klassenberg1.jpg

Beniamin Bukowski „Maria Klassenberg. Ekstazy”, reż. Katarzyna Kalwat, TR Warszawa, Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w Warszawie, 2019. Fot. Tomasz Urbanek

Artystka nieobecna

Marcin Miętus
Przedstawienia
05 sie, 2019

Znajdujemy się w jednej z sal Zamku Ujazdowskiego. W warszawskim Centrum Sztuki Współczesnej trwa otwarcie retrospektywy Marii Klassenberg. Kuratorka wystawy, Anda Rottenberg, nie mogła przyjechać na wernisaż, przedstawia więc sylwetkę artystki z nagrania. Rysuje zwięzły portret radykalnej osobowości, odważnej i bezkompromisowej kobiety tworzącej na marginesie. Mało kto o niej słyszał. Nic dziwnego, Maria Klassenberg ukrywała bowiem swoją twórczość, powtarzając za Thomasem Bernhardem, że artystom nie należy pomagać. Ona z żadnej pomocy świadomie nie korzystała.

Jej prace widzieli nieliczni, nigdy nie były publicznie prezentowane. Nawet Anda Rottenberg w swoim rzeczowym wstępie, dochodzi do wniosku, że jest to wystawa dalece spóźniona, a Maria Klassenberg od dawna powinna znajdować się w panteonie wielkich artystek. To ona – jak mówi obdarzona niekwestionowanym autorytetem historyczka i kuratorka – ustanowiła podwaliny pod polską sztukę performansu. Przyszła pora na gest przywrócenia pamięci o Marii Klassenberg. Nawet nie tyle przywrócenia pamięci, ile przywrócenia artystki do życia.

Siedząca naprzeciw publiczności bohaterka retrospektywy nie będzie zbyt chętna do opisywania własnych dokonań; nie będzie brała aktywnego udziału w wernisażu. „Za dużo słów” – mówi oddając mikrofon córce, Anecie, wymownie rezygnując z kreowania narracji na własny temat. Przez następną godzinę będzie siedziała w milczeniu, w czerni i zakrywających pół twarzy okularach przeciwsłonecznych. Kim jest tajemnicza kobieta? Kim jest Maria Klassenberg?

klassenberg2.jpg

Beniamin Bukowski „Maria Klassenberg. Ekstazy”, reż. Katarzyna Kalwat, TR Warszawa, Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w Warszawie, 2019. Fot. Tomasz Urbanek

W marcu tego roku jedna z amerykańskich stacji telewizyjnych wypuściła odcinek serialu Documentary Now! poświęcony innej, równie bezkompromisowej artystce – Izabelli Barcie. Oglądamy w nim przygotowania do wielkiej wystawy Waiting for the Artist w Nowym Jorku, podsumowującej dotychczasową twórczość amerykańskiej performerki. Kobiety znanej na całym świecie, cenionej przez dyrektorów największych muzeów, krytyków i dziennikarzy.

Co łączy Marię Klassenberg i Izabellę Bartę? Obie nie istnieją. 

Rola Izabelli Barty to mistrzowska parodia Mariny Abramović w wykonaniu Cate Blanchett przygotowana specjalnie dla mockumentalnego serialu. Grana przez Urszulę Kiebzak Maria Klassenberg to z kolei postać wymyślona na potrzeby spektaklu-instalacji-wystawy (jak podaje strona internetowa CSW) Maria Klassenberg. Ekstazy w reżyserii Katarzyny Kalwat. Dlaczego wspominam o odcinku Waiting for the Artist, pisząc o performansie przygotowanym przez TR Warszawa w koprodukcji z Zamkiem Ujazdowskim? Pomijając błyskotliwość obu formatów, istnieje kilka punktów stycznych w narracji prowadzonej przez amerykańskich twórców oraz autorów spektaklu.

W centrum stawiają oni relację sztuki performans z archiwum. W obu przypadkach archiwalia zostały sfingowane. O ile jednak w Documentary now! mamy do czynienia z jawną parodią konkretnych prac Mariny Abramović (jak przezabawny The Bucket Series udający słynny performans Rhythm 0), rozbrajającą poważny ton jej dotychczasowej twórczości, o tyle twórcy spektaklu o Marii Klassenberg konstruują bardziej stonowane wypowiedzi na temat sztuki performansu w momencie jej narodzin w Polsce, wykorzystując przy tym ich potencjał krytyczny.

Katarzynie Kalwat i Beniaminowi Bukowskiemu, odpowiedzialnemu za tekst i dramaturgię, daleko do ironicznego i zdystansowanego pastiszu, bliżej do zdarzenia performatywnego, w którym ważny jest udział publiczności, niemych świadków gestu przywracania pamięci. Imponująca kreatywność twórców w tworzeniu fałszywych dokumentów (przygotowanych przez Anetę Grzeszykowską we współpracy z Janem Smagą) zgromadzonych na wystawie w postaci filmów i zdjęć sprawia, że niektóre z prac wyimaginowanej artystki są tak interesujące, że same w sobie stanowią wartość. Prezentowane na nagraniu działania Marii Klassenberg w jej mieszkaniu i to, jak oddziałują one na widzów, stanowi doskonałą ilustracją feministycznego hasła „prywatne jest polityczne”. Prace pokazywane w jej mieszkaniu z dużą siłą ujawniają mechanizmy opresji, którym podlega ciało performerki.

Sztuka zaangażowana, często radykalna, stanowi narracyjne rusztowanie spektaklu o Marii Klassenberg i mockumentu o Izabelli Barcie. Na drugim planie wybrzmiewają w nich ogólne pytania o sens uprawiania sztuki, uwikłania instytucjonalne, a także o potrzebę manipulacji, prowadzącą niekiedy do pseudoartystycznych gestów.

Marinie Abramović udało się zawładnąć umysłami wielu odbiorców i konsumentów sztuki współczesnej, krytyków oraz młodych adeptów, którzy – jak pokazała ostatnia afera przy wystawie Do czysta w toruńskim CSW – godzą się na niekorzystne warunki zatrudnienia, aby pracować na jej nazwisko. Wydawałoby się, że bohaterce The Arstist is Present (wystawy w MoMA i filmu dokumentalnego, do którego odwołuje się wspomniany mockument) zależy przede wszystkim na realnym kontakcie z drugim człowiekiem, wywołaniu w nim emocji, osobistych refleksji czy bodźców intelektualnych. Obecności. Niemniej Marina Abramović zarządza dziś czymś w rodzaju wielkiej korporacji, a krytyczne głosy zdają się do niej nie docierać. „To ja mam kontrolę. Jeśli publiczność myśli, że jestem smutna, wrażliwa czy emocjonalna, to dlatego, że chcę, żeby ludzie tak myśleli. Zawsze wiem czego chcę i zawsze wiem jak to osiągnąć” – mówi Cate Blanchett a.k.a. Izabella Barta.

Czy te słowa można by przypisać performerce? Choć trudno zakwestionować jej wpływ na rozwój sztuki współczesnej, serbska artystka bardzo umiejętnie potrafi operować własnym wizerunkiem i marką, którą przez lata tworzyła. Jej siła – charakteru i przebicia – jest godna podziwu, ale pewne aspekty autonarracji i postulatywnego trybu, który wykorzystuje między innymi w swych wypowiedziach, mogą budzić wątpliwości. Jej mocna, wręcz ikoniczna obecność w świecie sztuki prowadzi również do marginalizacji innych zasłużonych artystek tworzących w tym samym, co ona czasie. Jedną z nich byłaby pewnie Maria Klassenberg, gdyby tylko istniała.

Mimo pretensjonalności i postawy kontestującej odbiorców swojej sztuki, Maria Klassenberg wydaje się bardziej szczera w prowadzeniu autodyskursu niż Abramović dokonująca reenacmentów swych działań w reklamach adidasów. Zmyślona na potrzeby spektaklu artystka to, jak się okazuje, przeciwieństwo „babci performansu”; przeciwieństwo to ujawnia się w sposobie komunikowania się z widownią i z potencjonalnymi propagatorami jej twórczości. Brak potrzeby dzielenia się własną sztuką i artystyczna izolacja zdecydowały, że została zapomniana. Zdaniem Marii Klassenberg sam akt mówienia to profanacja.

Mocna, wręcz ikoniczna obecność Mariny Abramović w świecie sztuki prowadzi do marginalizacji innych zasłużonych artystek tworzących w tym samym, co ona czasie. Jedną z nich byłaby pewnie Maria Klassenberg, gdyby tylko istniała.

Co powoduje artystką/artystą, żeby z własnej chęci wycofać się z obiegu sztuki i świadomie nie pokazywać swych prac? Czy dalej chodzi o konstruowanie wizerunku i utrzymanie władzy nad uwagą widzek i widzów? Czy to rzeczywiście gest buntowniczki? Co z kolei o prawdzie i fikcji mówi spektakl o zmyślonej artystce? Pytania się mnożą, twórczynie i twórcy spektaklu zmieniają punkty widzenia, nadając przedstawieniu wielowymiarowego, a wielu miejscach nawet subwersywnego, charakteru. Być fikcją to nie to samo, co nie być prawdą.

Co istotne, postać Marii Klassenberg przybliża widzkom i widzom zgromadzonym w Zamku Ujazdowskim jej córka. Aneta Klassenberg (Natalia Kalita), choć korzysta z kalendarium twórczości przygotowanego przez kuratorkę, nie unika osobistej perspektywy; ledwo maskuje pod ironicznymi uwagami pretensje do matki, która zabrała jej dzieciństwo. Jak można sobie wyobrazić, egzystowanie u boku tak silnej osobowości pewnie nie należało do najłatwiejszych. Choć to córka ma do powiedzenia najwięcej i jej głos jest najbardziej słyszalny podczas retrospektywy, i tak pozostaje ona w cieniu matki-demiurżki. Ich relacja przypomina układ sił z Persony Bergmana – milczącej z uporem diwy Elisabeth Vogler i opiekującej się nią pielęgniarki Almy. Aneta to pierwsza interpretatorka twórczości matki, mimowolny świadek jej poszukiwań, kustoszka pamięci. Chłodna, racjonalna, zdystansowana. Natalia Kalita znakomicie odnajduje się w konwencji zaproponowanej przez reżyserkę, zwłaszcza w momentach, gdy pod maską opanowania, kipią niewypowiedziane dotąd emocje i wyrzuty dotyczące ich pasożytniczo-symbiotycznej relacji.

klassenberg3.jpg

Beniamin Bukowski „Maria Klassenberg. Ekstazy”, reż. Katarzyna Kalwat, TR Warszawa, Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w Warszawie, 2019. Fot. Tomasz Urbanek

Maria Klassenberg. Ekstazy traktuje więc o roli artysty w społeczeństwie, ale przede wszystkim opowiada o kobiecie-artystce zepchniętej na margines historii. Czego jej zabrakło? Talentu? A może przywileju bycia mężczyzną? W finale spektaklu Urszula Kiebzak czyta komunikat od reżyserki; opowiada, że, jako aktorka związana z Narodowym Starym Teatrem w Krakowie, pracowała – poza jednym wyjątkiem – wyłącznie z mężczyznami-reżyserami. Maria Klassenberg reprezentuje kobiety, zapomniane na rzecz męskich nazwisk i narracji. To wielokondygnacyjny salon zapomnianych, nie tylko w sztukach wizualnych, ale też w teatrze. Jak udowadniają badaczki z projektu HyPaTia, takich artystek jest wiele. Dziś wreszcie przyszedł czas na to, żeby przywrócić im głos. 

W tym ironiczno-gorzkim krajobrazie Katarzyna Kalwat wraz z zespołem tworzy teatr krytyczny, kreując figurę artystki osobnej, a przy tym opisując i nazywając rzeczywistość. Reżyserka po raz kolejny mierzy się z postacią wielkiego formatu, ściągając ją z piedestału. Tak zrobiła w Holzwege (2016), spektaklu z TR Warszawa inspirowanym biografią Tomasza Sikorskiego, i w Grotowski non-fiction (2018) z opolskiego Teatru im. Kochanowskiego i Wrocławskiego Teatru Współczesnego, gdzie jej stosunek do reformatora teatru był co najmniej ambiwalentny. To twórczyni błyskotliwie operująca archiwami i wykorzystująca je w bardzo nieoczywisty sposób. Reżyserka rozpychająca ramy teatralnego medium, tworząca spektakle na styku performansu, sztuk wizualnych czy konferencji naukowej.

Urszula Kiebzak opowiada, że, jako aktorka związana z Narodowym Starym Teatrem w Krakowie, pracowała – poza jednym wyjątkiem – wyłącznie z mężczyznami-reżyserami. Maria Klassenberg reprezentuje kobiety, odrzucone, często na rzecz męskich nazwisk i narracji.

„Maria Klassenberg nie istnieje. Nigdy nie istniała” – mówi Urszula Kiebzak w finałowym monologu. Ciemne okulary nie są już jej potrzebne. Reżyserka świadomie rezygnuje z utrzymywania widowni w niepewności, kim jest bohaterka wieczoru, choć materiały stworzone na potrzeby spektaklu i sama postać artystki są tak wiarygodne, że wiele osób mogłoby dać się nabrać. Skąd ten gest? Po pierwsze reżyserka oddaje głos aktorce – Urszuli Kiebzak. Ta ustawia się gdzieś poza rolą i odsłania zależności jakie panują w instytucji, w której pracuje. Po drugie podaje powód stworzenia postaci Marii. Powód bardzo ważny i trudny do zbagatelizowania, dotyczy on bowiem obecności głosu kobiet w przestrzeni publicznej. 

Marii Klassenberg jest wiele. Finałowy monolog – dowód na nieistnienie Marii Klassenberg – zdaje się mieć formę otwartą: oddziałuje na widzki i widzów, na obie aktorki oraz tytułową bohaterkę. Performatywna siła Marii Klassenberg ma olbrzymi potencjał.

Udostępnij

Marcin Miętus

Absolwent teatrologii na UJ, redaktor portalu e-splot.pl.