa, swego rodzaju probierz jego generalnej kondycji. Autorzy starają się też uwidocznić uciszony w pracach z zakresu archeologii, antropologii czy historii wkład kobiet w tworzenie i gromadzenie kluczowej dla przetrwania i rozwoju społeczeństw wiedzy związanej, m. in. z uprawą roślin, produkcją żywności, tworzeniem narzędzi, naczyń i ubiorów, czy leczeniem. Ten wymiar trochę ginie w polskim przekładzie, którego autor używa konsekwentnie i wyłącznie form męskoosobowych, choć w niektórych fragmentach, aż prosi się o zmianę. Dlatego pozwolę sobie tutaj zaproponować nieco inne brzmienie jednego z akapitów:

„Nigdzie w Myśli nieoswojonej — która rzekomo poświęcona jest zrozumieniu tej „naukowej” wiedzy neolitu — Lévi-Strauss nawet nie wspomina o tym, że za rozkwit tej wiedzy bardzo często mogły być odpowiedzialne kobiety. (...) ​​A co by się stało, gdybyśmy nie skupiali się tak bardzo na rolnictwie i udomowieniu, a bardziej na botanice czy nawet ogrodnictwie? Przynajmniej znaleźlibyśmy się bliżej neolitycznych realiów, gdy mniej interesowano się poskramianiem dzikiej przyrody albo wyciskaniem tylu kalorii, ile jest to możliwe, z garści ziaren. Bardziej chodziło o tworzenie działek ogrodowych — sztucznych, często tymczasowych — w których środowisko kształtowano na potrzeby faworyzowanych gatunków. Należały do nich rośliny, które współcześni botanicy dzielą na konkurencyjne klasy „chwastów”, „roślin leczniczych”, „ziół” i „roślin spożywczych”, ale które neolityczne botaniczki (uczące się w praktyce, a nie z podręczników) wolały sadzić obok siebie. ​​Zamiast wytyczać pola, wolały wykorzystywać gleby aluwialne u brzegów jezior i źródeł, które zmieniały się z roku na rok. Zamiast rąbać drewno, uprawiać glebę i nosić wodę, znalazły sposoby na „nakłonienie” natury, żeby wykonywała tę pracę za nie. Zamiast stosować ​​naukę dominacji i klasyfikacji, wolały naginać, nakłaniać, pielęgnować, przypochlebiać się, a nawet oszukiwać siły przyrody tak, żeby zwiększyć prawdopodobieństwo pożądanego wyniku. Ich „laboratorium” był prawdziwy świat roślin i zwierząt, których wrodzone cechy wykorzystywały za pomocą uważnych obserwacji i eksperymentów. Co więcej taka neolityczna forma upraw okazała się wielce skuteczna.”

Skoro już jesteśmy przy przekładzie i ogrodnictwie wypada skorygować jeszcze jedną kwestię. Filar ogrodniczych praktyk i diety rdzennych społeczności Ameryki, czyli Trzy Siostry to  kukurydza, fasola i dynia – nie kabaczek, jak możemy przeczytać w polskim tłumaczeniu. Nie chodzi o to by wikłać się w dyskusję nad ontologicznym statusem dyniowatych (choć polecam wpisać w wyszukiwarce pytanie „kabaczek czy cukinia”). Ta pomyłka – efekt generalnie niezbyt starannego przekładu – wydaje mi się jednak dobrą ilustracją symptomu opisywanego przez Wengrowa i Graebera: kiedy przychodzi do tak fundamentalnych a zarazem prozaicznych kwestii, jak żywność i jej produkcja, traktujemy dotyczącą ich wiedzę z zaskakującą nonszalancją. Dlatego lekturę Narodzin wszystkiego warto uzupełnić o dzieło biolożki, botaniczki i członkini narodu Potawatomi Robin Wal Kimmerer Pieśni ziemi. Rdzenna mądrość, wiedza naukowa i lekcje płynące z natury, która poświęca jeden z rozdziałów na wytłumaczenie ekologicznego, symbolicznego i praktycznego znaczenie uprawy Trzech Sióstr.

Choć Graeber i Wengrow poświęcili wytwarzanej przez kobiety wiedzy oraz różnym koncepcjom matriarchatu cały rozdział, można się zgodzić z krytykami zarzucającymi im, że kwestie te potraktowali nieco, proszę wybaczyć ten suchar, po macoszemu. Szukając odpowiedzi na pytanie, co poszło nie tak, badaczki/e stale trafiają na tropy prowadzące do rozwoju różnych form patriarchatu i upadku tych praktyk – np. matrylinearnych tradycji dziedziczenia – które zabezpieczały pozycję kobiet w społeczności. W Narodzinach wszystkiego poświęcono jednak tym wątkom zaskakująco niewiele uwagi10.

Inną kwestią, która pozostawia pewien niedosyt są relacje opisywanych społeczności z ekosystemami, w których żyły. Jak wiadomo, jednym z istotnych elementów gwarantujących trwałość danego społeczeństwa, lub przesądzających o jego upadku, jest sposób korzystania z zasobów naturalnych. Greaber i Wengrow piszą czasem ogólnie o tym ekologicznym wymiarze, ale brakuje bardziej szczegółowych przykładów tych partykularnych form zrównoważonego – lub nie – współistnienia z naturą, w różnych warunkach klimatycznych i geograficznych.           

MOGŁO BYĆ RÓŻNIE

Gdyby ktoś uznał Narodziny wszystkiego za tytuł zbyt pretensjonalny lub zwodniczy, mam alternatywną propozycję: Mogło być różnie. W naszych zdominowanych przez fatalistyczny determinizm czasach nawet to skromne zdanie nabiera wywrotowego potencjału. Książka Graebera i Wengrowa stanowi przeciwwagę dla cieszących się ogromną popularnością dzieł autorów spod znaku „nowego optymizmu” i można tylko żałować, że żaden miliarder-filantrop nie kwapi się do zakupu bezpłatnych egzemplarzy Narodzin wszystkiego do szkół i bibliotek, jak to miało miejsce w przypadku hitowego Factfulness Hansa Roslinga11. Autorzy polemizują jednak nie tylko z obrońcami  kapitalistycznego status quo, wmawiającymi nam, że żyjemy w najlepszym z możliwych światów. Ich książkę odczytać możemy także jako przeciwwagę dla dość rozpowszechnionych, szczególnie w kręgach liberalnych, ale nierzadkich też w środowiskach lewicowych głosów rozczarowania ludzkością jako taką. Nie chodzi tu o to, żeby hołdować jakiejś sentymentalnej wizji ludzkiej natury, ale o dość oczywistą kwestię: trudno budować ruch na rzecz radykalnej zmiany społecznej bez jakiejś elementarnej wiary w ludzi i sympatii do nich. Żeby tę chwiejną wiarę wzmocnić, Wengrow i Graeber przypominają, że dominujące narracje ukazują nasz gatunek „jako zdecydowanie mniej myślący, mniej twórczy, mniej wolny, niż w rzeczywistości jest”.

Narodziny wszystkiego są pochwałą wszystkich tych kolektywnych wysiłków podejmowanych przez pokolenia naszych przodków i nasze  na rzecz poprawy wspólnego losu, zaspokojenia potrzeb wszystkich członkiń i członków społeczności, zatroszczenia się o słabszych i zapewniania lepszej przyszłości tym, którzy przyjdą po nas. Dziś to między innymi, mrówcza praca organizacyjna związków zawodowych walczących o poprawę warunków pracy i życia; organizacji lokatorskich zabiegających o respektowanie prawa do godnych warunków mieszkaniowych; spółdzielni spożywczych dbających o dostarczanie nam wartościowej żywności, a jej producentom – godnego wynagrodzenia, grup aktywistycznych walczących z kryzysem ekologicznym i klimatycznym i szeregu innych, oddolnych, mniej i bardziej sformalizowanych grup działających na rzecz dóbr wspólnych.

Narodziny wszystkiego ukazały się prawie sto dwadzieścia lat po publikacji innej głośnej książki, przepisującej historię ludzkości w taki sposób, by wydobyć tkwiący w człowieku potencjał radykalnej zmiany społecznej, czyli Pomocy wzajemnej Piotra Kropotkina. Jeżeli mielibyśmy szukać jakiegoś duchowego patrona dzieła Greabera i Wengrowa, to byłby nim chyba właśnie ów pełen “serdecznego idealizmu” nestor teorii anarchistycznej, zwolennik „działania, opartego na właściwościach, tkwiących w głębi każdej jednostki ludzkiej, na właściwościach, którym należy tylko zapewnić możność rozwoju, aby samorzutnie przebudowały społeczeństwo”12. Wstęp do Pomocy wzajemnej, którego współautorem był – razem z innym anarchistycznym badaczem, Andrejem Grubačiciem – David Graeber kończy się słowami, które mogłyby też  być mottem ostatniej jego książki: „Możemy zacząć tworzyć nowy świat jedynie odkrywając ponownie to co jest i zawsze było tuż przed naszymi oczami”13.

  • 1. David Graeber, David Wengrow Narodziny wszystkiego. Nowa historia ludzkości, przełożył Robert Filipowski, Warszawa, Zysk i S-ka ​​2022 (ebook).
  • 2. David Graeber, Fragmenty antropologii anarchistycznej, przeł. Qurde, Poznań, Bractwo Trojka, 2021, s. 51.
  • 3. Por. Chris Knight Wrong About (Almost) Everything’ – a review of ‘The Dawn of Everything’ by David Graeber & David Wengrow, https://libcom.org/article/wrong-about-almost-everything-review-dawn-eve...
  • 4. David Graeber, David Wengrow, dz.cyt.
  • 5. Tamże.
  • 6. Fryderyk Engels, Pochodzenie rodziny, własności prywatnej i państwa, Kraków, Życie, 1912,  s. 111.
  • 7. Por. Sally Roesch Wagner Sisters in Spirit. Haudenosaunee (Iroquois) Influence on  Early American Feminists, Summertown, Native Voices 2001
  • 8. David Graeber, David Wengrow, dz.cyt.
  • 9. Matt Simmons A year after RCMP raids on Wet’suwet’en territory, the Coastal GasLink conflict isn’t going away, „The Narwhal”  18.11.2022, https://thenarwhal.ca/wetsuweten-coastal-gaslink-rcmp-overview/
  • 10. Por Chris Knight, dz.cyt.
  • 11. Roland Paulsen Why You Shouldn’t Listen to Self-Serving Optimists Like Hans Rosling and Steven Pinker, „In these times”, 27.0.3.2019, ​​https://inthesetimes.com/article/new-optimists-bill-gates-steven-pinker-hans-rosling-world-health
  • 12. Jan Hempel Przedmowa, w: Piotr Kropotkin Pomoc wzajemna jako czynnik rozwoju, przełożył Jan Hempel, Wydawnictwo Księgarni Społecznej „Książka”, Warszawa 1921, s. 6, 7.
  • 13. David Graeber, Andrej ​​Grubacic Introduction, w: Peter Kropotkin ​​Mutual Aid. An Illuminated Factor of Evolution, PM Press, 2021, cyt. za: ​​https://theanarchistlibrary.org/library/andrej-grubacic-david-graeber-in...

Udostępnij

Weronika Parfianowicz

Kulturoznawczyni, pracuje w Zakładzie Historii Kultury i Pracowni Studiów Miejskich w Instytucie Kultury Polskiej UW, wydała książkę Europa Środkowa w tekstach i działaniach. Polskie i czeskie dyskusje (nominowaną do nagrody im. Jerzego Giedroycia). Zajmuje się m. in. kulturą czeską, politykami mieszkaniowymi, ideami ekosocjalizmu i postwzrostu. Członkini związku zawodowego Inicjatywa Pracownicza.