66407667_10216351931008905_840751427423830016_o.jpg

William Shakespeare „Burza”, reż. Natasza Sołtanowicz, Wydział Lalkarski Akademii Sztuk Teatralnych, Wrocław 2019. Fot. Marek Maziarz

Burza o „Burzę”, czyli słaba szkoła

Magda Piekarska
Przedstawienia
02 sie, 2019

Nie wiem czy Burza Nataszy Sołtanowicz, studentki reżyserii na Wydziale Lalkarskim wrocławskiej filii Akademii Sztuk Teatralnych, to spektakl znakomity, taki sobie czy zwyczajnie słaby. I wszystko wskazuje na to, że nie będzie mi dane się o tym przekonać. Nie dowie się też tego publiczność Festiwalu Szekspirowskiego w Gdańsku, bo mimo że Burza przeszła selekcję i miała zostać tam pokazana w nurcie OFF, twórcy musieli pokaz odwołać. 

Nie z własnej woli – Burza powstała w AST jako praca na zaliczenie, formalnie rzecz biorąc jest więc własnością szkoły, a pedagogom spektakl się nie spodobał, więc orzekli, że nie ma powodów, żeby się nim chwalić. Natasza Sołtanowicz, która ma na koncie listę wyróżnień (ostatnio na rumuńskim festiwalu Theater Networking Talents, gdzie pokazała swoje Dziwaczki – główna nagroda, jaka jej przypadła oznacza realizację spektaklu w Narodowym Teatrze w Krajowej), musiała więc przedstawienie wycofać z konkursu.

Nie wiem, co w tej sytuacji jest najgorsze – brak zaufania do realizatorów spektaklu, do publiczności, do jurorów, brak wiary w inteligencję i wrażliwość ich wszystkich? Wyobraźni mi nie wystarcza, żeby zrozumieć, jaki cel może mieć Wydział Lalkarski AST w swoich działaniach, bo przecież burza o Burzę jest kolejnym symptomem trwającej tam kryzysowej sytuacji. 

Pamiętamy niedawną historię Słabego roku, dyplomu Wydziału Lalkarskiego w reżyserii Martyny Majewskiej, który najpierw dostał szlaban na wyjazd na Festiwal Szkół Teatralnych w Łodzi – bo był, zdaniem pedagogów, niedostatecznie lalkarski. Ostatecznie, po wielkiej batalii jednak tam pojechał. Studenci pokazali swoją pracę poza konkursem – to wykluczenie dotyczy wszystkich dyplomów zrealizowanych na wydziałach innych niż aktorskie. Cała sytuacja obnażyła podział na studentów pierwszego i drugiego sortu istniejący w szkolnictwie teatralnym, przez lata konserwowany i pielęgnowany. Obnażyła też odklejenie systemu kształcenia w szkole od realiów pracy w teatrach, często tylko z nazwy, lalkowych – w realizowanych tam spektaklach żongluje się przecież o wiele szerszym wachlarzem form niż przed laty.

b613be3e2c_large.jpg

„Słaby rok”, reż. Martyna Majewska, Akademia Sztuk Teatralnych we Wrocławiu, 2019. Fot. Dariusz Kozłowski/AFA

Tym razem sytuacja jest inna – w grę wchodzi spektakl, który został przez wykładowców akademii oceniony źle. I w ich opinii nie zasługuje na prezentację na festiwalu. Próbuję ich zrozumieć – sama byłam w jury nurtu OFF na Przeglądzie Piosenki Aktorskiej, gdzie Natasza Sołtanowicz pokazywała swoje Dziwaczki. Przedstawienie – z pewnością przygotowane dużym nakładem pracy, traktujące temat śmierci i żałoby z dużą wrażliwością – nie zostało przez nas wysoko ocenione. Mówiąc krótko: zabrakło nam w nim dojrzałości w podejściu do tematu, perspektywy, która pozwala spojrzeć na swoją pracę z dystansu i zadać pytanie, gdzie, dotykając tak ważnego, ale też od wieków obecnego w kulturze tematu, odkrywamy coś nowego, a gdzie brniemy w banał. Ostatecznie „Tukana Off” dostał inny spektakl, a Dziwaczki zaczęły jeździć po europejskich festiwalach, od Awinionu po Krajową. 

Cała sytuacja obnażyła podział na studentów pierwszego i drugiego sortu istniejący w szkolnictwie teatralnym, przez lata konserwowany i pielęgnowany. Obnażyła też odklejenie systemu kształcenia w szkole od realiów pracy w teatrach, często tylko z nazwy, lalkowych – w realizowanych tam spektaklach żongluje się przecież o wiele szerszym wachlarzem form niż przed laty

I teraz: czy jako jurorzy poczuliśmy się dotknięci sukcesami Nataszy Sołtanowicz? Czy przyjmowaliśmy je z zażenowaniem i poczuciem, że podkopały nasze kompetencje? Czy złorzeczyliśmy jurorom rumuńskiego konkursu? Nie, wręcz przeciwnie – cieszyliśmy się sukcesami Dziwaczek, gratulowaliśmy reżyserce. W teatrze – czego, wydawałoby się, nie trzeba nikomu tłumaczyć – pomiędzy nielicznymi arcydziełami a spektaklami bezdyskusyjnie złymi rozciąga się ogromna przestrzeń zajęta przez przedstawienia, o które będziemy się spierać, które będą zbierać dobre i złe recenzje, które przez jednych będą odrzucane, przez innych doceniane.

Wycofanie Burzy z konkursu OFF to kolejny strzał w stopę Wydziału Lalkarskiego wrocławskiej AST. Chciałabym wierzyć, że szkoła, która powinna być przestrzenią dla twórczego rozwoju, funduje swoim studentom taką ścieżkę zdrowia, żeby później, w zderzeniu z instytucjami kultury byli bardziej zaprawieni w bojach. Ale, znając artystów, wiem, że to tak nie działa. I że ryzyko, że wrażliwą jednostkę uda się takimi działaniami wykastrować z wiary w siebie i własne możliwości jest ogromne. Wiem, że to nie jest przypadek Nataszy Sołtanowicz, której porażki nie zniechęcą, ale szkoda pracy jej i pozostałych studentów. 

Przykre, ale coraz częściej zdarza mi się myśleć, że spektakl Martyny Majewskiej powinien nosić tytuł Słaba szkoła.

Udostępnij

Magda Piekarska

Dziennikarka, recenzentka, współprowadzi pasmo teatralne w Radiu Wrocław Kultura, publikuje na łamach kwartalnika „nietak!t ” i w portalu teatralny.pl.