tn_1.jpg

Fot. Marcin Oliva Soto/Teatr Nowy Proxima

Odpowiedź na list Teatru Narodowego

Wotowcy też
Przedstawienia

Szanowne Czytelniczki, Szanowni Czytelnicy,

było nam niezwykle miło czytać odpowiedź Teatru Narodowego na nasz tekst Wotowcy też opublikowany na stronie internetowej „Dialogu”. Upewniło nas to, że jesteśmy słyszalne i słyszalni, a podjęta przez nas praca słuszna i, co najważniejsze, skuteczna.

W naszym eksperymentalnym artykule, będącym na poły krytycznoteatralną publicystyką, na poły artystyczną wypowiedzią, wychodząc od Spektaklu dyplomowego… Karoliny Szczypek zaprzęgliśmy do pracy (naśladując strukturę Spektaklu dyplomowego…) własne doświadczenia. W trakcie zajęć podzieliliśmy się historiami, które w różnej formie wracają do nas po dziś dzień. Zaskoczyła nas powtarzalność naszych doświadczeń, z czego wyciągnęliśmy wnioski na temat ich natury. Chodziło nam o ogół zjawisk, jakie nie tylko w Teatrze Narodowym są, według nas, nagminne. 

Czujemy więc potrzebę odniesienia się do listu Dyrekcji TN, co wynika z głębokiej niezgody na jego treść. Możliwość odpowiedzi traktujemy jako szansę na pchnięcie naszej sprawy – podjętej w artykule Wotowcy też – o krok dalej. W związku z tym, odnosząc się do przedstawionego przez TN stanowiska, chcemy zapytać:

1. Na podstawie jakiej umowy zawartej między Teatrem Narodowym a Akademią Teatralną im. Zelwerowicza teatr zapewniał studentkom i studentom bezpieczeństwo podczas prób?  Kto ponosiłby odpowiedzialność za potencjalny uszczerbek na zdrowiu takich osób? Na mocy jakiego prawa teatr dopuszczał obecność na próbach osób niezatrudnionych przy produkcji spektaklu i zgadzał się na wykonywanie przez nie poleceń reżyserów i świadczenie pracy? Czy w Teatrze Narodowym reżyser może tylnymi drzwiami, bez wiedzy portiera, dyrektora czy ochrony, wprowadzić kogo chce, gdzie chce i następnie obsadzić go w dowolnej roli – na przykład asystenta?

2. W liście Dyrekcji TN czytamy: 

„Teatr dopuszczał – za zgodą reżyserów i dyrekcji – obecność na próbach osób niezatrudnionych przy produkcji spektaklu, chcących jednak być jej świadkami, aby poznawać proces powstawania spektaklu, warsztat reżysera, praktykę organizacji prób – ogólnie: pracę teatru. Dotyczyło to studentów i absolwentów szkół teatralnych, mogących dzięki temu podpatrzeć pracę instytucji, w jakiej przyjdzie im w przyszłości funkcjonować.” 

Jeżeli zatem Teatr Narodowy ma edukować studentów szkół artystycznych, przyszłych pracowników instytucji kultury, czy nie powinien unikać powielania szkodliwych wzorców? Czyż nie jest odpowiednim miejscem, żeby nauczyć młodych ludzi etycznych zasad: bez umowy nie rozpoczyna się pracy, nawet tej wolontariackiej? Czy korzystając z ich entuzjazmu i zapału, nie powinno się poświęcić tym ludziom kilku minut, by omówić z nimi charakter ich pracy?

3. W jaki sposób z treści naszego tekstu wywnioskowano, że mamy wobec Teatru Narodowego „wysnute po niewczasie roszczenia finansowe”? 

Nasz tekst miał na celu wskazanie problemu środowiska, a nie rozdrapywanie ran zadanych studentce przez największy i najlepiej dotowany teatr w państwie. Gdybyśmy chcieli „wysnuć po niewczasie roszczenia finansowe”, zrobilibyśmy to dużo precyzyjniej w oficjalnym piśmie, a nie przy okazji recenzji ze Spektaklu dyplomowego, i zamiast anegdotą, operowalibyśmy, na przykład, prawem do informacji publicznej. 

Artykuł Wotowcy też podpisany został pięcioma nazwiskami, a zatem jest wypowiedzią ponadjednostkową, uwierzytelnioną powtarzającym się doświadczeniem. Dyrekcja w swoim piśmie wywołuje jednak do odpowiedzi tylko jedną z nas – Karolinę. Karolina zatem dodaje od siebie: 

mówię w imieniu wielu asystentek i asystentów, których praca i zaangażowanie nie są doceniane. Nie jesteśmy entuzjastami teatru, mamy swoje imiona i nazwiska, nie jesteśmy dziećmi, jesteśmy dorosłymi ludźmi, którzy opłacają rachunki, wynajmują mieszkania i muszą kupować sobie jedzenie. Więc kiedy proponuje się nam pracę, naiwnie spodziewamy się, że dostaniemy za nią wynagrodzenie. Angażujemy się, przychodzimy na próby, spędzamy w teatrze osiem lub nawet więcej godzin dziennie i nie traktujemy tego jako wycieczki po instytucji kultury, którą odbyliśmy w podstawówce. W moim przypadku Teatr Narodowy nie obiecał mi zapłaty za moją pracę, z tym muszę się zgodzić, nie uświadomił mi jednak, że moja praca będzie nieodpłatna. Przez pierwsze tygodnie łudziłam się, że umowę dostanę. Nie mogę się więc zgodzić, że charakter mojej obecności w teatrze był dla obu stron jasny. Dalej uważam, że poświęcony czas oraz narzucane mi obowiązki powinny były wówczas zostać opłacone, tak jak opłacana powinna być każda praca każdej asystentki i każdego asystenta w każdym teatrze.

 

Tymczasem jednak siedzimy na krzesłach, przed nami biurko, fotel, w którym siedzi Dyrekcja, w rogu pokoju wieszak na ubrania i płaszcz. Za nami, w pewnej odległości, paręset osób.

– Sprawa wygląda następująco i lepiej słuchajcie uważnie, bo nie będę powtarzała – mówi Dyrekcja mierząc w naszą piątkę palcem – mam sobie do zarzucenia maksymalnie tyle, że umieściłam wasze nazwiska na afiszu, rozumiecie? Sugerujecie, że u nas reżyser stoi ponad prawem? Używacie naszego imienia, żeby mówić też o innych? Czy naprawdę myślicie, że nas można, ot tak porównywać? 

Dyrekcja wstała z krzesła, przeszła przez gabinet i wyciągnęła z płaszcza gruby skórzany portfel, a z jego najmniejszej zapyziałej kieszonki, coś co wyglądało jak pognieciony paragon.

– Spójrzcie w oczy tym dzieciom, to studenci – zaczęła spokojnie podając nam świstek. Okazało się, że to zdjęcie, stare, czarnobiałe, wytarte od używania – To studenci wiedzy o teatrze, aktorstwa, reżyserii i innych tam takich, wiecie co im zrobiliście teraz? Wiecie co im teraz zrobiłyście? Patrzcie.

Dyrekcja zagryzła wargi i zaczęła z pasją drzeć fotografię. 

– Nie trzeba od razu drzeć – wybąkaliśmy zdziwieni – coś można wymyślić, to naprawdę nie takie trudne. Nam chodzi o…

– Patrzcie coście im zrobili! – powtarzała Dyrekcja rwąc coraz mniejsze kawałki zdjęcia.

– … o to żeby to uregulować jakoś, uprawomocnić, bo to się dzieje wszędzie, a wy macie warunki, żeby…

– Wiem, że tego chcecie, wiem, że tego chcecie! Wiem czego jeszcze chcecie! – Dyrekcja znowu sięgnęła do portfela, który przypominał kawał wędzonej szynki, wyciągnęła z niego kilka banknotów dziesięciozłotowych i wręczyła nam po jednym. – No, proszę, wiem, że o to wam chodzi!

Nie wiedzieliśmy, co powiedzieć i tak siedzieliśmy bez ruchu wbici w rozkładane krzesła. Absolutną ciszę przerwała Dyrekcja, gdy znowu się ożywiła i wyrwała nam z rąk wręczone banknoty.

– Zapomnijcie, ja się nie dam zastraszyć!

 

Czytelnicy i czytelniczki, w dialogu, jaki wobec Was toczymy z Dyrekcją Teatru Narodowego, choć można wyczuć po obu stronach pewne napięcie, dokonuje się przełom i sprawa zmierza we właściwą stronę. Teatr zapewnił, że będzie pilnował umów, to dobrze! Ale byłoby jeszcze lepiej, gdyby zamiast odwracać się od kwestii zatrudniania studentów i studentek, zaczął rozwijać ścieżki edukacyjne – rezydencje, staże – płatne, praktyki – darmowe, projekty kuratorskie i wiele innych, na których realizację czekają publiczne pieniądze kurzące się w budżetowym sejfie. 

Jesteśmy świadomi, że nasz tekst może zostać zinterpretowany w inny sposób niż przewidywaliśmy, że może spotkać się z niezrozumieniem lub wprawić w zakłopotanie. Wierzymy jednak, że mimo możliwych kontrowersji, będzie bodźcem do zmian, bo nie do przyjęcia jest sposób, w jaki traktowani są studenci i świeżo upieczeni absolwenci, których zawodowa przygoda zaczyna się od piętnastu bezpłatnych staży, umów wolontariackich i praktyk trwających zdecydowanie za długo. Jesteśmy w tym razem.

Łącząc pozdrowienia z nadziejami na lepsze jutro

Wotowcy też

Warszawa, 22 kwietnia 2021

 

Udostępnij