Aneta Groszyńska

Jeżeli do teatru w Poznaniu, to z Ewą. Czasem nawet w innych miastach, jeśli w ramach prac jakiegoś jury wyjeżdżała. Ale w Poznaniu razem. Po spektaklu następowało drugie danie główne: gadanie. Szliśmy do domu i rozmawiali. Ja usiłowałem połknąć sztukę od strony jakiejś mętnej idei, Ewa – od strony widza. Kiedy mówiła, uruchamiała swoją synoptykę. Odbierała spektakl wszystkimi zmysłami: widziała bliski i daleki plan sceny, zauważała dekoracje i stroje, zapamiętywała ruch, słyszała muzykę.